16 lip 2012, o 15:49
Po odebraniu sygnału S.O.S. i wysłaniu na Molotova ekipy ratunkowej na SSV Verdun zapanowała lekko nerwowa atmosfera. Przymusowy postój w pobliżu Pandory nikomu się nie podobał, nawet jeśli ich statek był sprawny i pozornie nie było żadnego zagrożenia ze strony „widmowej” jednostki. W dodatku szybko nadeszły niewesołe wieści. Większość rozbitków znajdowała się obecnie na pokładzie Pandory i część ekipy pod dowództwem porucznik Stark wyruszyła za nimi.
Sheila spożywała właśnie posiłek, siedząc na łóżku w Centrum Medycznym, co teoretycznie było oczywiście zabronione. Jednak z powodu kompletnego braku pacjentów doktor przymknął na to oko.
-Czekaj, czekaj. Czyli chcesz mi powiedzieć, że to jest statek-widmo? Żartujesz sobie ze mnie, tak? - zapytała Lisa Zhang, asystentka szefa stacji medycznej i przyjaciółka Sheili, odrywając się na chwilę od wypełniania jakiś formularzy, które oczywiście powinna była zrobić na wczoraj.
-Nie - odparła brunetka, kręcąc głową w przerwie między kolejnymi kęsami kanapki z kurczakiem. – Zniknął jakieś trzydzieści lat temu, ale wciąż lata. Pojawia się tu i tam. Jeszcze nikt z niego nie wrócił.
Mogło się wydawać, że lekceważąco podchodzi do tematu, biorąc pod uwagę, że przecież na pokładzie znaleźli się żołnierze z Verdun, bądź co bądź znajomi, z którymi służyła przez dwa lata. Aktualnie jednak klasycznie zajadała niepokój i schowała się w królestwie przyjaciółki przed nerwowością wśród reszty załogi. Tak naprawdę przejmowała się losem załogi, tym bardziej, że meldunki porucznik Stark rozbiegały się z mostka po statku lotem błyskawicy, a od chwili jej wejścia na Pandorę, nie dotarła do nich żadna informacja.
-Statki-widma nie istnieją. Musi istnieć jakieś logiczne wyjaśnienie na… - wywód Lisy przerwała wiadomość głosowa, która przyszła na omni-klucz Sheili.
-Szeregowa Carson, proszę stawić się na mostku - Polecenie komandor brzmiało ostro, ale to nic nowego, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. Kobiety spojrzały po sobie wystraszonym wzrokiem.
-Ostatnio nic nie przeskrobałam. To z gaśnicą, to naprawdę nie była moja wina - rzuciła brunetka, opuszczając nogi na ziemię. Napięcie nagle dotarło także do Centrum Medycznego. Lisa posłała w jej kierunku coś, co prawdopodobnie miało być pokrzepiającym uśmiechem i Sheila szybko opuściła pomieszczenie. Komandor Astra nie lubiła czekać na podwładnych. Dziewczyna zbiegła po schodach na główny pokład i skierowała w stronę mostka. Po drodze zdążyła podłapać, że część ekipy wróciła, wraz z pierwszymi ewakuowanymi z Molotova. Rzeczywiście chwilę potem minęła żołnierzy eskortujących trójkę kobiet, zapewne do Centrum Medycznego. „Przynajmniej Lisa też nie będzie się lenić” pomyślała Sheila ponuro, wkraczając w przestrzeń pilota, gdzie aktualnie panował lekki tłok, z powodu ludzi kręcących się w pobliżu przebywającej tam właśnie kapitan i popatrujących przez szyby. Widok był jednocześnie intrygujący i bardzo niepokojący. Olbrzymia jednostka sprawiałaby wrażenie nawet bez towarzyszącej jej ponurej historii.
Komandor Astra wyglądała jakby próbowała się rozdwoić, jednocześnie wydając dyspozycje swoim ludziom i nadzorując pracę techników.
-Nadal nie ma z nimi kontaktu? - zapytała jednego z nich.
-Bez zmian. Podejrzewam interferencję fal elektromagnetycznych i…
-Cholera. Spróbujcie coś z tym zrobić-przerwała mu pani kapitan. Shelia zastanawiała się, czy lepiej będzie zameldować swoją obecność, czy też lepiej poczekać i nie pchać się z palcami między drzwi. W końcu tylko zasalutowała i czekała na rozkazy. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać, choć podejrzewała, że ma to związek z jednostką widoczną za oknem. Spojrzała, po zgromadzonych w pomieszczeniu ludziach i od razu rzucił jej się w oczy podekscytowany doktor Altmann.
-Spocznij - odezwała się komandor Astra. – Wiesz już zapewne, że trzyosobowa obecnie ekipa ratunkowa pod dowództwem porucznik Stark wkroczyła na pokład DSE Pandory w poszukiwaniu załogi MSV Molotov. Nie docierają do nas żadne meldunki, niemożliwy jest tez pełny skan jednostki, zaczęliśmy jednak obserwować kadłub, w poszukiwaniu jakichś przydatnych informacji. Dajcie to zdjęcie na jakiś większy ekran- ostatnie zdanie skierowała do technika, który spełnił jej polecenie i na miejscu skanerów przestrzeni chwilowo pojawił się obraz z kamery, skierowanej na dryfującego przed nimi kolosa. Po chwili nastąpiło zbliżenie na kapsuły ratunkowe. Wszystkie były na miejscach. Kolejny zoom na jedną z nich. Sheila wydała z siebie zaskoczone westchnięcie. W kapsule znajdował się człowiek. Miał na sobie mundur Przymierza i rozpaczliwie uderzał rękoma w przednią szybę.
-To nasz człowiek - wyjaśniła komandor, na wypadek, gdyby dziewczyna się nie zorientowała. –Podejrzewamy awarię kapsuły. W każdym razie jest to dowód na to, że na statku znajdują się ludzie i potrzebują pomocy. Zacumujemy do Pandory, żeby umożliwić im ewakuację. Razem z doktorem Altmannem dołączysz do porucznik Stark. Wspólnie przyprowadzicie odnalezionych członków załogi Molotova i naszą ekipę.
Sheili zajęło całe pięć sekund zrozumienie, że kapitan mówi do niej i czego od niej oczekuje. Zamrugała tylko oczami ze zdziwienia, przeniosła wzrok ze śmiertelnie poważnej twarzy komandor na doktora i przy okazji jeszcze technika, który przyglądał jej się jakby z lekkim współczuciem. Ich miny wyraźnie przeczyły pierwszej myśli, która przyszła jej do głowy- że robią sobie jej kosztem jakieś głupie i mało zabawne żarty. Zaraz potem cisnęło jej się na usta pytanie: „Czemu ja?”, ale kapitan musiała mieć jakiś powód. Poza tym stwierdziła, że chyba nie chce wiedzieć. W obecnej sytuacji mogła sobie wmówić, że dowódca w nią wierzy czy coś i dodać tym sobie odwagi, a prawdziwy powód niekoniecznie musiał jej się podobać. Od kiedy w odpowiedzi na takie pytanie dowiedziała się, że przydzielono ją do ważnej misji tylko po to, by w przebraniu tancerki robiła za przynętę, stwierdziła, że woli żyć w błogiej nieświadomości.
-Zrozumiano? - upewniła się komandor Astra. Sheila uświadomiła sobie, że ją zatkało i raczej nie ma w tym momencie szczególnie inteligentnej miny, zebrała się więc w sobie i odpowiedziała starając się zabrzmieć jak na żołnierza Przymierza przystało.
-Tak jest, pani komandor - odparła. Powinna teraz ruszyć się założyć pancerz i ekwipunek, ale zamiast tego zbliżyła do szyby oddzielającej ich od Pandory i uruchomiwszy omni-klucz zrobiła zdjęcia jednostki.
-Przepraszam, nie mogłam się oprzeć - wyjaśniła za skruchą i ulotniła z mostku najszybciej jak to było możliwe.
Jakiś czas później, już w pełnej gotowości, oczekiwała na otwarcie śluzy, nerwowo wystukując coś stopą o podłogę. Towarzyszący jej doktor nadal wyglądał na bardziej podekscytowanego niż zdenerwowanego. Sheila po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu o jego nienormalności, ale paradoksalnie jego postawa jakoś ją uspokajała. Skoro on się nie bał, to ona nie może być gorsza. Zresztą lepsze to, niż gdyby jej partner miał trząść się ze strachu i panikować. Wtedy jej też z pewnością puściłyby nerwy. Śluza otwarła się z cichym sykiem, ukazując znajomy biały tunel.
-Powodzenia - usłyszeli jeszcze komunikat od pani komandor i opuścili pokład statku.