To, co niegdyś wymagałoby kilku kolejnych sesji mozolnego barwienia ciała, teraz, dzięki postępowi techniki, dało się załatwić w kilka godzin. Kilka godzin bólu tak intensywnego, że Dagan szczerze obawiała się o swoje zaciskane teraz mocno zęby. Tak, była żołnierzem. Ale co miał mundur do odporności na ból? Nic. Zupełnie nic. Rebecca na fizyczne dolegliwości była bardzo wrażliwa i to, że tym razem na podobną katorgę zgodziła się z własnej woli, było czymś nieprawdopodobnym.
By jakoś sobie radzić, próbowała rozmawiać. Z Hearrowem, z pracującymi artystami. Zerkała na rysunek powstający na ciele porucznika (na swój patrzyła rzadziej, bo choć ciekawość ją zżerała, widok drażniącej jej ciało igły mógł trochę ją przerosnąć), rozglądała się po pomieszczeniu. Pilnowała się, by nie marudzić. Powarkiwała co jakiś czas, nie będąc w stanie zdławić przekleństw - zarówno tych powszechnie znanych, jak i bardziej oryginalnych, także w jej ojczystym języku.
A potem - potem, gdy było już po wszystkim, gdy narzędzia tortur zostały odkażone i schowane, a odpowiedzialny za powstałe na ręce Dagan dzieło mężczyzna czekał na pochwałę, wtedy...
-
Kurwa. - Słowo o milionie znaczeń w tym przypadku stało się wyrazem bezgranicznego zdumienia. Bo Rebecca chyba nie do końca wierzyła, że jej wyobrażenie rzeczywiście da się przełożyć na ciało. Nie sądziła, że ktokolwiek może posiadać zdolności umożliwiające podobny transfer i że ona sama będzie w stanie podobną pracę nad jej ciałem wytrzymać. Ale artysta zdolności miał, a czerwonowłosa, jak widać, wciąż była wśród żywych.
Chwilowo nie bacząc na innych obecnych w pomieszczeniu, stanęła naprzeciw dużego lustra, przez długą chwilę przyglądając się nowej sobie. Zdjęte jakiś czas temu bluza i bokserka spoczywały porzucone na jednym z obecnych tu łóżek, dzięki czemu dzieło zdobiące prawą rękę Dagan było w pełni widoczne. Rozciągający się na całej długości kończyny
tatuaż rozlewał się także na bark, dopiero tam stopniowo zanikając i ustępując niepokolorowanej skórze.
-
Kurwa - powtórzyła raz jeszcze, tonem równie zdumionym jak poprzednio, decydując się wreszcie na zwrócenie plecami do lustra, a przodem do reszty. Szeroki uśmiech satysfakcji na twarzy autora tatuażu nie wymagał dodatkowych wyrazów zadowolenia, Dagan zwróciła się więc ku Hearrowowi. Przy całym swym egoizmie mimo wszystko wypadało jednak poświęcić chwilę także temu, dzięki któremu tu trafiła. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby pozwolono Rebecce zastanawiać się nad tym dłużej, podobny malunek zrobiłaby sobie może dopiero na emeryturze.
W każdym razie, spoglądając na mniejsze, ale wciąż ciekawe arcydzieło, jakie zafundował sobie porucznik.
-
Sugestywne. - Wyszczerzyła zęby w bardzo, bardzo szerokim uśmiechu rozbawienia. Nie wątpiła, że mężczyzna dobrze wie, o jaką
sugestię jej chodzi.
Tymczasem, ubierając się, poświęciła jeszcze jedną chwilę na ocenę własnych barw wojennych, pokręciła głową z niedowierzaniem i, w jednej chwili, zdecydowała się jednak na bezpośrednie wyrażenie swojego zadowolenia. Wyrażenie go innymi słowami, niż tylko panną lekkich obyczajów.
-
Dzięki. Naprawdę. To jest... Cholera, przecież widać, jakie jest. Imponujące. Świetne. - Stając naprzeciw mężczyzny, którego jeszcze przed paroma chwilami gotowa była zabijać, wskrzeszać i ponownie zabijać przy każdym kolejnym ukłuciu, Dagan stała się nad podziw wylewna i szeroko uśmiechnięta. W tej chwili ból już się nie liczył. Ręka piekła ją wprawdzie i ze względu na opuchliznę była teraz dwa razy większa od drugiej, ale to nie miało znaczenia. Zresztą, to minie, nie? Słuchając rad tatuażysty na temat tego, jak z tymi naturalnymi niedogodnościami sobie radzić, wiedziała, że potem, po wszystkim, swym tatuażem będzie jarać się jeszcze przez długie tygodnie? miesiące? A może w ogóle do końca życia?
Tymczasem na podziękowanie zasługiwał ktoś jeszcze. Bez wahania zwróciła się ku Hearrowowi i w dwóch krokach zbliżyła na tyle, by stać z nim niemal nos w nos.
-
Dzięki, poruczniku. - W przeciwieństwie do nieco bardziej wylewnych podziękowań zafundowanych artyście, te skierowane do Marshalla były krótkie i konkretne. Nie znaczyło to jednak, że były gorsze. Prawdę mówiąc, niosły ze sobą dużo większy ładunek emocjonalny niż poprzednia przemowa pochwalna.