Tania odwróciła twarz w kierunku żołnierzy i dała odpowiednią komendę. Cały skład nieco się rozluźnił, ale wciąż wpatrywali się w Wilsona i chłonęli każde jego słowo, biorąc je sobie do serca i przetwarzając. Każdy z tych dzielnych mężczyzn i kobiet miał coś o co chciał walczyć i za co żyć. Jego słowa były dla nich niczym remedium na strach i dawka siły potrzebnej do wykonania zadania. Większość miała zacięte, zamyślone miny - najwidoczniej przypominając sobie to co jest dla nich cenne i najważniejsze. Tania zaś spoglądała na niego, z nijaką dumą, pewna że dokonała właściwego wyboru oficera. Ta chwila była wyjątkowo patetyczna, być może nawet za bardzo - ale takie właśnie najbardziej zapadają w pamięć i dają najlepsze świadectwo.
Byli gotowi. By polecieć, by walczyć, być może ginąć, ale wygrać. Wszyscy łącznie z Markiem i Laią, zasalutowali jak jeden mąż i zakrzyknęli:
TAK JEST! Zaczęli ładować się do kapsuły, w której ledwo się pomieścili, nie mówiąc już o sprzęcie który uwierał ich i często był trzymany na kolanach. Najpierw puścili Kapitana z Tanią i pilota, potem wgramoliła się reszta. Pani porucznik nie miała nic przeciwko trzymaniu się blisko, kiwnęła tylko głową i posłała mu kolejny pokrzepiający uśmiech. Następnie cała załoga założyła hełmy i je uszczelniła. Mark nie miał zwykłego hełmu, zamiast niego na głowę wsuną otwarty kask pilota ze znacznie większym polem widzenia. Ledwo wsiadł zaczął przełączać kontrolki, sprawdzać ciśnieniomierze (których było tutaj mnóstwo), mapę klawiszy i ogólne przygotowanie pojazdu do lotu. W tym czasie z hangaru wystartował Kodiak ze sporym ładunkiem i zniknął za burtą. On miał swoją misję, oni swoją. Wnętrze hali wypełniło się milczeniem i napięciem. Obsługa stała w gotowości, wpatrując się uparcie w kapsułę, która nie miała okien ni przeszklonego kokpitu, jedynie właz z tyłu. Sam pilot kierował się wyłącznie za pomocą obrazu przerzucanego na bieżąco z kamer. W końcu w głośnikach odezwał się znajomy głos:
- Przygotować desantowiec do wystrzelenia - Mark przełączył dwa przełączniki i położył rękę na zwolnieniu blokady wyrzutni -
4...3...2...1 Masz okno do pod...
Reszty już nie usłyszeli, pilot zwolnił blokady i kapsuła zostało wyrzucona w przestrzeń kosmiczną, prosto między przeogromne pole asteroid.
- No to lecimy - podsumował spokojnie Mark.
Przez następne dziesięć minut lotu Mark odciął się od świata zewnętrznego. Był w pełni skupiony na kontrolowaniu kapsuły jak najmniejszym kosztem gazu wylotowego - w końcu kto wie czy nie będzie potrzebna większa ilość do nagłego uniku? Nie raz przelatywali zaledwie dziesiątki metrów obok asteroid a co mniejsze kawałki odbijały się od powierzchni kapsuły, wydając przy tym głuchy dźwięk. Dwukrotnie uniknął bezpośredniego uderzenia i lawirował dalej między kamieniami. Zagryzał przy tym walkę i garbił się nad konsolą kontrolną, sprawdzając co chwila ciśnieniomierze i pozostałe przyrządy. W końcu zobaczyli swój cel: spomiędzy kamieni wyłonił się jeden znacznie większy, z czarną smugą na powierzchni. To był krater wyżłobiony przez Odina, którego majestatyczna sylwetka majaczyła w oddali. Lekko przechylony na bakburtę, leżał tam na wyciągnięcie ręki. Jego poszycie było przebite w dwóch miejscach na bakburcie, coś też tam eksplodowało.
Nie było ich widać, ale wszyscy wiedzieli, że gdzieś niedaleko krążą fregaty, pilnując swojego złotego jaja. Mimo ich radarów kapsuła przemknęła między nimi niezauważona i dotarła do celu, osiadając "miękko" ruchem ślizgowym na powierzchni asteroidy, zaledwie siedemdziesiąt metrów od celu, jak na taką manewrowość doskonała precyzja.
- 15% gazu nam zostało, nie wiem jak wy, ale ja uważam to za całkiem niezły wynik - pochwalił się pilot z dumą w głosie.
- Dobra robota Mark, zobaczymy jak sobie poradzisz z krążownikiem - odpowiedziała mu Tania, która właśnie odpinała pasy -
zbieramy się panowie.
Wszyscy wyładowali się z kapsuły i zaczęła się zabawa, w której to nie Wilson, ani nie Tania mieli dyrygować, a Tiberius, który nakazał podzielić się na dwie grupy i wejść silnikami.
- Viccius, Calrius, Ignarian, Wymer, Tretyakov - wskazał poszczególnych żołnierzy -
tworzycie grupę drugą, zabieracie ze sobą Mark'a, Toma i Zoie. Viccius dowodzi, reszta za mną. Panie kapitanie, proszę trzymać się z panią porucznik i inżynier trochę z tyłu. W razie zatrzymania jednej z grup, jedna część załogi może udać się do drugiej, w ten sposób unikniemy sytuacji w której statek nie odleci bo nie ma pilota - spojrzał po swoich ludziach, wskazał statek i dał rozkaz do wymarszu.
Na początku wszystko szło gładko, dotarli do silników. Od razu zobaczyli dwa duże wgniecenia na rufie, ale nie przebicia. Jeden silnik został trafiony na łączeniu z kadłubem statku, z tamtego miejsca sterczały powyginane strzępy metalu.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Z pomocą niskiej grawitacji wskoczyli na górę i przeszli dalej. Viccius dowodził drużyną B, Tiberius drużyną A. Dysze silników były długie, szerokie i ciemne wewnątrz. Szybko uporali się z pokonaniem dystansu i w synchronizacji z drużyną B weszli do środka maszynowni, zastając tam samotnego Batarianina, który był tak zaskoczony, że nawet nie zdążył zrobić zaskoczonej miny i już miał miejsce na siódme oko. Jakiś mechanik, bez pancerza i tarczy. Wytłumiona broń szybko się z nim rozprawiła i poszli dalej. Następne dziesięć minut było kluczowymi. Przetrząsali pokój za pokojem, eliminując batarian jeden po drugim. Żołnierze z godnym profesjonalistów stylu otwierali każdy pokój i sprawdzali przejścia. Ale jak sam Wilson już powiedział, nic nigdy nie idzie dokładnie zgodnie z planem. W pewnym momencie Gornus i Warton otworzyli kolejne drzwi i zastali tam już nie tak zdziwionego Batarianina, który złapał człowieka za broń i wciągnął do pokoju, zasłaniając się nim. Wilson i reszta akurat byli niedaleko i widzieli jak nagle na Turianina wpada czterooki mięśniak, trzymający w żelaznym uścisku żołnierza a wolną ręką uderza w niego omni-pięścią od dołu. Krzyk żołnierza był słyszalny, nawet przez maskę, w promieniu wielu metrów. Chrupnęły żebra, pancerz wgiął się do środka i siła odrzutu posłała konającego żołnierza na ścianę po drugiej stronie, w którą uderzył z głuchym łoskotem i spadł na podłogę. Turiański komandos nie stracił jednak głowy i nim Batarianin zdążył wziąć zamach wbił mu omni-ostrze między żebra i miotną nim o podłogę, gdzie dopadł do niego drugi turianin i odstrzelił z przyłożenia. Martwy przeciwnik zaległ na podłodze, brocząc krwią ze swoich ran. Bramlett podbiegł do leżącego towarzysza i sprawdził czy żyje sprawdzając puls, zdjął mu nawet hełm i odsłonił powieki. Twarz Wartona wykrzywiona była grymasem bólu, a z ust ciekła mu krew. Bramlett zacisnął usta w wąską linię i zamknął mu oczy.
- Martwy - zameldował.
- Niedobrze, mogli usłyszeć - Tiberius spojrzał na quariankę -
blokujesz sygnał?
- Tak, narazie nie wysyłali żadnej transmisji - odparła Laia wpatrując się w Omni-klucz.
- Dobra, ruszamy dalej, zachowajcie ostroż... - Tiberius przerwał i najwyraźniej słuchał jakiegoś komunikatu -
wiedzą już, że tu jesteśmy, wpadli większą kupą na Drużynę B, Laia?
- Nie wysyłali żadnych wiadomości drogą radiową, musieli puścić sygnał wewnętrzną drogą awaryjną, kablem - odpowiedziała nerwowym tonem kobieta -
do tego praktycznie nie da się dotrzeć bez rozbierania ścian, nie wszystkie statki to mają, nie można było tego sprawdzić!
- Dosyć, nie tłumacz się - powstrzymał ją Turianin -
siedź z tyłu i pilnuj transmisji. Reszta, idziemy dalej!
Wilson nie widział twarzy Tanii zza zasłoniętego hełmu, ale to wydarzenie musiało wywołać na niej lekki wstrząs. Przez chwilę została w tyle, ale ruszyła dalej z bronią w pogotowiu. Nie oddalała się jednak od Wilsona i nie robiła nic głupiego, była opanowana na tyle by nie szaleć.
- Jest transmisja sos do statków patrolujących... zablokowana - oznajmiła quarianka -
nadchodzą kolejne, ale póki co trzymam ich krótko.
Parli dalej, raz zatrzymała ich mała wymiana ognia w szerokim korytarzu. Tania wcisnęła się wraz z Wilsonem za jakąś osłonę a Laia wskoczyła do pustej kajuty. Pociski świstały w powietrzu, jednak Tyberius nie dał znaku do ewakuacji personelu sterującego statkiem. Zamiast tego rozkazał użyć broni ciężkiej. Żołnierz z miotaczem ognia wypluł w stronę przeciwników niemałą ilość płonącej cieczy, wypłaszając pięciu batarian zza osłon. Nie trzeba było wiele czasu by żołnierze pozbyli się odsłoniętego przeciwnika. Zadziałał system przeciwpożarowy, który zaczął powoli zwalczać płomienie.
Ruszyli dalej, ku mostkowi. Tuż przed dostali informacje o stracie żołnierza i jednym krytycznie rannym w drużynie B - Tretyakov i Calrius. Ustawiali się właśnie przy grodziach na mostek, kiedy zdenerwowanym głosem odezwała się quarianka, która od dłuższego czasu klikała coś na omni-kluczu.
- Wypuścili wiadomość specjalnym kanałem, nie udało mi się jej zablokować! Patrol wie, że tu jesteśmy - rozejrzała się po wszystkich, a z jej głosy wyłamywał się przepraszający ton. To był znak do działania, wraz z drużyną B dostali się na Mostek, gdzie nie musieli już walczyć. Zamiast tego zastali szóstkę Batarian, którzy stali z rękami podniesionymi do góry i oznajmili, że się poddają.
Nie czekając na specjalne zaproszenie załoga rzuciła się do działania. Tom i Zoe przystąpili do konsol by sprawdzić stan dział i torped. Mark pobiegł na miejsce pilota i zajął je pospiesznie, aktywując konsolę. Fotel zjechał na szynach niżej, opuszczając go to bardziej przeszkolonej przestrzeni, gdzie widział więcej i pojawiały się wszystkie ekrany. Już teraz zaczął coś przełączać i ustawiać.
Quarianka zajęła dwie konsole i na obu jednocześnie wklepywała komendy diagnozy i sprawdzała wcześniejsze. Tania zajęła zaś miejsce łączności i nadajnika.
- Trzy z czterech baterii Thanix sprawne, jedna na bakburcie uszkodzona, niezdolna do działania - zakomunikował Tom i zaraz wtrąciła się Zoe -
cztery na dziesięć Javelinów, pięćdziesiąt torped dysrupcyjnych co starczy na jakieś dziesięć standardowych salw.
Zaraz po niej odezwała się quarianka, która najwyraźniej zakończyła diagnozę.
- Uszkodzone chłodzenie rdzenia statku, będzie działać z maksymalną mocą 60%, same tarcze pochłoną 40%, strzał z pojedyńczej baterii to 5%. Zmniejszenie prędkości może nam zapewnić dodatkowe 10%, zwiększenie na odwrót, pochłonąć dodatkowe 10% - wyświetliła hologram statku i przyjrzała mu się pośpiesznie -
Bakburta uszkodzona, przebite poszycie i wnętrze, rufę też ktoś potraktował pewną dozą siły ognia, ale jest to lekkie uszkodzenie, jeden z lewych silników ma poważne uszkodzenie, może nie przyjąć bezpośredniego strzału, sterburta trafiona, ale nie przebita. GARDIAN'y sprawne w 80%, część na lewej burcie uszkodzone i nieliczne na rufie.
W całym tym pędzie do Wilsona podszedł Tiberius i zapytał go co robić z batarianinami, którzy się poddali. Nie wyglądali na żołnierzy, być może personel naprawczo/sterowniczy.
- Kapitanie - odezwała się w końcu Tania -
radar pokazuje dwie fregaty w sektorze C6 i jedną w B8.
- Szefie - odezwał się Mark -
sterowanie działa, silniki są gotowe do odpalenia, ruszać?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąTakie długie posty do mnie nie przemawiają, nie chce mi się ich potem sprawdzać tak dokładnie xD!