Wyświetl wiadomość pozafabularną
Choć mogła się spodziewać, że czas lotu na Tidan zdominowany będzie przez chaos przygotowań, mimo wszystko nie brała pod uwagę, że zamieszanie będzie aż tak duże, a czasu - tak mało. Prawda jest taka, że choć Luccarius dysponowała stopniem majora, nigdy dotąd nie musiała korzystać z pełni uprawnień tej rangi. Dowodzenie większą liczbą oddziałów aż dotąd widziała w zasadzie tylko na papierze, teraz więc... Cóż, chrzest bojowy. Tak to nazwijmy.
Pierwszym, co Alana postanowiła zrobić, to zgromadzić oficerów dowodzących wszystkimi podległymi jej aktualnie oddziałami Kabał i raz a porządnie załatwić sprawę wyposażenia. Uzyskawszy pozwolenie kapitan Horanis na przeprowadzenie małej odprawy w pokładowej sali konferencyjnej, Luccarius nie traciła czasu na bezproduktywne w tej chwili dywagacje - jakiekolwiek plany działania będą mogli ustalać wtedy, gdy będą wiedzieli coś więcej na temat czekających na nich warunków, czyli, mówiąc w skrócie, dopiero na samym Tidanie - zajęła się natomiast tym, co mogli zrobić teraz. Poinformowała więc swych podwładnych o zamiarach przeprowadzania działań w nocy, każdemu przekazała zestawy noktowizorów i tarcz awaryjnych w takiej liczbie, by oficer mógł wyposażyć swój oddział, potem zaś przeszła do sensorów. Jeden moduł zatrzymując dla siebie, resztę przekazała także w ręce dowódców. Przez moment rozważała wprawdzie samodzielne określenie, komu mają je przydzielić, ostatecznie zrezygnowała z tego jednak. Podstawą dobrej współpracy było traktowanie towarzyszy jako mających swój rozum i znających swych żołnierzy, stąd Alana wyszła z założenia, że oficerowie sami będą wiedzieli najlepiej, komu wręczyć sensory - czy to zatrzymać je dla siebie, czy na przykład przekazać je kabalistom dystansowym.
Na koniec ustaliła też jedno wspólne, stabilne łącze ze wszystkimi i dopiero wtedy, po raz pierwszy, zerknęła na zegarek. To... Zeszło się. Nie sądziła, że podobne, pozbawione przecież nie-wiadomo-jakiej ilości konkretów rozmowy mogą się tyle ciągnąć. Ale przeciągnęły się i gdy Luccarius wróciła do rzeczywistości, był to już doskonały moment na przystąpienie do dalszych działań. Oficerowie zostali ponownie oddelegowani do swych oddziałów, a Alana, zatrzymując się na mostku, mogła patrzeć na rosnącą na radarach sylwetkę Tidan.
-
Połączcie mnie z kapitanem Vallokiusem - zarządziła spokojnie. Choć normalnie podobne polecenia zawsze wychodziły od kapitana okrętu, w przypadku
Bazyliszka podział obowiązków i uprawnień wyglądał nieco inaczej, co wynikało ze specyfiki działań statku. Nie mogło być mowy o samowładztwie Horanis, tutaj wiele decyzji podejmowało się co najmniej w triadzie - kapitan, ordynator sektora ratunkowego i Luccarius jako kierująca głównym zespołem ratunkowym. Teraz więc rozkaz major nikogo nie zdziwił, a połączenie zostało nawiązane od ręki.
-
Kapitanie - przywitała się więc ponownie, splatając ręce za plecami. Oficjalna postawa dowódcy zbyt silnie weszła jej w krew, by mogła ją łatwo z siebie wyplenić. -
Jak u was? - Zmrużyła oczy. Choć oddawała się teraz rozmowie, jej wzrok wciąż był utkwiony w hologramie planety, na której niebawem mieli lądować. -
Czy macie możliwość przeskanowania planety, kapitanie? -
Bazyliszek nie był ani okrętem bojowym, ani rozpoznawczym, stąd podobny rekonesans z dystansu przekraczał możliwości samej Alany.
Jednocześnie, nie przerywając połączenia, Luccarius wydała polecenie gotowości bojowej wszystkim podległym jej kabalistom, potem zaś... Jak miał nazywać się ten potencjalny sojusznik? Ursin?
-
Poruczniku Laeraka, sprawdźcie, czy będziecie w stanie go złapać - rzuciła w międzyczasie do trzeciego oficera i jednocześnie wykwalifikowanego inżyniera. Poza służbą do wszystkich zwracała się po imieniu - szczerze mówiąc, także do kapitan Horanis - teraz jednak nie wypadało. Bo teraz byli w pracy, w pracy jak cholera. Zamykając więc rozmowę w sztywnych ramach podała Atrixusowi potrzebne dane - imię i nazwisko, Septimus Ursin, jego stopień i, przede wszystkim, numer identyfikujący omni-klucz turianina. Podobne dane znajdowały się najpewniej w aktach wszystkich żołnierzy Hierarchii, stąd jedynym pytaniem było raczej nie to, czy podobny kod w papierach Ursina by był, ale czy Septimus na przestrzeni czasu go nie zmienił. Jeśli jednak rząd cyferek byłby prawidłowy, może... W porządku, prawdopodobieństwo było małe, poświęcając jednak trochę czasu może byliby w stanie złapać cokolwiek, choćby przybliżoną lokalizację w obrębie kolonii?