Nagła zmiana podejścia Shukina była... Cóż, pożądana, to na pewno. I doceniona, na tyle, na ile Dagan umiała cokolwiek docenić. Prychając tylko na komentarz Strikera - nie wybierała się na żaden spacer, ani z Alexandrem, ani z samą sobą - z zaskakującą ją samą łatwością poddała się rozmowie z biotykiem. Teraz, gdy zaprzestał prób nieudolnego flirtu, nagle okazało się, że czerwonowłosa umie powiedzieć więcej niż jedno, w porywach dwa zdawkowe słowa. I że nie tylko umie, ale również to robi. Nawet umiarkowanie chętnie.
- Niezbyt długo - odpowiedziała na pierwsze pytanie, jednocześnie sadzając tyłek na ławeczce najbliższego ze sprzętów. Swoją drogą, to było całkiem niezłe pytanie - ile? Nie była pewna. Że niedługo, to wiedziała, ale ile dokładnie - to jej już umykało. Tak naprawdę nigdy nie przywiązywała wagi do rzeczy, które mogłaby sprawdzić w sieci, gdyby potrzebowała - a czas trwania jej konkretnych przydziałów było jedną z tych. Ile więc była na Wiźnie? Kilka miesięcy, pewnie mniej więcej tyle. Wcześniej był przecież Norad, a po nim chwila uziemienia na Cytadeli. Nie miała jednak pojęcia, po prostu nie liczyła i nie pamiętała ile tak naprawdę to wszystko trwało. Ostatecznie to zwyczajnie nie było istotne.
- To mniej męczące niż się wydaje - Wzruszyła lekko ramionami na wywód Shukina, jednocześnie spoglądając na przebranego już Strikera. Z umiarkowanym zainteresowaniem prześlizgnęła się wzrokiem po jego tatuażach. Jej własny - pokrywający całą prawą rękę, od ramienia po nadgarstek - był teraz niemal niewidoczny, spod rękawa munduru wystawały jedynie fragmenty robotycznego rysunku. Lubiła tatuaże. Sama nie miała ich więcej, ale Charles - zdecydowanie tak. Przyglądała im się przez chwilę nieskrępowanie, dopiero potem wracając spojrzeniem do Shukina. - Mi w każdym razie życie na pokładzie odpowiada. Przynajmniej czas się nie dłuży. Zazwyczaj. - Prawda była taka, że bytność na okręcie pasowała jej znacznie bardziej niż siedzenie na lądzie, jakikolwiek ląd by to był. Dotychczas siedzenie na Cytadeli czy na Ziemi wiązało się jej zwykle z bezczynnością, a ta nieprawdopodobnie ją nudziła. Mając przydział na statku przynajmniej miała jakąś przydzieloną rolę, jakieś zajęcie, coś, co sprawiało, że czuła się przydatna, ale przede wszystkim - że mogła się w czymś realizować. Obecność innych ludzi, nawet tłumów, była w tym momencie niezbyt wygórowaną ceną za profity.
Na wzmiankę o własnej kajucie parsknęła tylko cicho. Nie miała jej nigdy i choć w żartach zaczął pojawiać się temat, że jeszcze trochę, a dorobi się lepszych warunków - takich, jaki przysługiwały oficerom - Dagan wciąż się do tego nie przywiązywała i, szczerze mówiąc, nieszczególnie w to wierzyła. Fakt, ostatnio zaskakująco sprawnie pokonała kilka szczebli w drabinie awansów, tak że w efekcie pagony oficerskie miała już w zasięgu ręki, wciąż jednak nie umiała wyjaśnić, jakim cudem się to stało. Bo wiecie, ona nie była żołnierzem z powołania i nawet nieszczególnie się starała. Po prostu tak wyszło.
Myśl, że miałaby być oficerem i dodatkowo, na przykład, kimś dowodzić była śmieszna.
- Nie mam swojej kajuty, śpię w grupowych, kilkuosobowych, jak wszyscy - Uśmiechnęła się nieznacznie z rozbawieniem. - Na luksus własnego pokoju trzeba sobie zapracować.
Milczała przez krótką chwilę, przez ramię spoglądając na drugą kobietę obecną na siłowni. Potem na powrót zainteresowała się własnym towarzystwem.
- Wychodzi na to, że lecę. Chyba. - Wzruszyła lekko ramionami w odpowiedzi na pytanie Alexandra, potem znów milcząc przez krótką chwilę.
- No dobra. To kim wy tak naprawdę jesteście? - zapytała ostatecznie bezpośrednio, zupełnie niesubtelnie zmieniając temat. Zerknęła na Shukina, na Strikera, potem znowu na Shukina. - Firma po coś was zatrudniła, więc pewnie jesteście przydatni. Co robicie jak nie bawicie się na naszym podwórku? - Ruchem głowy wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku, sygnalizując w ten sposób, że pod pojęciem podwórko ma na myśli służbę w Przymierzu.