Spojrzał na podaną mu zupę i z lekkim zaskoczeniem uniósł brwi. Spodziewał się, czegoś na poziomie gówno zupki z proszku, a otrzymał zamiast tego gęstą i pełną składników zupę. Zastanawiał się czy hodują na miejscu czy może jednak chiński rząd nie zapomina i wysyła wciąż jedzenie na tą kolonie. Cokolwiek by to nie było sama zupa była naprawdę dobra. Prawie jak w Szanghaju.
Cieszyło go to, że Iris nie zareagowała mniej naturalnie. Jego plany zawsze opierały się na dość prostych założeniach, a zazwyczaj postać do pośmiania bardzo szybko kupowała serca ludzi. Wolał zabijać niż wykorzystywać swoją wiedze w manipulacji innych. Ta przynajmniej była bardziej szczera. Życie jednak więcej razy stawiało go w sytuacji gdzie niestety ta druga umiejętność była znacznie bardziej przydatna.
Obserwował jak pałeczkę przejęła Rutherford. Przynajmniej się odnajdywała w roli, a kiedy w głowie przestawiła się już dźwignia, że to nie jest żadna radna tylko bieda komandos to od razu wszystko wydawało się łatwiejsze. Co jak co, ale w wypieraniu rzeczy we własnej głowie był naprawdę niezły. Po prostu więc jadł, palił i wsłuchiwał się w dialog dziejący się gdzieś obok niego.
To co go różniło go od drugiego Charlesa to to, że w jego oczach nie było żadnych iskierek rozbawienia. Była typowa dla niego pustka. Może i jego ciało było w chińskiej restauracji ale jego umysł kolejny raz zawędrował do miejsc, których odwiedzać nie powinien. Przeczuwał w środku, że musi sięgnąć po leki. Te dopiero niestety mógł wziąć już po powrocie z restauracji. Ścisnął dłonią trochę mocniej pałeczki starając się powstrzymać lekkie drganie dłoni.
Na wiadomość Alexa nie odpisał. Jeśli obydwoje spojrzeli na wiadomość to nie wyglądałoby to najlepiej. Więc po prostu sięgnął po kolejnego papierosa. Zjadł pierożki, które na krótką chwile poprawiły jego nastrój. Oparł się wygodniej o siedzisko krzesełka. Spojrzał na Iris zaciągając się papierosem.
- Dopiero co przylecieliśmy Rose. Wyluzuj już trochę z obciąganiem górze, co? Przecież nie ma tu Hearrowa. - Rzucił zmęczonym tonem na jej próbę rozpoczęcia operacji tu i teraz. Człowiek z radnej wyjdzie, ale radna z człowieka nigdy. - Tak ja mówiła, Rutherford. Naszym celem jest ją odnaleźć, gdyby trzeba było załatwić żeby zniknęła. - Zaciągnął się by po chwili westchnąć. - Wtedy raczej nie prowadzilibyśmy tej rozmowy w tak cywilizowany sposób.
Patrzył mężczyźnie prosto w oczy. Nie żeby go wyzwać czy cokolwiek, po prostu żeby go uświadomić, że to właśnie on jest specjalistą od zleceń takich jak te. Jeśli mieliby ją zabić to pewnie Zhu siedziałby teraz podczas najgorszej sesji tortur w swoim życiu. Zaciągnął się po raz kolejny by po chwili zgasić papierosa.
- Rozumiem, że czas jest ważny ale nie zamierzam poświęcać swojego życia za szukaniem dwóch duchów naraz. Z tego co opowiadasz, Kate, brzmi jak człowiek, który wie co robi. Nasze błędy, mogą się przenieść na nią.
Odłożył pałeczki na talerz i przyglądał im się chwile. Jakaś część jego umysłu chciała jak najszybciej się stąd wynieść. Nie wiedział czy to instynkt czy kolejny raz jego paranoja uznała, że go zacznie irytować w miejscu publicznym.
- Słuchaj, wróć do domu i wszystko na spokojnie przemyśl. Dla ciebie to tylko powiedzenie tak, ale dla nas to przygotowanie transportu i ucieczki z planety z dodatkową osobą. - Oparł dłoń na blacie i stuknął kilka razy palcami. - Wiesz, że jeśli coś się spierdoli to nawet twoja pozycja cię nie obroni. Nie wiem czy rządzi tu Mealstrom czy Hybris, ale nie ważne kto, bo moje kontakty w obu organizacjach nie uratują twojego życia.
Chciał mieć absolutną pewność, że Zhu wiedział na co się pisze. Jeśli tak, nie ma problemu. Jeśli nie, to też nie ma problemu. Po prostu Charles nie przepadał za ludźmi, którzy wchodzili w tą robotę by potem nie godzić się na konsekwencje tej pracy.