Przez celownik, Crassus dostrzegł pojedyncze owady zawieszone w powietrzu gdzieś wysoko, ponad ich głowami, a także o wiele wyżej niż zabudowa przemysłowa. Odległość ta musiała być o tyle bezpieczna, że insekty znane z opowieści Ishy oraz ściągniętych z kamer obrazów nie interesowały się pojedynczymi osobami na powierzchni koloni. Być może warto byłoby się zastanowić, czy przeważającym czynnikiem były faktycznie dzielące ich metry, a może ilość mniejsza, niż wielodzietna rodzina zamieszkująca Horyzont. Brnięcie jednak w dyskusje we własnej głowie rodziło ryzyko, ze świadomość obecności zagrożenia zagnieździ się głębiej i mocniej wbije swoje szpony, nie pozwalając skupić się na nim innym.
Kroki niosły się echem po hangarze. Sama hala, wydawała się o wiele większa, niż widziana z zewnątrz. Wybrakowane oświetlenie podpowiadało, że nie była zbyt często użytkowana, a mimo to czekającemu na nich Mako niewiele brakowało; był sprawny technicznie, kontrola systemów przyniosła pożądaną, pozytywną odpowiedź. Nyx podłączyła się z nim bez większego trudu, z drobną asystą Evy zatwierdzającą jej uprawnienia.
-
Zablokuj ster, wykręcając maksymalnie i wyskocz - poinstruowała ją co do kwestii technicznych, aczkolwiek w same kompetencje kobiety nie wnikała. Zeskoczyła ze stopnia, na którym stała, gdy pokazywała poszczególne przyciski
najemniczce siedzącej na miejscu kierowcy zwracając się do pozostałych.
-
Gdyby coś poszło nie tak... - zaczęła ostrożnie, nie chcąc psuć morali, aczkolwiek doktor Core twardo stąpała po ziemi i nawet, jeżeli szczerze wierzyła w ich utkany na potrzeby sytuacji plan, chciała mieć przegadaną każdą możliwość. I wiedzieć, jak zachować się zaskoczona niepomyślną rzeczywistością.
-
... Nie ma co ryzykować. Porzuć pojazd, dołącz do nas. Zgadzam się, że najgorsze, co możemy teraz zrobić to się rozdzielić - podkreśliła, po czym odsunęła się, pozwalając im pracować.
Eva nie pytała, skąd to doświadczenie w sprawnym podłączeniu ładunków wybuchowych. Kable, oplotły Mako niczym pajęczyna, a montujący je, solidnie utkali zamknięty układ, chcąc mieć pewność, że jak już pierdolnie, to porządnie. Skany omni-kluczem potwierdziły, że wszystkie przewody są podpięte właściwie, nie było tu miejsca na fuszerę, z czego każdy zdawał sobie sprawę.
W oczekiwaniu na skończoną pracę, Eva rozglądała się okolicy wypatrując zagrożenia. Kilka razy poruszyła się niespokojnie przy bramie, ale jej reakcja była albo wygórowana, albo spodziewała się czegoś, co naturalnie by nastąpiło, lecz w obliczu wydarzeń na Horyzoncie, tak się nie stało.
-
Nie słychać nawet ptaków... - mruknęła pod nosem, jednak nie na tyle cicho, aby nie wyłapał jej słów mikrofon podpięty do wspólnego kanału.
Doktor Core ożywiła się, kiedy zameldowano koniec przygotować. Rozprostowała kości, gotowa do drogi.
-
Już? Wszystko mamy? No dobrze. Możemy pójść między budynkami. Gdybyśmy spotkali patrol, czy... cokolwiek, będziemy mieć wystarczająco dużo osłon - zaproponowała, nakreślając ścieżkę pomiędzy kontenerami na hologramie udostępnionej w chmurze mapie. Zaczekała, aż pozostali naniosą ewentualne korekty mając przed sobą rzut na ukształtowanie terenu; ostatecznie to oni przekradali się i zakradali w swoim życiu częściej, niż Eva.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Szli pomiędzy porzuconymi budynkami. Skanery nie wykrywały żadnej, żywej duszy. Oczy także nie wypatrzyły oznak, że ktokolwiek - cokolwiek? - mogło czaić się w pobliżu. Instynkt, a także nabyta z latami doświadczenia ostrożność mimo wszystko pilnowały, aby nikt nie wyrywał się do przodu. Zachowywali narzucony sobie szyk, zamykający pochód obserwował tyły, idący pierwszy zwracał uwagę na najmniejszy ruch przed nimi.
Przez otwarte okna, widać było porzucone miejsca pracy. Leżące pośrodku skrzynie, narzędzia przygotowane do użycia. Ani śladu ludzi, bądź zwierząt. Cisza, potęgowała szelest ich ruchów, a także kroki stawiane w miękkiej trawie. Było ciepło, wręcz parno. Brakowało ożywczego wiatru czyniącego tę wędrówkę bardziej znośną.
Musieli utrzymywać szybkie tempo, aby mniej więcej zgrać się w czasie z Nyx. Oszacowali mniej więcej, w jakiej odległości czasowej kobieta powinna wyjechać Mako w stronę statku, aby sukcesywnie rozpędzić pojazd i ostatecznie wjechać w statek bez szans na zatrzymanie go. Tymczasem, unikając otwartych przestrzeni, sukcesywnie zbliżali się do zakotwiczonego na planecie obcego statku. Był ogromny, niczym wieża. Bardziej monolit. Szeroki rozstaw wbitych w ziemię odnóży, zwężał się ku górze. Pierścienie, obejmowały konstrukcje, musiały mieć znaczenie dla tego, jak statek porusza się w przestworzach. Gdyby mieli więcej czasu, być może Skax mógłby wysnuć jakąś teorię opierając się na swojej wiedzy, tyle że okoliczności nie pozwalały na rozkojarzenie się i ucieczkę w gdybanie, zamiast czujnego posuwania się na przód.
Znajdujące się przed nimi, połączone baraki mieszkalne, wychodziły prosto na niewielką przestrzeń dzielącą ich od statku. Przekradnięcie się środkiem, otwierało ścieżkę na dostanie się do bezpośredniego sąsiedztwa z obcą konstrukcją małym kosztem. Znali swoje możliwości, przebiegniecie raptem kilkunastu metrów było rozsądniejsze, niż okrążanie i wystawianie się na dłużej na widok w nieodsłoniętej przestrzeni. Komunikat od Nyx, że jest tuż za rogiem, przypieczętowało decyzję. Weszli do części dziennej, kubek z kawą stał przy stole, na ich drodze stanęło odsunięte od blatu krzesło.
Nyx nie miała najmniejszych trudności w odnalezieniu się za sterami Mako. Pojazd, posłuszny jej woli, rozpędzał się na drodze, na którą wjechała zgodnie z planem. Meldowała swoją pozycje, dodała gazu, nabierając prędkości. Zbliżała się do statku bez przeszkód. Nikt nie wyjechał jej na powitanie, nie czekał żaden komitet. Obecni na planecie Zbieracze, musieli najprawdopodobniej wyjść z założenie, że zdążyli dopaść wszystkim, bądź tylu, ile zawlekli na swój statek, mieli wystarczającą ilość. Droga była czysta oraz przejezdna. Warunki wymarzone do akcji, choć niepokojąco pomyślne. Czuła lekkie drżenie, gdy Mako nabierał prędkości. Dociśnięty maksymalnie pedał gazu, uginał się posłusznie jej woli. Żołnierskie doświadczenie, kierowało jej działaniami. Upewniwszy się, że nic, a już na pewno nikt, nie zatrzyma rozpędzonego pojazdu, w dogodnym momencie, wyskoczyła z niego. Skulona, amortyzowała newralgiczne części ciała, resztę wziął na klatę pancerz. Uderzenie o twardą ziemię nie było przyjemne, ale też nie zatrzymało ją na długo. Dźwignęła się, nakazując bezdyskusyjne wykonywanie poleceń własnemu ciału. Lokalizacja pozostałych, wskazała na najbliższą zabudowę.
Zrobiła krok, może dwa, gdy Mako uderzyło o ścianę statku i wybuch na moment rozszedł się piskiem w uszach.
Odsunięcie krzesła, nie zagłuszyło odgłosów kroków. Nie ich.
-
Zbieracze! - szepnęła Ewa, kierując ich uwagę na tył. Pięć sylwetek uzbrojonych w karabiny, deptały im po piętach. Szli do tego samego budynku, być może dostrzegając ruch, albo widząc ostatniego z nich jak wchodził do środka.
-
Co robimy!! Walczymy? Jest sens? Wejście na statek jest tak blisko... - Core wypluła słowa z prędkością pocisków.
Mieli przed sobą otwartą drogę na statek. Gdyby pobiegli, dostaliby się do środka nim dogoniłaby ich grupa Zbieraczy, ryzykując jednak ostrzał i zbicie tarcz.
Mogli też naturalnie zaczaić się na nich za osłoną, jednakże każda zwlokła w wejściu do środka konstrukcji, zwłaszcza teraz, gdy Zbieracze najprawdopodobniej skoncentrują się na wybuchu, wiązała się z potencjalnie liczniejszą grupą do pokonania na drodze, gdy już skończą z tymi tam.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline do 24/04 włącznie.