Wyświetl wiadomość pozafabularną
Trzy piętra ponad zejściem do zimnych doków, w których czekała na niego Arae, kabina windy zatrzymała się, a jej drzwi otworzyły z wyraźnym zgrzytem schłodzonego metalu. Korytarz z pozoru nie różnił się od tego, który pozostawił za sobą kilka pięter wyżej, lecz gdy ruszył wgłąb, dotarł do wielkiej, otwartej przestrzeni Portu Hanshan. Hala, podzielona na drobne piętra i półpiętra, posiadała wysoki sufit, ku któremu sięgały ogromne okna. Wpuszczane do środka, naturalne światło kąpało przestrzeń w chłodnych barwach, nie rzucając zbyt wielu cieni. Powietrze było wilgotne i parne, a ponad turiańską głową unosiły się strużki pary pochodzące od naturalnych systemów grzewczych - gorących, syntetycznych sadzawek łączących funkcję z walorami estetycznymi, a zarazem nadających wnętrzu specyficznego klimatu.
Odnalezienie doktor Myers nie było proste. Pomiędzy labiryntem specyficznych schodów, z których niektóre prowadziły na piętra, omijając półpiętra, a inne były ruchome i poruszały się tylko w jednym kierunku, trafiał od sklepiku do sklepiku, w żadnym nie dostrzegając znajomych, kręconych włosów lekarki. Do jednego z zakamarków konspiracyjnie przyciągnął go jakiś obcy hanar, oferując kredyty za wydostanie podejrzanej paczki z doków, lecz dostrzegając w jaki sposób
każdy ochroniarz w tym miejscu łypie na Viyo, zmienił zdanie w połowie i kazał mu zapomnieć o sprawie. Po niespełna pięciu minutach jego tułaczki, odnalazł drzwi prowadzące do drugiego sektora przestrzeni wspólnej, który był znacznie ustronniejszym i pustym miejscem niż poprzednie. Szedł korytarzami, aż nie napotkał wątłego echa znajomego mu głosu. Podążając za nim, trafił do prywatnego p
omieszczenia, które prezentowało się skromnie - poza drzwiami wejściowymi posiadało duże przejście, które teraz stało zamknięte, a pod nim ustawione było kilka paczek. Na ścianie tkwiło okno z widokiem nieco mniej przejmującym jak ten, którego doświadczyć można było w kawiarni, a przy nim stał okrągły stolik z dwójką krzeseł.
-
Jestem pewna, że taki mężczyzna, jak ty, poradzi sobie ze wszystkim, mój drogi - cmoknęła Myers, zajmująca jedno z miejsc przy stoliku. Na blacie stał kubek z kawą, w dłoni trzymała też napoczętego papierosa. Jej wzrok pogrążony był w lekturze na datapadzie.
Isaac krytycznie wpatrywał się w ilość paczek na ziemi i zdobył się na ułożenie kilku na sobie, klnąc przy tym siarczyście. Gdy jednak pochylił się by je podnieść, coś w jego wątłym ciele strzeliło lekko, odbierając mu resztki chęci udowodnienia lekarce czegoś.
-
Wiesz co, Grace, chyba postanowiłem dziś pouprawiać feminizm - sapnął, podpierając biodra rękoma i wpatrując się w plecy siedzącej kobiety, która przesuwała właśnie jedną stronę na drugą na swoim urządzeniu. -
Razem weźmiemy to raz dwa i...
-
W taki sposób traktujesz starsze osoby? - odrzuciła niewinnie, niemalże obojętnie wyjmując drugą kartę na stół, którą miała pod ręką, a mężczyzna wypuścił gwałtownie powietrze z ust, zrezygnowany.
Dopiero teraz usłyszał ciche kroki Viyo, bądź też zauważył jego obecność w pomieszczeniu.
-
Jezus maria, dziękuję - sapnął na widok turianina, unosząc dłonie w górę w dziękczynnym geście. Grace uniosła spojrzenie znad oprawek swoich okularów, taksując nadciągającego Viyo bez oznak zaskoczenia. Wyglądało, jakby się tego spodziewała. -
To ja wezmę... te - rzucił ochoczo haker, gdy Widmo podszedł bliżej, pośpiesznie wybierając dla siebie mniejsze ładunki. -
A ty weźmiesz tamte, dobra?
Poklepał go wolną ręką po ramieniu i wypruł do wyjścia, jakby turianin miał mu dorzucić paczkę na sam szczyt ułożonej przez niego w ramionach piramidki. Nietrudno było rozpoznać, że lekarka poprosiła go o pomoc i pewnie oderwała od rzeczy, które chłopak zdecydowanie wolał robić.
Gdy w pomieszczeniu zabrzmiała cisza, Grace sięgnęła po kubek z kawą i napiła się zimnego już, ciemnego naparu.
-
Nie chcieli wpuścić Ugarra do Portu - wyjaśniła pokrótce i, widząc, ile zostało na ziemi paczek, mruknęła pod nosem coś, co zabrzmiało jak przekleństwo. -
Zostaw je na razie - poleciła, wskazując mu miejsce przed sobą. -
Siadaj.
Zaciągnęła się papierosowym dymem, odkładając datapad na blat, który posłusznie wygasił się, gdy tylko czytająca straciła nim zainteresowanie. Wypuściła powietrze z ust z ociąganiem, jakby rozkoszowała się tą chwilą, wyglądając przy tym za okno. Po drugiej stronie szkła biel mieszała się z szarością nieba, rozświetlając wnętrze ich małego pomieszczenia dostawczego.
-
To miła odmiana po tkwieniu na statku i stacjach - wyjaśniła, choć pewnie nie musiała. Był to jej sposób na wytłumaczenie, dlaczego nie chciała się śpieszyć, ani od razu wracać.
Przysunęła sobie bliżej prowizoryczną popielniczkę, którą stworzyła z zagiętego sreberka po gumie do żucia. Strzepnęła do środka nadmiar popiołu, przytrzymując stworzone naczynie, by nie przewróciło się przy najmniejszym ruchu. Gdy wyprostowała się w krześle, jej wolna dłoń powędrowała do wnętrza głębokiej kieszeni kitla, który nieustannie nosiła na sobie, z którego wydobyła mały obiekt.
-
Mój przyjaciel z Przymierza wyświadczył mi dziś przysługę, spotykając się ze mną w Porcie. - odstawiła małe, czarne pudełeczko na blat. W jego wnętrzu chowało się drobne urządzenie, które pokazała mu kilka dni temu. -
Zakładam, że zainteresuje cię, co to jest.