Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

18 mar 2024, o 16:53

Tego typu obietnice nigdy nie miały prawdziwego pokrycia. Leżały w spektrum rzeczy, nad którymi nie miało się kontroli. Zabłąkany pocisk mógł trafić każdego w ogniu walki i nie zawsze zależało to od czyichś umiejętności, a zwykłego szczęścia. To, czy Ashford przeżyje nadchodzącą bitwę może już było przesądzone, ale żadne z nich nie miało tego świadomości.
Ale w tej obietnicy chowała się deklaracja. Chęć zrobienia tego, o czym mówiła w muzeum. Porzucenia zwykłej służby na rzecz przeniesienia się na Cytadelę, choćby na jakiś okres czasu. Dla chwili normalności, dla wzięcia tego specyficznego uczucia, które łączyło ich teraz i sprawdzenia co się za nim kryje. Nie nazywali głośno tego co wydarzyło się w muzeum. Nie wspomnieli o tym ani słowem i nie musieli. Mężczyzna również nie szukał w niej konkretnych etykiet, było zbyt wcześnie by określić, czy byli pokrewnymi duszami czy dwójką ludzi spragnioną bliskości w tym przygnębiającym, jałowym krajobrazie. Ale widziała, że nigdzie się nie spieszył - ani nigdzie nie wybierał. Jeśli Korlus faktycznie pozostanie jedynie niewyraźnym wspomnieniem, jeśli wróci cały i zdrowy i spotkają się na Cytadeli, sinusoida znów się odwróci. Znów otrzymają leniwy, długi odcinek czasu który będą mogli wykorzystać dla siebie.
- Trochę go nazbierałem - odrzucił rozbawiony, jakby to jego urlop byłby faktyczną przeszkodą przed wybraniem punktu na galaktycznej mapie i kupieniu biletów. - To radni dostają wolne? Na to idą pieniądze podatników?
Gdy odwzajemnił jej pocałunek, wyczuła jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Dłonie mężczyzny spoczęły na jej talii, trzymając ją blisko siebie pomimo tego, że przecież nigdzie się nie wybierała. Nie wiedział, czy to, co pomiędzy nimi było prowadziło do czegokolwiek - ale w tej chwili nie dbał o to. Nie dbał o nic innego gdy ich usta złączyły się w pocałunku, a czas znów zwolnił na krótką, ulotną chwilę.
- Napiszę ci gdy będzie po wszystkim - wyszeptał kolejną obietnicę w jej usta, pozostawiając na nich ostatni, krótki pocałunek. Musnął jej nos własnym, starając się uśmiechem rozgonić jej negatywne myśli i napięcie, którego nie była w stanie ukryć. - Prześpij się. Odpocznij. Jest już późno.
Był środek nocy, a mimo to, on musiał wyjechać do Couloir City, złapać prom do Vancouver i stawić się w bazie. Na jego miejsce z pewnością przybędzie ktoś inny, ktoś niepotrzebny na froncie, kto przejmie jego obowiązki szofera i ochroniarza I.L.R.C. W jednym.
- I nie przestawaj ćwiczyć - dodał, szturchając ją zaczepnie. - Inaczej kiedyś otworzysz pod sobą portal we śnie i wylecisz z lecącego statku kosmicznego.
Mrugnął do niej porozumiewawczo, nie informując przy tym, czy było to prawdziwe ryzyko, czy też zwykły żart.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

18 mar 2024, o 17:56

Nie uważała siebie za egoistkę, a jednak, w tej konkretnej chwili kiedy oboje byli zamknięci w jego kwaterze, nie chciała, aby upływająca minuta, która pozwoliła jej smakować w jego ustach i ukryć się w obejmujących ją ramionach, kiedykolwiek się skończyła. Była gotowa na kompromisy, na które miała w zwyczaju zgadzać się bardzo rzadko. Na ustępstwa, zapłacenie horrendalnej ceny, byleby tylko dostać to, co chciała. Kogo chciała.
Nie było czasu, aby szukać właściwych słów, cokolwiek definiować. Był on, niespełna pięć minut, oczekujący w hangarze transport i tęsknota, której nie sposób było wypełnić na zapas. Zatraciła się w tych ułamkach sekund, był tylko on, piżmowy zapach w nozdrzach, krótkie włosy wpleciona w palce. Westchnęła, kiedy odsunęła się, aby objąć jej twarz spojrzeniem jakby chciał zapamiętać najdrobniejszy szczegół i choć nadal czuła, jak rozlewa się po jej policzkach ciepło, zdecydowanie czegoś jej nagle zabrakło.
- Mogę? - wskazała na jego omni-klucz. Być może już wcześniej dostrzegł, że nie miała na nadgarstku komunikatora, że ten gdzieś się jej zapodział, a jeśli nie, teraz na pewno zwrócił uwagę na jego brak. Nie mogła mu przesłać swojego prywatnego kontaktu, kiedy więc wykręcił w jej stronę nadgarstek z holograficznym pulpitem, zapisała do siebiekontakt. Nie chciała, aby wiadomości od Ashforda - oficjalne, bądź niekoniecznie- przechodziły przed filtr jej asystentki, tylko trafiały bezpośrednio do jej skrzynki. Nie musiała, ale też nie puściła od razu jego ręki.
- Jutro wracam na Cytadele. Lepiej, abym była na miejscu, gdy dowiedzą się dokąd leci cala flota Przymierza. Na sen przyjdzie czas na statku, dzisiaj jeszcze muszę spakować siebie i pomoc Clarissie. Po jej zakupach w miasteczku, obawiam się, że zabraknie jej godzin do śniadania, aby wszystko pomieścić w walizkach - wysiliła się na uśmiech. Jeśli miał zachować jej obraz w pamięci, aby wracać do niego z dalekiej galaktyki, zdecydowanie nie powinien w nim błyszczeć strach, czy trwoga.
- Obiecuje, że znajdę czas, aby ćwiczyć i nie będę lekceważyć zaleceń lekarzy. Chciałabym pozostać w kontakcie z doktor Shaw. Nie martw się o mnie - podkreśliła, zdecydowanie tym tonem, który nie zachęcał do sprzeciwu. Choć padła z jej ust kolejna deklaracja, w których zazwyczaj była oszczędna z racji odpowiedzialności i gotowości do ich spełnienia, nie czuła większego oporu, kiedy adresatem był Ashford.
- Idziemy? - wskazała na jego torbę, domyślając się, że przytrzymała go już tutaj zdecydowanie zbyt długo. Już wcześniej zadeklarowała, iż odprowadzi go do drzwi hangaru. Przewróciła oczyma, stała w progu, odsuwając się z oporem i niechętnie, kiedy zbliżył się, a za nim zgasły wszystkie światła w sposób dość wymowny kończąc pewien moment.
- Jak dobrze, że w moim śnie jest zawsze jezioro. Upadek będzie miękki - odparła lekkim tonem. Jakby kilka ostatnich dni w ogóle się nie wydarzyły, a przed nimi był bliżej nieokreślony pobyt w ośrodku, kolejny treningi, wspólnie wypijane kawy w obserwatorium po kryjomu przed personelem medycznym.

@Mistrz Gry
Ostatnio zmieniony 18 mar 2024, o 19:40 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 2 razy.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

18 mar 2024, o 18:19

Niechętnie odsunął się od niej gdy chciała zapisać mu swój bezpośredni kontakt. Choć naglił ich czas, zegarek nieustannie przypominał o zbliżającym się końcu, mężczyzna chciał skraść jeszcze chwilę - jeszcze odrobinę bliskości, która była zarazem obietnicą czegoś więcej, jak i małym pożegnaniem. Nie wiedzieli, kiedy zobaczą się następnym razem, a istniało jakieś ryzyko, że nie zobaczą się już w ogóle. Gorzko-słodka chwila wymykała im się przez palce.
- Zgubiłaś omni-klucz? - skomentował z rozbawieniem, podając jej swoją rękę i umożliwiając zapisanie kontaktu w jego urządzeniu. Gdy to robiła, zauważyła, że większość informacji na nim pochodziła z łącza Przymierza, które wymagało dodatkowej weryfikacji. Mówił prawdę wspominając o tym, że w sieci wewnętrznej tkwiło jakieś poruszenie - dało się to zobaczysz nawet mimo zaszyfrowanej treści powiadomień.
Ujął jej rękę i ścisnął lekko, nie chcąc jej puszczać. Czekała ich droga do garażu, która wcale nie była długa - zaledwie krótki spacer, trwający niespełna minutę.
- Nie potrafisz odpoczywać - zarzucił jej oskarżycielsko, puszczając jej dłoń dopiero wtedy, gdy zegarek wybił ostateczną godzinę. Z westchnieniem podszedł do łóżka, zamykając torbę leżąca na równo ułożonej kołdrze. - Będę musiał cię tego nauczyć na tej Pini.
Pochylił się, całując ją w czoło po raz ostatni. Po wyjściu z tej kajuty nie mogli już okazywać sobie czułości - nie, jeśli chcieli by to, cokolwiek to było, pozostało sekretem. Gdyby świat się o tym dowiedział, komplikacji narodziloby sie o wiele więcej niż pożytku i dla niego, i dla niej.
Droga do garażu była surrealistyczna. Jeszcze dwa tygodnie temu sytuacja była odwrotna - to on kierował ją do jej kajuty, z bagażami czekającymi na wypakowanie z bagażnika pojazdu. Teraz, gdy przemieszczali się przez pogrążony we śnie ośrodek, cisza wdzierała się do głowy i dźwięczała, obijając się o czaszkę.
Światła w garażu były oślepiające w porównaniu do półmroku ośrodka. Mężczyzna podświadomie wygładził dłonią mundur. Jeszcze kilka godzin temu w pośpiechu wracali do tego miejsca by złapać czekającego na nią admirała. Teraz, porucznik pakował do bagażnika pojazdu własną torbę.
Idąc na wojnę.
Spojrzenie, którym ją obdarzył, było pospieszne, ukradkowe, lecz wypełnione czułością. Wyprostował się jak na baczność, stając przy drzwiach do kabiny kierowcy.
- Pojazd wróci tu za trzy godziny z innym kierowcą i będzie do pani dyspozycji - poinformował ją oficjalnie, oszczędnie się uśmiechając. - Dziękuje za odprowadzenie, radno Fel. Proszę się wyspać. To rozkaz.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

18 mar 2024, o 20:21

- Gdzieś mi się zapodział - przyznała ze słodko - gorzkim rozbawieniem. Wieczorem miało wyglądać zupełnie inaczej, kiedy rozstawali się po powrocie do ośrodka, lecz sinusoida uparcie wdrapywała się na szczyt, rozpędzona biegła dalej w górę, zmuszając Fel chociaż do pogoni za nią, jeżeli nie była w stanie dotrzymywać jej kroku.
Zignorowała powiadomienia napływające z sieci Przymierza. Jeszcze nie teraz. Wciąż, na niedługo, ale jednak, tkwili w tym surrealistycznym wycinku czasu i przestrzeni, gdzie mogła trzymać nos wtulony w jego szyje, chować się przed cały wszechświatem w bezpiecznych objęciach. Pozostawiła w geście porucznika, jak zamierzał oznaczyć kontakt, który zapisała, machnęła tylko ręką, minimalizując pracujące urządzenie, aby nic - nawet holograficznego i wirtualnego - zbędnie ich od siebie nie oddzielało. Nie wiedziała, na jak długo się rozstawali, odwet Przymierza mógł rozpętać regularną wojnę, a z tej, ciężko będzie jej wyciągnąć porucznika. Nie dopytywała, ale domyślała się, iż James ma doświadczenie oraz możliwości, które były cenne, dawały przewagę, element zaskoczenia na froncie. Nie istniał zamiennik dla furii.
Ostatni pocałunek pozostawał po sobie niedosyt. Wyczuwała, że oboje wahali się, czy aby przypadkiem jeszcze ten jeden, uszczknięty moment, te kilka ułamków sekund, nie wziąć dla siebie zachłannie i także nie zachować w sercu. Wypuściła jednak jego dłoń z rąk, inaczej nie mógłby się stąd ruszyć, chwycić torby, a następnie odbezpieczyć drzwi. Nie miała już żadnej pewności, czy drugi raz zdobyłaby się na to, aby tak potulnie posłuchać głosu rozsądku, gdyby zignorowała to, jak odezwał się w jej głowie po raz pierwszy, uprzejmie przypominając, że żaden prom lecący na ziemię nie będzie czekać na spóźnionego porucznika.
Wydawało jej się, iż słyszał jak bezgłośnie pociągnęła nosem, kiedy musnął wargami jej czoło na ułamki sekund przed tym, jak otworzył przed nią drzwi. Ruszyła przodem, zmuszając się do pierwszych, trzech kroków, aby następnie szybko odnaleźć żołnierskie tempo. Nie chciała niczego już bardziej komplikować, lecz nie odmówiła sobie surowej oceny zdecydowanie za krótkiego korytarza, który prowadził do hangaru.
Zmrużyła oczy, jak tylko uderzyło w nią jasne światło starych lamp. Zapaliły się wszystkie na raz, dosłownie jak na komendę, wystarczyło, że Ashford dotknął przełącznika. Podeszła razem z nim do pojazdu, wyczekując pełna zduszonego napięcia, kiedy pakował swoją torbę do luku bagażowego. Starała się na niego nie patrzyć, błądziła spojrzeniem po ścianach garażu, wzbraniając się przed zrobieniem czegoś naprawdę głupiego. Nie zdążyła policzyć w myślach do sześćdziesięciu, a porucznik stanął przed nią gotowy, aby ruszyć.
- Rozkaz? Od kogo? - rozejrzała się teatralnie dookoła, szukając kogoś, kto faktycznie miałby pozycję, aby jej cokolwiek narzucać. Jej oczy, szybko wróciły do jego. W intensywności wymienionych spojrzeń, pojawiło się wszystko to, co chcieliby sobie teraz powiedzieć, gdyby los podarował im dodatkową minutę.
- Proszę nie dać się zabić, poruczniku. To także jej rozkaz - jej dłoń oparła się o drzwi, które przytrzymywał Ashford. Jeszcze nie wiedział, nie mógł w końcu się o tym przekonać podczas jej pobytu w ośrodku, lecz Fel była mistrzynią utrzymywania pozorów. Polityka nauczyła jej obłudy, przedstawiania sprawy tak, jak chciała, aby ona dla innych wyglądała. Dla kogoś, kto teraz zatrzymałby się i na nich spojrzał, dwójka ludzi wymieniała ostatnie uprzejmości. Nie dopatrzyłby się tego, że przelotnie, w naturalny geście, jej palce musnęły jego, jakby chciała złapać je i spleść w ciasny warkocz jeszcze tylko ten jeden raz.
Odsunęła się, robiąc mu przestrzeń do tego, aby wsiadł i odjechał. Lepiej, aby zrobił to niezwłocznie, inaczej pęknie i drugi raz nie popełni tego samego błędu, puszczając go na wojnę, tym samym godząc się z bezlitosnymi rozkazami Przymierza.
Przecież niebawem wróci. Obiecał to.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

27 mar 2024, o 03:44

Wyświetl wiadomość pozafabularną Odejście porucznika wydawało się tak normalne. Ot, jakby żegnali się tak samo jak każdego dnia, gdy po udanym treningu każde z nich rozchodziło się w swoją stronę. Jedynie wyprasowany mundur na jego piersi i późna pora świadczyły o tym, że nic tak naprawdę nie było zwyczajnego w tej sytuacji.
Że to pożegnanie równie dobrze mogło być ostatnim.
Rano nie miała czekać na nią Clarissa przy śniadaniu, by uzgodnić plan dnia i odpowiedzieć na zaległe wiadomości. Po szybkiej, lekkiej kawie nie czekała ją przebieżka wokół bazy, jednocześnie męcząca w ciężkim pancerzu jak i wyzwalająca wycieńczony trudem rzeczywistości umysł.
To była jej ostatnia noc w I.L.R.C. Przywilej, który nie był dany wezwanemu nagle Ashfordowi. Gdy wracała cichymi korytarzami do swojej kwatery, miała wrażenie, że baza była tego świadoma. Cisza wydawała się nienaturalna, wypełniała powietrze jak gęsty opar zalepiający szczeliny między drzwiami. Zwykle, nawet w środku nocy, docierał do niej gwar pojedynczych pracoholików, ale tym razem towarzyszył jej tylko stukot jej butów o posadzkę.
Wciąż półotwarta walizka rzuciła jej się w oczy jako pierwsze gdy weszła do środka swojej kwatery. Mały, ciasny pokój był luksusem, na który nie było stać innych w tej zapomnianej przez świat bazie na środku Księżycowego pustkowia. Przez ostatnie dni, na swój sposób, nabrał znajomego, domowego zapachu. Nawet gdy budziła się pośród stworzonego przez jej nocne koszmary chaosu, kajuta była znajoma, a w jej czterech kątach jawiły się wspomnienia.
Zaśnięcie przyszło jej z trudem. Spakowanie się trwało zaledwie kilkanaście minut - nie wzięła do I.L.R.C. zbyt wiele dobytku, z którym teraz miałaby mieć problem. Jej głowa spoczęła na poduszce w środku nocy, między drugą a trzecią, zaledwie trzy godziny przed zwyczajną pobudką i spotkaniem z Clarissą. Jej omni-klucz nie przyniósł ukojenia, ani nawet odwrócenia uwagi - komunikator był cichy, pusty, jakby w tej chwili nawet na Cytadeli był środek nocy. Była zajętą osobą, radną, do której kontaktu szukało wiele osób, ale gdy większość jej wiadomości była filtrowana przez asystentkę, w środku nocy czuła, jakby nie było drugiej osoby na tym świecie, która przewracałaby się w łóżku myśląc właśnie o niej. Samotność i wszechogarniający chłód, którego nawet narzucony na kołdrę koc nie był w stanie powstrzymać, z wolna pozwoliły zmęczeniu utulić ją do snu.
Wiatr musnął jej twarz, unosząc w górę blond kosmyki włosów. Trawa zaszeleściła, przerywając idealną, stoicką ciszę tego znajomego dla niej miejsca. Wysokie źdźbła sięgały do jej pasa. Poruszały się lekko, przypominając rzęski jakiegoś rozległego, prymitywnego organizmu. Polana wyglądała na żywą, otaczając ją ciepłymi ramionami.
Wróciła do domu.
Odgłos rozbijających się o brzeg, subtelnych fal jeziora nawoływał ją, gdy kierowała ku niemu swoje kroki. Wysoko rosnąca trawa, przez którą się przedzierała, w promieniach zachodzącego słońca przypominała płynne złoto. W oddali, na horyzoncie, dostrzegła znajomy błysk tafli wody, która zawsze na nią czekała.
Docierając do plaży, z daleka dostrzegła nieprawidłowość. Coś nowego a zarazem starego, znajoma sylwetka, której widok przyśpieszał bicie serca. Siedzący na plaży mężczyzna sporadycznie odwiedzał jej sny i wiecznie nawiedzał jej wspomnienia, lecz gdy zwykle przychodziła tu nocą, jezioro było puste.
Jej buty z chrzęstem zatapiały się w jasnym piasku. Były wojskowe, obite metalem, tak niepasujące do miejsca takiego jak to. Generowały hałas niosący się po reszcie świata, oznajmiając jej obecność. Drgnął, słysząc jej kroki. Nie miał na sobie pancerza, jedynie zwykłą, czarną koszulkę i bojówki, w których widziała go wcześniej. Rana z boku jego głowy zasklepiła się znacznie, tworząc blady, jasny ślad przecinający gęste, czarne włosy.
Wyprostował się lekko, obracając ku niej głowę. Zadarł podbródek gdy stanęła obok, spoglądając na nią spod gęstych brwi.
- Cześć.


@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

27 mar 2024, o 09:35

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Czuła przygniatający ciężar, kiedy stała tak pośrodku pustego już hangaru, nie zdolna od razu zmusić się do tego, aby odejść. To nieprzyjemne uczucie towarzyszyło jej w drodze do kwatery, kiedy szła sama pustymi korytarzami, nagle zwracając uwagę na mankamenty, które umykały jej w ferworze dnia codziennego.
Ostatni pocałunek, ostatnie pożegnanie, ostatnia noc przed wylotem... Zapaliła światło, a drzwi zatrzasnęła bezszelestnie za sobą. Bywały noce, kiedy wracała tak późno, upomniana przez Ashforda, że jeszcze chwila i zaśnie na pufach w obserwatorium. Uśmiechnęła się pod nosem do głosu, który rozbrzmiał w przywołanych wspomnieniach, lecz szybko pożałowała, iż tak łatwo uległa emocji. Zamilkł, a wraz z nim poczuła uderzenie chłodu. Podciągnęła rękawy swetra, opatuliła się nim ciasno, kiedy zbierała pojedyncze drobiazgi z półek oraz stołu. Ulubiony kubek, szczotka do włosów, książka, do której nawet nie zajrzała, nie mając zwyczajnie czasu. Zostawiła wyliczone leki na rano, resztę spakowała na wierzch walizki, którą zamknęła z ciężkim sercem. Nie była gotowa na powrót na Cytadele, a przede wszystkim nie chciała wracać. Doświadczyła tu czegoś nowego, żywego, czegoś co przywróciło jej wiarę oraz wyrwało ze stagnacji. Utraciła to szybciej, niż dane jej było nacieszyć się tym, tym bardziej myśl, że miałaby porzucić znajome korytarze, personel, z którym się zdołała zżyć, przytłaczała ją niemalże tak samo mocno, co ucisk w piersi.
Wzięła szybki prysznic, łudząc się, że zimna woda otrzeźwi nieco rozgoryczone myśli. Myliła się. Niemalże wpadła pod kołdrę, dygocząc z zimna. Otuliła się nią, i kocem, po chwili namysłu wciągnęła jeszcze na siebie sweter i dopiero wcisnęła się w kokon stworzony z okryć wierzchni. Szczelnie zagięła każdy róg, obawiając się, że zimno zakradnie się do niej niemalże tak samo skutecznie, co potwory spod łóżka. Wpatrywała się w ciemność. W myślach wyliczała, jak szybko Przymierze dotrze na Korlus. Ile trwać może mobilizacja, podróż, kiedy dojdzie najprawdopodobniej do ataku... Czy poczuje cokolwiek w ten dzień? Czy będzie wiedzieć, że to już? Gdzieś pomiędzy wyliczeniami, szacowaniem oraz rachunkami prawdopodobieństwa, zasnęła.
Dotyk ciepłego promienia słońca na policzku przekonał ją, że jednak warto otworzyć oczy. Policzek, nie wtulała w miękką, wykrochmaloną poduszkę, tylko w kępkę trawy. Rozejrzała się, początkowo zdezorientowana, ale znajomy widok, zapach oraz c i e p ł o uświadomiło jej, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być. Czymkolwiek nie był ten wyrwany z przestrzeni oraz czasu skrawek wykreowany w jej głowie, pachniał oraz wyglądał znajomo.
Był domem. Aż, bądź tylko.
Wstała z zaskakującą lekkością, przeczesując kosmyki, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć. Podążała znajomą ścieżką, palcami muskając kołyszącą się na ciepłym wietrze trawę, a policzki wystawiając do słońca. Wydawało się jej, że zna tu każdy skrawek, a do jeziora doszłaby z zamkniętymi oczyma. Na moment, zatrzymała się na jego brzegiem, patrząc jak woda leniwie próbuje dosięgnąć do jej nóg. Widok wojskowego obuwia, w którym codziennie biegała wokół bazy, nagle kazał jej zatrzymać na butach na dłużej swój wzrok. Uniosła brew, nie pasujący element kuł ją w oczy, a mimo to nie odczuła lęku. To był jej dom. Tu czuła się bezwzględnie bezpieczna.
Ruszyła dalej, trawa przestała uginać się pod jej krokami. Zakopywała się w piasku, będąc coraz bliżej plaży. Parsknęła cicho, pod nosem, a uśmiech niespodziewanie zastygł na jej ustach, kiedy tylko zdała sobie sprawę, że nie jest tu sama. Podnosząc oczy z piasku, napotkała wzrok Daharisa. Siedział tam, jakby był stałym elementem krajobrazu.
Nie powinno go tu być.
Zawahała się. Nie była pewna, czy chce podejść, przyjrzeć mu się z bliska, przypomnieć sobie, jak dźwięczny był jego głos, kiedy się śmiał, a kąciki ust potrafiły wyginać się w perfidne, wilcze uśmiechy. Nie chciała, aby znowu, charakterystycznie, mrużył te oczy, niemalże rzucając jej w twarz wyzwania. Bezpieczniej było stać tutaj. Z dala. Ale przecież los udowodnił jej w ciągu ostatniej domy, iż potrafi z niej jawnie kpić i chcąc nie chcąc, podeszła bliżej, w porę jednak opamiętując się i zachowując niewielki, ale jednak bezpieczny dystans.
Spokojne jezioro w niczym nie odzwierciedlało jej szalejących emocji.
Przyglądała mu się intensywnie oraz uważnie, szukając najmniejszego, nie pasującego do tego, jak go zapamiętała, elementu. Naturalnie, nie umknęło jej uwadze, że perfekcyjny umysł pamiętał o upływie czasu - rozległa blizna na jego głowie stała się mniej widoczna, perlista, a włosy dłuższe, zachodzące na oczy.
- Naprawdę? Ze wszystkich dni, które upłynęły, pojawiasz się akurat dzisiaj? - nie kryła się z wyrzutem w głosie. Nie miał prawa tu przychodzić kiedy tylko zechciał i zachowywać się, jakby był u siebie. Przypominać jej o tym wszystkim, co było i co nigdy się nie wydarzyło na skutek kilku, podjętych pod wpływem kurczącego się czasu oraz emocji decyzji. Patrzeć się na nią tak, że traciła garde, a oddech stawał się krótki, urwany, nie nadążający za szaleńczą pogonią walącego pod żebrami serc.
Mimo to, determinacja w jej oczach nie odpuszczała.
- Co tutaj robisz, Cass? Jesteś ucieleśnieniem moich dylematów moralnych? Zwiastunem nieuchronnego końca, tego, że już zaczynam tracić zmysły i kontrolę? Ty też przyszedłeś się ze mną pożegnać, chciałeś tylko usłyszeć ode mnie, że dziękuję za dotrzymanie słowa i uratowanie tych, których zdołałeś? - wyliczała na głos, odginając palec za palcem, trzymając się z uporem maniaka na dystans, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę, że wystarczyłoby, aby podszedł, aby zrobi dwa, góra trzy kroki w jej stronę i zamknął ją w objęciach bergamotki, a przepadnie. Po tym, jak nadal się w nią wpatrywał, była niemalże pewna, iz Daharis także musi być tego świadomy. Inaczej rozmyłby się, odszedł, nie wystawiając ją na próbę.
- Nie mów mi tylko, że jesteś moim przeznaczeniem, więc to oczywiste, że znowu na siebie wpadamy. To był długi dzień, nie zdzierżę na jego zakończenie farmazonów - zastrzegła absolutnie poważnie, prychając.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 13:48

Wyświetl wiadomość pozafabularną To miejsce było jej domem. Ostoją, która witała ją zawsze, gdy senne mary wrzucały ją z powrotem w chłodny, błękitny blask niestabilnego Cicero. Podczas gdy jej biotyka szalała wewnątrz pomieszczenia, w którym stała, umysł toczył własne, trudne batalie ale to przy tym jeziorze miał szansę się uspokoić. Pomyśleć.
Powspominać.
Mężczyzna siedzący na plaży nie wydawał się iluzją. Nawet, jeśli był tylko figmentem jej wyobraźni, zachował się w każdym szczególe. Miesiąc, który upłynął, odcisnął na nim piętno - jego blizny były bledsze, włosy dłuższe, na policzku jawił się krótki zarost. Ale choć jej wspomnienia w naturalny sposób lekko się zacierały, na zawsze zachowały się w tyle jej głowy. Każda krzywizna twarzy, każdy jej charakterystyczny wyraz, chłodna barwa niebieskich tęczówek. Daharis nie wyglądał jak senna mara, wyglądał jak rzeczywistość, do której nagle wpadła, w której nagle się zatracała pomimo tego, że prawda czekała na nią po obudzeniu - a nie tutaj.
Jego wzrok prześlizgnął się po jej sylwetce gdy zatrzymała się w wyraźnym dystansie do niego. Nie usiadła obok, nie próbowała się nawet zbliżyć. Kącik ust mężczyzny uniósł się lekko w górę w przebiegłym półuśmiechu, jakby i on dostrzegł ten fakt. W jego oczach błysnęło wyzwanie.
- Wolałabyś, żebym sobie poszedł? - odrzucił niewinnie, gdy jej rozprostowane palce wreszcie zamarły po skończonym wyliczaniu. Rozbawienie przemknęło po jego wyrazie twarzy, jakby nic nie robił sobie z jej wymagającego odpowiedzi tonu, ani nie dostrzegał w swoim byciu tutaj niczego prowokującego.
Jej prychnięcie sprawiło, że parsknął mimowolnie śmiechem. Oderwał spojrzenie od różnokolorowych tęczówek, obracając głowę z powrotem w stronę horyzontu. Błądził wzrokiem po gładkiej tafli jeziora, od której odbijały się pierwsze widoczne na niebie gwiazdy.
- Udało ci się je uratować, Iris - rzucił po krótkiej chwili milczenia, miękko, jakby wyzwanie zniknęło już z jego wzroku, pozostawiając po sobie ten sam, nieodgadniony wyraz, który znała. - A mi udało się uratować ciebie.
Wsunął dłoń w piasek. Drobne ziarenka przykryły jego skórę, przesypując się między palcami. Wszystko w tym miejscu wydawało się tak rzeczywiste, że można by pomylić to z prawdziwym światem.
- Więc dlaczego jesteś taka wściekła?

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 14:54

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyglądał i zachowywał się dokładnie tak, jak go zapamiętała. Był do złudzenia sobą, gdyby nie doświadczała tego wcześniej, gdyby nie znała swojego umysłu i złośliwości wyobraźni, uwierzyłaby, że to nie jest sen, że nie stoją nad brzegiem jeziora, które nie istnieje w żadnym zakamarku galaktyki, tylko patrzy się i rozmawia z Daharisem we własnej osobie. Było z nią aż tak źle? Rozmowa z admirałem, pożegnanie z Jamesem, wizja powrotu na Cytadele oraz decyzja, która zapadła, lecz w momencie, gdy dotknęła do jego dłonie w chwili przytrzymania drzwi od Mako, nagle straciła te pewność siebie bez dwóch zdań osłabił jej czujność, nadwyrężył i przeciążył umysł, który przecież nieustannie musiał trzymać rękę na pulsie i nie pozwolić czarnej materii wylać się na powierzchnie.
Westchnęła, posyłając mu długie spojrzenie.
- Mówisz to, co chce usłyszeć czy to, co sama włożyłabym w Twoje usta? - nie było go tu. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Tak, jak wtedy na Aeris jej umysł tworzył bezpieczna przystań, tak teraz podsuwał jej obrazy, dzięki którym czuła się jak w domu. Miała jednak te bolesna, niewygodna świadomość, że wystarczyłoby, aby się obudziła, a jego nie będzie obok. Nie poczuje miękkiej skóry pod palcami, ciepła, nie będzie obezwładniającej woni bergamotek i pewnego, nie chcącego ja puścić za żadne skarby uścisku.
Kolejnego rozczarowania dziś już nie zniesie.
Zacisnęła usta, pozwalając mu dokończyć myśl. Chciała w to wierzyć, najwidoczniej tak bardzo, iż gotowa była oszukiwać sama siebie idąc w zaparte, jak i mydlą sobie bezkarnie oczy.
- Nikt nikogo nie uratował, Cass - odparła więc, robiąc jeden, niepewny krok. Czego się bała? To jej sen, jej umysł i jej świat. Usiadła obok niego, wciąż dzieliła ich odległość wyciągniętej ręki, ale przynajmniej nie stała nad nim. Straciła pojedyncze, lepiąca się do jej kolan ziarenka piasku powstrzymując nagła, nieodpartą chęć, aby położyć swoją rękę na jego
- Dzieci zginą, kiedy Przymierze zaatakuje Hirano Tower. Gruzy pogrzebią ich, doktor Maketari, innych, może nawet Ciebie... - urwała, nawet, jeżeli słowa te artykułowała sama do siebie, przeciskały się ona z trudem przez jej gardło. Jakby samo wypowiedzenie ich na głos było już przypieczętowanym wyrokiem. Nie czuła też, aby zdradzała Przymierze. To jej sen. Jej jezioro. Jej projekcja mężczyzny.
- ... A mnie zżera czarna materia. Przeżyłam Aeris i podróż na Cytadele, ale na jak długo? Nie wiem. Może to kwestia tygodni, może lat. Wiezy piezo nie przestaną się nigdy mnożyć, może je na jakiś czas zahamować, ale nie ma we wszechświecie osoby, która potrafiłaby to zatrzymać - obróciła w jego stronę twarz, mrużąc oczy, gdy promienie zza jego pleców słońca oślepiały ja. Widziała kątem oka refleksy w jego tęczówkach, były... Jak prawdziwe. Wszystko tu było tak prawdziwe i żywe. Niepokój podchodził jej do gardła. Podobnie jak wściekłość i nie moc względem wydarzeń, które nadejdą, a które mogła wyłącznie obserwować.

@Mistrz Gry
Ostatnio zmieniony 28 mar 2024, o 15:11 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 1 raz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 15:04

Wyświetl wiadomość pozafabularną Powierzchnia jeziora była spokojna, lecz drobne fale sporadycznie sięgały brzegu nieopodal jego butów, przypominając bardziej przypływ na pełnym morzu. Choć wzrokiem sięgała horyzontu, nie dostrzegała przeciwległego brzegu, jedynie przeczuwała, że musiał gdzieś tam się znajdować. Linia horyzontu znajdowała się w oddali, ale jej spojrzenie nie sięgało tak daleko, jakby jej własny umysł nakładał ograniczenia, których potrafiła przeskoczyć.
- A które byś wolała? - odpowiedział z rozbawieniem, w sposób, który zarazem mówił jej dużo, jak i absolutnie nic.
Gdy siadła obok, zwodniczy umysł podsunął jej znajomy zapach bergamotek, niesiony lekkim, rześkim wiatrem. Obrócił głowę, witając ją bliżej siebie z lekkim uśmiechem. Brakowało w nim buńczuczności, z którą zwykle reagował na ich małe gry. Jakby to, że nie zachowała dystansu, nie było żadną wygraną przez niego grą, a jedynie decyzją, która go ucieszyła, choć starał się tego po sobie nie pokazywać.
Wyjawienie tej tajemnicy nie miało takiej wagi, jaką miałoby w prawdziwym świecie. A jednak mężczyzna zmarszczył brwi, jego wzrok stał się lekko nieobecny. Jakby dla niego była istotna, jakby analizował to, co miało się wydarzyć i jaki miał wpływ na efekt końcowy. Jakby zastanawiał się, w jaki sposób zareagować. Gdy wreszcie jej odpowiedział, jego głos był tak cichy, że niemal zdusił go podmuch wiatru.
- Ale ty przeżyjesz.
Jego spojrzenie znów zmieniło się, zmiękło, pojawiły się w nim emocje, których nie potrafiła rozszyfrować. Wpatrywał się w nią w taki sam sposób, w jaki spoglądał na nią gdy wieko kapsuły medycznej zamykało się nad jej głową. Usta rozciągnęły się w lekkim, smutnym uśmiechu, w którym zarazem widziała podjętą przez niego decyzję.
Decyzję, w której nie miała niczego do powiedzenia.
- Dokonałaś tego już raz. Na pewno dokonasz drugi - nie zgodził się, nie dostrzegając perspektywy jej nieuchronnej zguby. - Z lepszym sprzętem, z lepszym personelem, na Ziemi lub Cytadeli, nie na Korlusie. Jestem pewien, że ci się uda. Poza tym...
Westchnął lekko. Jego palce brnęły przez piasek, aż wreszcie musnęły lekko leżącą obok, kobiecą dłoń.
- Każdy kiedyś umiera.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 15:38

Pokręciła głową, a wiatr rozwiał długie, jasne loki, które łaskotały ją w nos, wpadały do oczu.
- Wolałabym, abyś był tutaj i sam mi powiedział to, co chcesz powiedzieć - odparła cicho, lecz w tych okolicznościach, gdzie nie obowiązywały właściwie to żadne zasady, bądź prawa, nie miała wątpliwości, iż mimo wszystko usłyszy ją, a wraz z nią, słowa, które niosły ze sobą więcej sensu, a także przekazu, niż kiedykolwiek Iris przyznałaby otwarcie. Przed nim, czy przed kimkolwiek innym.
Mogła się przed tym wzbraniać, udawać niewrażliwą, bądź bardziej zainteresowaną spokojną taflą jeziora, niż osobą mężczyzny, a i tak w odpowiedzi na woń bergamotek, którą zaciągnęła się mimowolnie, bezwiednie, jej klatka piersiowa uniosła się i tak naprawdę nie chciała opaść. Czuła ją na Aeris, gdy podążała na ślepo jego tropem, zapach ten towarzyszył jej w Cicero i jeszcze długo w kapsule medycznej, kiedy nie miała pewności, czy wpompowane w jej żyły leki pchały ją bardziej na granicę jawy, czy jednak snu.
Mógł być mara senną, wyobrażeniem, pragnieniem, co do którego nie chciała i nie mogła się przyznać, lecz w tej chwili, w tym konkretnym momencie, w miejscu takim jak to, gdzie byli tylko we dwoje, nad znajomym jeziorem, siedząc pośrodku plaży, która za każdym razem witała ją w takiej samej odsłonie, gdzie tak wiele rzeczy nie miało znaczenia, gotowa była zapomnieć, że to tylko chwilowe i nierealne.
Że tak naprawdę ta rozmowa się nigdy nie odbyła i nie odbędzie.
A skoro nie był prawdziwy, a jej decyzje nie mogły się na nich fizycznie odbić, nie cofnęła ręki, kiedy poczuła, jak jego palce ocierają się o grzbiet jej zaciśniętej pięści.
- Przestań, Cass. Odesłałeś mnie z jednej klatki, do drugiej. Może ta na Cytadeli jest złota i bardziej przestronna, ale oboje zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie będę do końca wolna. Trwa wojna, która wkrótce się zaogni. Już teraz Rada jest względem mnie nieufna. Mój cudowny powrót, tajemnicza pomoc, to się do końca nie spina. Nie jestem w stanie sprzedać im wiarygodne wytłumaczenie, nie mówiąc o Tobie. A nie chcę, aby o Tobie wiedzieli - wyznała niespodziewanie szczerze. Przynajmniej na razie, nikt nie dociekał, skąd akurat ten, a nie inny nieśmiertelnik w jej dłoniach. Potrafiła to obronić, każdemu mówiąc to samo. Powtarzana historia jak mantra, szybko stała się i dla niej rzeczywista. Idąc za ciosem, w obawie, że jeśli zawahała się, to znowu zrobi krok w tył i wycofa się, chwyciła jego dłoń. Czuła chropowaty piasek pomiędzy ich palcami, kiedy wsuwała swoje między jego zafascynowana tym, jak idealnie do siebie pasują.
- Nie chcę, abyś umierał już teraz.

@Mistrz Gry
Ostatnio zmieniony 28 mar 2024, o 21:44 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 1 raz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 21:17

Nawet, jeśli nic z tego nie było prawdziwe, wrażenia zdawały się temu zaprzeczać. Zapach, który czuła w nozdrzach, był równie rzeczywisty jak szczypanie chłodnego wiatru, rozwiewającego jej loki.
- Skąd wiesz, że nie jestem? - mruknął w odpowiedzi, uśmiechając się zawadiacko. W głębi duszy czuła, że nie było to prawdą. Choć ten świat przypominał jej dom i jego smak miała pod językiem, gryzące wrażenie złudzenia towarzyszyło jej od samego początku.
Czasem jedynie mary senne oferowały jakąś formę ukojenia, spokoju, którego nie sposób było zaznać w szarej rzeczywistości. Fortuna różnie kierowała jej losem w ostatnim czasie, wywracając życie i planowaną przyszłość do góry nogami. Ale to miejsce zawsze było takie samo. Czy tkwiła w kapsule medycznej w pędzącym przez kosmiczną pustkę promie, czy obolała leżała w łóżku w szpitale Huerty w oczekiwaniu na kolejną rozmowę z radną Irissą, czy usiłowała odpocząć w chłodnym wnętrzu swojej kajuty na Księżycu. W różnych zakątkach galaktyki jej codzienność była zupełnie inna, a jednak po zmroku, gdy Cicero wzywało ją w okowy własnych wspomnień, zawsze lądowała tutaj.
Ale zwykle była sama.
- Pieprzyć ich - prychnął, gdy otaczająca ją, złota klatka znalazła ujście w słowach. - Dlaczego masz tłumaczyć się z tego, że zrobiłaś coś właściwego i uszłaś z życiem? Czy o to chodzi w twojej pracy? O dbanie o wizerunek?
Splatając swoje palce z jego poczuła, jak męska dłoń zaciska się mocniej. Schwytane w pułapkę między nimi ziarenka piasku drażniły skórę gdy niespodziewanie, mężczyzna pociągnął ją lekko do tyłu. Kładąc się na piaszczystej plaży, przyciągnął ją do siebie, choćby odrobinę, by wylądowała obok niego. Choć w rzeczywistości pozwolenie na to, by piasek dostał się do jej długich loków było koszmarem samym w sobie, w tej chwili jej umysł wybiórczo traktował prawdę z iluzją.
Nie mieli przyszłości, w której musiałaby się o to martwić. Nie mieli wrócić wieczorem do mieszkania, wymęczeni piaskiem, słońcem i wodą. Nie mieli zjeść ugotowanej wspólnie kolacji na tarasie pod światłem gwiazd, otwierając kolejną butelkę rzadkiego, historycznego wina. Nie czekało łóżko, które mogło pomieścić ich oboje i ukoić ją do prawdziwego snu, w którym ciepło, bezpieczeństwo i bliskość mężczyzny mogła pozbawić ją męczących snów.
- Niedługo to wszystko stanie się dawno zapomnianym koszmarem - mruknął, niespodziewanie blisko. Jego nos musnął damski policzek. - Już więcej nie będziesz musiała o tym myśleć.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 21:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Roześmiała się. Perliste dźwięki uciekły z wiatrem, zgarnęła sprzed oczu zaplątane, zagubione loki, aby następnie spojrzeć prosto na Cassiana. Nie była już niczego pewna, a jednak domyślała się, że pomimo najszczerszych chęci, aby znalazła tu ukojenie przed trudnym powrotem na Cytadelę, jej umysł nie był aż tak perfidny, ani wredny, aby zdobywać się na cios poniżej pasa.
- Po prostu wiem. Przecież nie siedziałbyś obok i nie patrzył, jak śpię - odparła bardziej zaczepnie, niż była skłonna na początku ich niespodziewanego spotkania. Im dłużej brnęła w tę rozmowę, tym bardziej traciła kontrolę nad samą sobą. Nie pilnowała się już, nie trzymała na dystans. Zdrowy rozsądek zagłuszyły porywy niepokornego serca. Jakaś jej część, nadal, pomimo wszystkich faktów, które odkryła po opuszczeniu Systemów Terminusa, chciała wierzyć, że to on mógł być jej przeznaczeniem. Nie istniało we wszechświecie aż tyle przypadków, zbiegów okoliczności, splotów wydarzeń.
Ponownie pokręciła głowa, nie zgadzając się z nim.
- W mojej pracy, przede wszystkim, nie chodzi o mnie - weszła mu w słowo, a jeżeli jej na to nie pozwolił, dosięgnęła wolną od jego uścisku rękę do rozchylonych warg i bezceremonialnie zasłoniła nią usta Daharisa.
- Powinieneś zapytać, dlaczego nie chce Cię wydawać Radzie oraz Przymierzu, zamiast besztać protokoły. Z drugiej strony, to przecież tak do Ciebie podobne - mruknęła ciche, pod nosem, bardziej do siebie, niż do niego, choć nie omieszkała uśmiechnąć się pod nosem do wniosku, który nasuwał się sam. Był na Mindoirze. Strzelał do cywilów. Budował broń piętro, czy dwa niżej od kliniki, w której szukała z doktor Maketarii ratunku dla ocalałych ze stacji dzieci. Powinna go nienawidzić. Brzydzić się nim, przeklinać go.
Ale nie potrafiła.
Nie, kiedy poznała wcześniej zupełnie inne oblicze i kompletnie inną stronę mężczyzny.
Nie opierała się. Pozwoliła mu na to delikatnie szarpnięcie, ułożyła się na piasku obok niego, opierając podbródek o jego wyciągnięte do niej w zapraszającym, opiekuńczym geście ramieniu. Biło od Cassiana ciepło, które czuła, kiedy wygrzewała się tu na słońcu i które teraz, w perspektywie obudzenia się w małej kwaterze w ośrodku na Księżycu, wydawało się jej cenne każdego kredytu. Nie chciała, aby się odsuwał, gdzieś sobie szedł, aby w końcu ona została zbudzona ze snu, wyrwana z tego cudownego miejsca i zmuszona do spojrzenia na rzeczywistość bez niego.
Oparła dłoń gdzieś na wysokości jego klatki piersiowej. Widziała jezioro, przez pryzmat jego unoszących się w oddechu żeber. I choć wody nic nie zmąciło, powrócił niepokój wraz z kilkoma, tak znajomymi słowami. Już gdzieś je słyszała i to nie tak dawno temu. Poderwała się, mrużąc oczy i oglądając się na Daharisa z duszącym lękiem.
To wciąż był on?

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 22:21

Nawet będąc wytworem jej umysłu, nigdy nie był w pełni wyidealizowany. Nie dociekał gdy coś mu sugerowała. Nie był wylewny w swoich uczuciach. Nie odpowiadał bezpośrednio ani szczegółowo na zadawane przez nią pytania. W jego spojrzeniu zawsze czaiło się coś, czego w pełni nie mogła dostrzec - schowane za zasłoną przebytych doświadczeń i ciężaru podjętych decyzji. Nawet, gdy jego krok był sprężysty, a usta wygięte w uśmiechu, czasem widziała tę drugą stronę.
Stronę, o której czytała w gazetach.
Nie znikała w miejscu takim jak to. Ale pozostawała uśpiona, wyczuwała ją niczym niski pomruk czającej się w oddali bestii, której ślepia nigdy nie zwróciły się w jej stronę. Która okazała jej łaskę, choć nie powinna i nie potrafiła odpowiedzieć dlaczego.
Lub nie chciała.
- Dlaczego? - odpowiedział, choć minęło kilka sekund ciszy nim zdobył się na to pytanie. Po tonie głosu wyczuła, że jego usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
Wiatru wzmógł. Z oddali słyszała szmer poruszanych źdźbeł trawy z miejsca, w którym obudziła się pośród kwiatów. Tafla wody migotała w blasku gwiazd w znajomy sposób, lecz świat wokół stał się chłodny. Pusty. Z oddali dobiegło ją stukanie.
Gdy wyprostowała się, siadając, dostrzegła pustkę obok siebie. Mężczyzna zniknął, pozostawiając po sobie ślad w piasku, który z wolna zacierał ostry wiatr. Jej włosy uniosły się w górę niesione powietrzem, wpadając jej do oczu, muskając jej policzek.
Stukot wezbrał. Dobiegał z oddali, był irytujący, niepasujący do tego świata, dźwięczał w jej uszach.
Piasek przesypał jej się przez palce. Ślad po mężczyźnie zniknął. W oddali, brzeg jeziora zdawał się oddalać - jakby w tym czasie minęły godziny, jakby to były morskie fale, zabierane przez odpływ spod jej stóp.
Stukot urósł do huku. Pod powiekami czuła denerwujące drobinki gdy zmusiła się do otworzenia oczu. Jej piżama była przepocona, kołdra gorąca, a świat wokół - nadal ciemny. Znów była w rzeczywistości. W swojej kwaterze na Księżycu, małej, ciasnej, ale również, na swój sposób, domowej.
Huk okazał się głośnym pukaniem do drzwi.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 22:37

Zacisnęła mocniej palce, gniotąc jego luźny t-shirt.
Nie potrafiła. Nie mogła. Nie chciała.
Wyciągnął ją spod gruzów na Ilos. Wrócił, kiedy matka przełożona zdecydowała, aby rzucić ją na żer banshee. Był w pobliżu, kiedy konfrontowała się z Vincenzem. Odwiedzał klinikę pod byle pretekstem. Posłuchał jej. Pokazał cmentarzysko, zupełnie inną stronę Korlusa, a jednocześnie tez Sojuszu. Zaufał jej, wsuwając w dłoń broń, kiedy lecieli na Aeris. Chwycił ją i wcisnął za ścianę, kiedy zombie rzuciły się na ostatniego, broniącego się członka jego oddziału. Opatrzył mogę, nie skomentował, kiedy jej decyzje skazały na śmierć niewinnych, ocalałych na stacji. Obiecał zabrać dane, zachował wszystkie, cenne skarby w apteczce. Przebił się do Cicero, wynosząc ją kosztem samego siebie.
Siedząc na piasku, ignorując szmery otoczenia, wbiła spojrzenie w miejsce, w którym jeszcze przed momentem leżał, przyciskając ją do siebie. Widziała go oczyma wyobraźni, niemalże tak samo wyraźnie i namacalne, jak dosłownie przed momentem.
- Ponieważ to, co nas łączyło, co się wydarzyło, co mówiłeś i mi pokazałeś, było prawdziwe - mruknęła w eter, do pustki, którą po sobie zostawił.
Mrugnęła. A kiedy otworzyła oczy, nie widziała już blasku gwiazd, brzegu jeziora, z rozmytego obrazu wyłoniła się jej sypialnia w ośrodku, po woli nabierając kształtów. Z cichym jękiem, zrzuciła z siebie koc. Czuła, jak lepi się do niej piżama, podobnie jak zmierzwione włosy do mokrego czoła. Zaczesała je za uchu, ponownie słysząc uparte, wręcz natarczywe pukanie. Było aż tak późno? Nie słyszała budzika, choć kładąc się do łóżka, była pewna, iż nastawiła cyfrowy alarm z odpowiednim zapasem na poranną toaletę.
Zwlokła się z łózka, ciężkim krokiem i po ciemku, idąc w stronę drzwi. Ominęła krzesło, hacząc o drugie, aż z kolejnymi krokami zdarło ono z niej kołdrę, w którą wciąż była zaplątana. Poprawiła materiał, choć nie łudziła się, iż nie będzie wyglądać jak siedem nieszczęść. To była krótka noc, czuła się tak, jakby dopiero co zamknęła oczy, a już wyrwano ją z objęć Morfeusza.
Otworzyła drzwi, lekko je pchnęła wyglądając na zewnątrz. Ktokolwiek stał po drugiej stronie, ufała, że miał solidny powód, aby tu być i dobijać się do niej.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 22:46

Tym razem wnętrze kajuty nie było pobojowiskiem choć nie wiedziała, na ile był to efekt względnie spokojnej nocy, a na ile zwyczajnie tego, że zawczasu się spakowała. Nie było już jej przedmiotów osobistych w pobliżu, które biotyka mogła wyrzucić w przestrzeń. Tylko kołdra, którą szczelnie się owinęła, a którą teraz z trudem z siebie zrzuciła.
Uchylając drzwi, wpuściła do środka przeraźliwie jasne światło dobiegające z korytarza, które oślepiło ją na krótką chwilę. Gdy udało jej się znów uchylić powieki, dostrzegła stojącą w przejściu Clarissę. Kobieta była wystrojona, na ramionach narzuconą miała marynarkę i wyglądała na gotową do drogi.
- Radno Fel, dzień dobry - odchrząknęła lekko, choć blondynka zauważyła zmieszanie na twarzy asystentki gdy ta dostrzegła jej stan. - Jest już ósma. Pomyślałam, że zjemy jeszcze śniadanie przed odjazdem i przebrniemy przez nowe wiadomości z Cytadeli.
Gdy Fel zerknęła na swój omni-klucz, zauważyła, że budzik dzwonił trzy razy lecz bez powodzenia. Była ósma zero dwa. Miała też w skrzynce jedną wiadomość, która czekała na nią od kilku godzin.
James pisze:Już w Vancouver. Odezwę się gdy wrócę.
Duval przestąpiła z nogi na nogę, wyraźnie nie wiedząc co ze sobą począć.
- Ja i doktor Evans jesteśmy gotowe do drogi - oznajmiła. - Spotkanie z doktor Shaw ma pani umówione na dziewiątą. Czy potrzebuje pani więcej czasu?
Jej pytanie brzmiało bardziej jak sugestia i kobieta wyraźnie to odczuła, świadoma swojego niewyspania, przeraźliwego zmęczenia i chłodu, który doskwierał jej przez wilgotną piżamę.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

28 mar 2024, o 23:01

Zmrużyła oczy, zdezorientowana godziną oraz informacjami, które miała jej do przekazania Clarissa. Po woli, bez większego przekonania, odsunęła od twarzy dłoń, którą zasłoniła oczy przed ostrym, nieprzyjemnym światłem.
- Nie słyszałam budzika. Przepraszam - mruknęła, cofając się o krok i zapraszając kobietę do środka. Nie było wygodnie rozmawiać w korytarzu. Myśl, że wszystko spakowała jeszcze wczoraj, bądź już dzisiaj, ale o wczesnych, nocnych godzinach, teraz zdecydowanie odejmowało jej zmartwień. Szybko oszacowała, ile potrzebuje na prysznic oraz doprowadzenie się do porządku, ze śniadania mogła zrezygnować, ale absolutnie nie odmówi sobie kawy, którą wypije z doktor Shaw.
Nieświadomie, potarła palcami o sobie, jakby łudziła się, że wyczuje drobne ziarenka piasku.
- Nie. Kwadrans wystarczy. Śniadanie będzie musiało być szybkie, skoro jesteście gotowe, nie ma sensu przedłużać. Możesz zaczekać tutaj - rzuciła, będąc już jedną nogą w łazience. Czas spędzony w ośrodku, zdecydowanie zbliżył ją do Clarissy i w obecności asystentki czuła się już całkiem swobodnie.
W przelocie zerknęła w lustro, nawet nie łudząc się, że zdoła okiełznać powykręcane każdy w inną stronę kosmyk włosów bez wcześniejszego ich umycia. Oparła się o szafkę, kiedy odkręciła wodę i pozwoliła, aby całe pomieszczenie zaparowało, wypełniając je przyjemnym ciepłem. Spojrzała na swój omni-klucz, ignorujac informacje o pominiętych budzikach. Otworzyła wiadomość, która przyszła w środku nocy od Ashforda. Uśmiechnęła się, czytając ją jego głosem. Sprawdziła godzinę, obawiając się, że jest już w drodze i słowa wysłane przez nią odczyta dopiero za kilka, długich dni, lecz mimo to, jej palce same wystukały treść.
Posłuchałam Twojej prośby i już dawno spałam, kiedy napisałeś. Wracaj do mnie szybko. Cały i zdrowy.
Weszła pod deszczownicę, szorując dokładnie skórę oraz włosy. Z przyzwyczajenia, przygotowała dla siebie na dzisiaj prostą, dopasowaną sukienkę, po którą teraz sięgnęła. Wpięła w uszy drobne kolczyki, wilgotne włosy związała w gładkie - na tyle, na ile była w stanie - upięcie. Zgarnęła z pułki cień pod oczy od Duval, który po tym, jak użyła, a następnie wyszła do pokou, dorzuciła do walizki.
- Jakie wiadomości z Cytadeli wymagają pilnej reakcji? - zapytała, kiedy wsuwała nogi w buty, po raz ostatni obejmując pomieszczenie wzrokiem, jakby chciała je bardzo dobrze zapamiętać.
Będzie za nim tęsknić. Za całym ośrodkiem.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

29 mar 2024, o 00:07

Clarissa z wyraźnym wahaniem weszła do środka, jakby podejrzewała, że stan kobiety mógł odzwierciedlać stan jej kwatery. Dopiero po kilku, postawionych nieśmiało krokach gdy dostrzegła względny porządek, rozluźniła się nieco. Widywała Fel w różnych warunkach na przestrzeni ostatnich tygodni, ale dziś, gdy blondynka zerknęła w lustro, dostrzegła jakie żniwa zebrało zmęczenie, stres i świadomość nadciągających wydarzeń.
- Nie ma problemu. Poczekam - przytaknęła, zajmując miejsce na brzegu jej łóżka. Gdy Fel znikała w łazience, od razu sięgnęła do omni-klucza, segregując nowe wiadomości i dzieląc je na te, które musiały omówić w pierwszej kolejności i te, które miały poczekać.
Prysznic orzeźwił nieco radną, ale nie na tyle, na ile mógł. Był pewien poziom wyczerpania, którego zmyć nie była w stanie gorąca woda. Gdy spoglądała w lustro doprowadzając się do porządku, osoba, która jej odpowiedziała spojrzeniem, przypominała cień tego, kim była kiedyś. Blada cera, podkrążone oczy, matowe włosy. Wyglądała co najmniej jakby nie spała od kilku dni.
Gdy wyszła z łazienki, Clarissa zerwała się z łóżka.
- Nic odbiegającego od normy - uspokoiła ją gdy obie ruszyły do wyjścia by zjeść szybkie śniadanie. - Przekażę pani wszystko podczas śniadania.

Wróć do „Ziemia”