Między chaosem, który zapanował po wysadzeniu grodzi, a pierwszym wystrzałem, upłynęły sekundy bezruchu i ciszy przerywanej dźwiękami rozpadającego się metalu oraz odłamków wirujących w pozbawionej grawitacji próżni, podczas których obie strony oswajały się z tym co się właśnie wydarzyło. Ryana była tą, która zareagowała jako pierwsza - jeszcze nim cząsteczki pyłu na dobre popłynęły wzdłuż korytarza, ruszyła do przodu biegiem, przeskakując nad Rhysem i jego wilkiem, unosząc karabin do ramienia i obierając cel. Zignorowała jednego z żołnierzy, który został wessany do ich korytarza razem z odłamkami i który teraz oszołomiony podnosił się na nogi, zamiast tego celując w głąb przejścia, w jednego z tych przeciwników, który klęczał obok głównego stołu kapitańskiego, podpierając się o niego ręką; potężny wystrzał jej nowej broni utonął w wytłumionych dźwiękach próżni, ale po tym jak tarcze mężczyzny rozbłysły i niemal się rozpadły, Hawk rozpoznała bezpośrednie trafienie.
Sekundę później kolejne wystrzały podążyły za biegnącą asari, gdy reszta atakujących dołączyła do walki. Strzelba Reda powaliła podnoszącego się mężczyznę z powrotem na ziemię, a celna seria Hawk przeorała mu napierśnik, przebijając się przez jego ochronne prądy wirowe, rozbijając resztę tarcz, która mu pozostała i znacząc ciało pierwszymi trafieniami - sprawiając również, że niemal w tej samej chwili jego generator zapulsował w znajomym gromadzeniu energii, którą rozładował chwilę później, zatrzymując Telvos w pół kroku i rzucając nią o ścianę, a także zmuszając Stadtforda do odruchowego osłonięcia się ramieniem, gdy i jego dosięgnęła awaryjna fala uderzeniowa.
Za ich plecami Remy wyciągnął rękę w stronę grodzi, a po jego palcach zatańczyły niebieskie ogniki biotyki. W powietrzu, na samym środku przejścia, pojawiła się drobna, czarna kulka, która zaczęła pulsować i drżeć... po czym gwałtownie zgasła.
-
Kurwa, jebany złom - wymamrotał z frustracją mężczyzna, uderzając się parę razy dłonią w skroń, podczas gdy po korytarzu poniosła się kolejna seria z Błotniaka - tym razem jednak nie tego, który należał do Hawk. Rhys dołączył do bitwy, również obierając na cel pechowego żołnierza, który znalazł się z nimi w przejściu, ale niewystarczająco szybko, by ten nie zdążył wystrzelić i trafić Stadtforda, nadwyrężając jego tarcze kinetyczne.
Żołnierze Przymierza stanowili jednak zupełnie inną kategorię niż najemnicza ochrona, z którą przyszło się im mierzyć nie tak dawno temu. Gdy tylko pierwsze zaskoczenie minęło, zaczęli podnosić się na nogi i zajmować pozycję. Chociaż z głębi korytarza nie było widać wszystkiego, Hawk widziała jak mężczyźni i kobiety zaczynają się komunikować; wszyscy zorientowali się w tym samym, co Ryana dostrzegła jako pierwsza, decydując się na swoją pozornie nierozważną szarżę - korytarz stanowił wąskie gardło pozbawione wszelkiej osłony, co działało na niekorzyść lepiej ufortyfikowanych obrońców. Dyscyplina i taktyka, których brakowało najemników z Quebui, dały o sobie znać, gdy żołnierze zaczęli rozkładać wieżyczki strażnicze oraz obierać na cel jedyne wejście na mostek, które było dostępne.
Asari wystrzeliła w rozbłysku biotyki, dobijając pechowego żołnierza uderzeniem własnej szarży, która wbiła go podłogę i zmniejszając jeszcze bardziej dystans do wejścia, ale zapłaciła za to trafieniem ładunku wyładowania łukowego, które zatrzęsło jej ciałem oraz serią z wieżyczki strażniczej, która rozorała jej naramiennik i nadgryzła napierśnik. Reszta żołnierzy również zaczęła obierać ją na cel, ale błysk sabotażu Stadtforda, który przegrzał karabin pierwszego z nich uniemożliwił mu strzał, celna seria Błotniaka Hawk zabiła drugiego, który wychylał się zza grodzi, żeby nacisnąć spust własnej broni, a alabastrowy pocisk kriogenicznych cząsteczek z omni-klucza Rhysa wypłoszył trzeciego, gdy kapitan Anathemy, również biegnąc, wysforował się przed Ryanę, robiąc przy okazji za jej osłonę.
Jednak chociaż zaczynali ginąć, to żołnierze Przymierza nie zamierzali odpuścić. Wnętrze korytarza niespodziewanie wypełniły wibracje tak silne, że zarówno Rhys jak i Ryana otwarcie się przygarbili; otoczenie w przejściu aż falowało od nacierających na nich drgań, w których Hawk rozpoznała od razu jedno z urządzeń Przymierza do pacyfikacji tłumów. Asari zachwiała się i zaczęła wycofywać, a w przejściu pojawił się kolejny żołnierz, celując w Rhysa.
Wtedy obok niego ponownie pojawiła się ta sama, drobna, czarna kulka... która tym razem niespodziewanie rozrosła się, tworząc pulsującą, strzelającą biotycznym ogniem osobliwość. Mężczyzna został poderwany w górę wraz z ciałem swojego towarzysza, któremu Hawk przestrzeliła na wylot hełm oraz drugim żołnierzem, który obracał się bezradnie - pokryty kryształami lodu i z przepalonym karabinem. Ładunek łukowy, który miał pomknąć w stronę kapitana Anathemy, zakręcił w powietrzu, przyciągany siłą nienaturalnej grawitacji i trafił w jego towarzysza.
-
Wreszcie! - zaklął Remy, biegnąc za nimi korytarzem.
Rhys, w przeciwieństwie do Telvos, ruszył do przodu, przedzierając się przez wykrzywiany falami wibracji korytarz i wbiegając prosto w pulsującą osobliwość, a także przekraczając w końcu próg mostka. Na jego pancerz niemal od razu spadły kolejne wystrzały - zarówno z karabinów pozostałych żołnierzy Przymierza, jak i z obydwu wieżyczek strażniczych. Jego mechaniczny wilk biegł cały czas przy jego nodze, ale gdy znaleźli się w końcu w pomieszczeniu, niemal od razu wystrzelił w stronę jednego z przycupniętych za terminalem przeciwników.
Kapitan Anathemy ignorował spadające na jego tarcze pociski, ale gdy obrócił głowę w prawo, jego oczy zapłonęły biotycznym ogniem - identycznym, nienaturalnym blaskiem, który wydobywał się ze ślepi jego mechanicznego towarzysza i wił w powietrzu niczym błękitny dym. Niemal w tej samej chwili ciało jego wilka rozbłysło - stalowa bestia skoczyła w bezgłośnym ataku na żołnierza z Przymierza i eksplodowała. Biotyczna, niebieska fala uderzeniowa wgniotła mężczyznę w terminal za którym się ukrywał, powaliła dwóch pobliskich na ziemię oraz zniszczyła jedną z wieżyczek, posyłając jej fragmenty w powietrze.
Hawk dopadła do progu pomieszczenia chwilę za nim, również przedzierając się przez pole wibracji miny pacyfikującej. Drgania, które wydobywały się z urządzenia, sprawiały, że wizjer jej hełmu migotał zakłóceniami, pancerz zgrzytał niemiłosiernie, całym ciałem targały dreszcze, a w głowie pulsował nieprzyjemny wizg grożący migreną. Bez większych problemów udało jej się jednak rozstawić barierę, tworząc niespodziewaną osłonę dla siebie oraz pozostałych w pozbawionym osłon korytarzu. Kątem oka dostrzegła ładunek przeciążeniowy i uchyliła się przed nim w ostatniej chwili, sprawiając, że ten tylko osmolił lekko jej napierśnik i rozbił się niegroźnie o ścianę obok niej, strzelając oślepiającymi iskrami i wypalając metal. Jej własna seria z karabinu, którą odpowiedziała, rozorała za to jej przeciwnikowi pancerz i rozbiła wizjer, znacząc próżnię okrągłymi drobinkami jego krwi.
Żołnierze Przymierza, chociaż zdążyli się otrząsnąć z nagłego ataku i prowizorycznie okopać, to nie zdołali odeprzeć ich natarcia. Chociaż bronili się i oddawali własnym ostrzałem, to przegrywali - i ginęli. Jeden za drugim. Kolejny padł martwy, ciśnięty na terminal w jednym z rozbłysków biotyki, gdy wilk kapitana Anathemy przemykał przez pole walki niczym milcząca, stalowa błyskawica; następny zginął rozstrzelany przez celną serię czerwonowłosej dowódczyni Wraitha, która wpakowała mu trzy pociski prosto w środek wizjera, gdy wychylał się zza innego z komputerów, chcąc strzelić w ich stronę; trzeci padł krzycząc, gdy płomienie rozgrzanej plazmy wystrzelonej przez Stadtforda rozlały się po jego napierśniku, przegryzając do środka. Gdzieś w trakcie tego wszystkiego niepodziewanie wibracje miny pacyfikującej ustały, gdy Ryana, trzymająca się z tyłu, znalazła napastujące ich urządzenie i zmiażdżyła je w dłoni w rozbłysku biotycznej energii.
Żołnierze bronili się i ginęli. Aż w końcu zginął ostatni.
W pomieszczeniu zapadła cisza po tym jak ostatni z żołnierzy zginął w eksplozji biotyki, zainicjowanej przez Remy'ego i zdetonowanej przez Rhysa. Nikt nie spoczął jednak na laurach; Stadtford wszedł do pomieszczenia, omiatając lufą strzelby pozostałe kąty, a po chwili dołączyła do niego Ryana, zabezpieczając drugą stronę sali. Rhys podszedł do stołu kapitańskiego, nie opuszczając karabinu i upewnił się, że za podwyższeniem również nikt na nich nie czeka. Potrzebowali dobrych kilkunastu sekund, żeby upewnić się, że rzeczywiście główne zagrożenie już zostało zneutralizowane.
Mostek różnił się nieco od tego, który był na Wraithu, ale również nosił w sobie elementy klasycznej architektury okrętów Przymierza. Główna część dowodzenia znajdowała się na środku sali i znajdowały się na niej cztery terminale najwyższej rangi oficerów oraz stół kapitański, niewiele inny niż ten przy którym zwykła stawać Hawk. Reszta pomieszczenia znajdowała się niżej - schodziło się do niej po schodach i otaczała centralne wzniesienie mostka. To tam pracowali wszyscy technicy oraz cały personel Valora - liczne terminale stały pod ścianami, doskonale widoczne z centralnego miejsca dowodzenia.
Podobnie jak ciała ludzi, którzy przy nich zwykle siedzieli.
Rozglądając się po pomieszczeniu, Hawk niemal od razu dostrzegła, że zanim mostek został odcięty przez automatyczne systemy, musiała mieć w nim miejsce jakaś eksplozja. Być może któryś z laserowych pocisków dronów przebił się przez ścianę lub któryś z wirusów Sayi przeciążył jakiś istotny system, ale cokolwiek by to nie było, zabrało za sobą krwawe żniwo. Mostek okrętu tej wielkości przeważnie mieścił w sobie trzydzieści-czterdzieści osób i niemal połowa tej liczby leżała teraz martwa przy swoich terminalach; część komputerów była poczerniała i pogięta, a fragment jednej ze ścian był poszarpany, tworząc ostre stalowe zęby oraz naturalną przeszkodę, która dzieliła salę w jednej trzeciej długości. Opancerzeni i uzbrojeni żołnierze, których piraci zabili, nie byli jedynymi, którzy znajdowali się na mostku - ale byli ostatnimi, którzy wciąż żyli.
-
Mieli pecha - mruknął Red, wypowiadając na głos to co dostrzegła Hawk. -
Albo my szczęście.
Szturchnął strzelbą jedno z ciał, które leżało przy centralnym stole i obrócił je ostrożnie lufą na plecy. Hawk nie widziała nigdy twarzy mężczyzny z którym rozmawiała będąc na Wraithu, gdy próbowali podkraść się do Valora, ale potrafiła rozpoznać kapitańskie oznaczenia, które zdobiły jego naramiennik.
W jego piersi tkwił stalowy, czarny odłamek ściany - niewiele różny od tego, który trafił ją w żebra zaledwie minutę wcześniej.
@Hawk