Mogli to zrobić. Mogli zrobić wszystko.
Fel była jednym z najbardziej wpływowych ludzi w galaktyce. Członkini Rady Cytadeli, miała własne obostrzenia i zasady, których musiała się trzymać, ale było to niczym przy limitach przeciętnego obywatela. Miała pieniądze, wpływy, kontakty, wszelkie możliwości. Mogła otrzymać nowy statek jeszcze zanim Radna Irissa zaprosiła ją do doku. Mogła wybrać punkt na mapie, kupić w nim mieszkanie i przenieść się z całym swoim życiem, skupiając na rekonwalescencji, leczeniu i spoglądaniu w przód, zamiast w tył.
Nie wiedziała, jaką funkcję w SST sprawował Daharis, ale wiedziała, że jego miejsce w hierarchii nie leżało na dole. Uprowadzenie jednej z czwórki radnych Cytadeli musiało być jedną z najważniejszych misji przeprowadzanych przez komórkę, do której należał. Nie przeznaczono jej całemu batalionowi, który uderzyłby w świątynie na Ilos. Powierzono ją małemu oddziałowi, oraz jednej osobie, której dywersja okazała się skuteczniejsza niż niejedna bitwa. Z pewnością mógł to wszystko zostawić - tak, jak mógł latać po galaktyce, odczyniając zło, które wyrządził i uwalniając członków jej załogi.
A jednak oboje byli tutaj, wewnątrz zapomnianego przez świat, schowanego pod pierzyną chmur Caelum. W miejscu, do którego żadne z nich nie musiało wracać - a jednak każde z nich wróciło.
W mężczyźnie było wiele wyparcia i dystansu do sytuacji, w której się znaleźli. Ale niewystarczająco by miał teraz zaprzeczyć. Rozumiał jej słowa, nawet nie próbował udawać, że do niego nie docierają. Nie przytaknął, nie odpowiedział nic, ale wyczuła w jego milczeniu zgodzenie się z nią. Mogli wszystko. Świat był na wyciągnięcie ich rąk, ale nikt nie uniósł dłoni w górę.
Warstwa kocy i kołdra, która ją otaczała, z wolna zaczęła ogrzewać jej wyziębione ciało. Jej prośba unosiła się przez chwilę w powietrzu - jednocześnie tak prosta, łatwa, ale tak absurdalna, że obracał ją w głowie przez chwilę zanim wypuścił powietrze z ust.
- Dobrze - odpowiedział, sięgając po jeden z wolnych jeszcze kocy i luźno narzucając go sobie na nogi. - Dziś możesz być królową piratów pod warunkiem, że pójdziesz spać. A ja poudaję, że przeżyłabyś na pirackiej łajbie choćby jeden dzień - uśmiechnął się lekko, szturchając ją łokciem. - Czy ty wiesz, jaką tam podają kawę? I jak niewygodne są łóżka? Nie mówiąc o jedzeniu.
Odległy grzmot zawibrował wewnątrz pancerza korwety, wyczuwalny pod opierającymi się o ścianę plecami. Błyski na zewnątrz stały się częstsze, ale też wydawały się mniej gwałtowne - przypominały spektakl świetlny na niebie, widoczny po drugiej stronie wizjera.
- Gdzie chciałabyś polecieć jako pirat? - spytał nagle, wpatrując się w wizjer. Kamera ukryta po drugiej stronie kadłuba była mokra od deszczu, przez co krople na niej wydawały się większe niż gdyby było to prawdziwe okno.