Praca w Układach Terminusa zawsze była nieprzewidywalna. W układzie, w którym prawo bywało zmienne, lokalne, lub wręcz subiektywne, sytuacja potrafiła odwracać się o sto osiemdziesiąt stopni z minuty na minutę. Wymagało to od człowieka przystosowania się do warunków, których nigdy nie dało się przewidzieć, przy jednocześnie szalenie wysokich stawkach stawianych na szalę. Hawkins zdołała się do tego zaadaptować. W niektórych aspektach, wydawało jej się to wręcz podobne do służby wojskowej w czasach, w których piastowała niską pozycję. Taką, której nie przysługiwały dodatkowe informacje, a rozkazy spływały o losowych godzinach i wyznaczały z pozoru losowe cele.
Jeszcze nie wiedziała jaki wpływ na jej życie miała mieć wojna - pozytywny czy negatywny. Jednoczesne zaostrzenie sytuacji w Trawersie stawało się uciążliwe, za to Sojusz - jak i wiele innych grup, które znalazły się pod presją - chętnie poszukiwały zleceniodawców. Balans zysków i strat był w ciągłym ruchu, ale jedno wiedziała na pewno - Terminus z dynamicznego, miał zmienić się w
kurewsko niestabilny.
Dlatego doceniała zlecenia takie jak te.
Nie wyglądały na atrakcyjne z perspektywy przeciętnego pirata. W idealnym świecie, by łup trafił w jej ręce nie musiała nawet nacisnąć spustu. Gdy walka rozgrywała się w kosmosie, lub w układach elektronicznych oponenta, bywały zlecenia i napady, w trakcie trwania których nie wystrzeliła z broni ani razu, wchodząc na cywilne okręty post factum.
Roboty takie jak te wymagały babrania się. Z daleka od statku, z daleka od wsparcia, który oferował i choćby złudnego bezpieczeństwa oferowanego przez kosmos. Ale czasem za tym tęskniła. Za ryzykowaniem wyłącznie własnym życiem - siebie i swojego, małego oddziału, a nie całą łajbą, która od jednego, błędnego rozkazu mogła zostać podziurawiona jak ser szwajcarski.
Spoglądała na powierzchnię 2175 AR2 -
co za gówniana nazwa - ze swojego omni-klucza, śledząc obraz transmitowany przez zewnętrzne kamery. Czekała w śluzie razem z wybranymi przez siebie ludźmi - tymi, którzy zgłosili się na ochotnika i nie była to ich zmiana.
Każdy musiał kiedyś rozprostować nogi.
-
Pora na spacer po kosmicznych dziurach - mruknęła do towarzyszącego jej Kiryła, Tiberiusa i Nadii, nim ciśnienie wyrównało się w śluzie i drzwi uchyliły się, wypuszczając ich na prowizoryczne lądowisko.
Zerknęła na mężczyznę czekającego koło skrzyń. Domyślała się, że była to ich wtyka. Czujnym wzrokiem obrzuciła płytę, szukając nieprawidłowości.
-
Wracaj na górę, ale trzymaj nam prom w pogotowiu, Deuce - rzuciła przez radio, wysuwając się ze śluzy jako pierwsza.
Obrzuciła spojrzeniem mężczyznę -
Tony'ego. Nie miała nic przeciwko temu, by udał się z nimi. Wiedział o tym ośrodku więcej, niż było skłonne podzielić się Terra Nova. Mógł być użyteczny.
I wcale nie musiał opuścić tej planety gdy skończą.
-
Jak wygląda sytuacja w środku? Jak dużych sił mamy się spodziewać? - spytała neutralnie, ale jej palce natychmiast wystukały odpowiednie programy na omni-kluczu.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąSkok Adrenaliny i amunicję dysrupcyjną proszę.