29 wrz 2024, o 19:23
Mieli plan. Środki. Kontrolę nad tą częścią kompleksu. Co mogło pójść nie tak? Otóż wszystko.
Ukryli się w pokoju kontrolnym. Dwukrotnie sprawdziła, czy wprowadzone w system komendy zareagują na ich polecenia. Mając potwierdzenie, skinęła do Strikera.
- Mów, kiedy będziesz gotowy - czekała na jego znak. Alarm zawył na korytarzu, otworzyły się każde drzwi, bardzo dobrze słyszeli odgłos równych, nadbiegających kroków. Kilku agentów zwabionych w ich pułapkę, wpadło do środka biura ochrony. Widział ich przez kamery, Charlotte wskazała Strikerowi panel na klawiaturze, aby mógł czynić honory. Wciśnięcie, odpaliło działko. Wypluło kilka serii, zwracając na siebie uwagę. Agenci rozpierzchli się, żaden nie przewidywał, że jednocześnie drzwi za ich plecami zamkną się z głuchym trzaskiem. Charlotte wydawała się tylko na to czekać, kolejne wprowadzone w WI kompleksu komendy sprawiły, że powietrzę wtłaczane do pomieszczeń przez system podtrzymujący życie zostało odcięte. A kiedy pierwszy zorientował się, co właśnie ma miejsce, było już za późno. Nie rozumieli słów, które w obcym języki wymieniali między sobą. Próbowali się ratować, dobijały się do innych pomieszczeń, walili biotcznymi i inżynieryjnymi ataki w zamknięte drzwi, jednocześnie opadając z sił.
Obserwowała to w milczeniu, na drugim ekranie wytyczając ścieżkę na niższe poziomy. Prosto do celu, czyli cel, gdzie najprawdopodobniej przetrzymywali Marca. Zgrała mapę na swój omni-klucz, przesyłając ją również Strikerowi, jeżeli ten wyraził takie zainteresowanie.
- Możemy... - nie dokończyła. W jednej chwili, otaczające ich ekrany wypluły komunikat o błędach. Charlotte syknęła, nie zdążyła ostrzec Strikera. Brzdęk wrzuconego do środka granatu dał mu kilka sekund na odruchową reakcję. Na resztę było już za późno. Impet wybuchu przyjęły na siebie tarczę, a także pancerz. Ktoś pociągnął go za rękę, słyszał, jak omni-ostrze cięło powietrze, wbijając się w ogniwa między napierśnikiem. Kogoś staranował, odrzucił na bok, wypadając na korytarz. Za nim biegła Charlotte. Przeciwnicy na ich drodze czekali z wycelowanymi w ich pistoletami, kilku odstrzelił z marszu, z kolejnymi musiał się chwilę szamotać. Charlotte parła na przód, mając podobnie jak on świadomość, że wszystko, albo nic.
Dywersja w dywersji. Ktoś tak samo bawił się nimi, jak oni zabawili się kosztem zamkniętych w pomieszczeniu agentów.
Zbiegali po kilka stopni na raz. Gonili ich, pościg deptał im po piętach. Striker zostawił za sobą ścieżkę z pochłaniaczy ciepła, każdy ładując w wychylających się, bądź doganiających ich przeciwników. Adrenalina szumiała im w żyłach, w końcu Charlotte dopadła do konsoli od drzwi, wgryzła się swoim omni-kluczem w kable i zamknęła przed nosem niedobitków przejście. Odcięła tunel techniczny, którym zbiegali, od poziomu cel i innych pomieszczeń laboratoryjnych. Oddychała ciężko, chrapliwie. Striker dopiero teraz miał dłuższą chwilę, aby ocenić, że jego tarcze wymagają na gwałt regeneracji, a dziury w pancerzu szybkiego łatania omni-żelem. Część zagięć będzie musiał wyklepać, ale jako tako trzymał się w kupie.
Gorzej było z Charlotte. Stała w kałuży własnej krwi, opierała się ciężko o ścianę, a nogi się pod nią uginały.
- Idź... Po Marco... - Wycharczała, odtrącając jego dłoń, kiedy zaoferował jej pomoc.
- Wydostań... Go... - Poprosiła, pogodzona z krytycznym stanem, w jakim była.
@Charles Striker