30 wrz 2024, o 19:37
Krzywawy uśmiech wykwitł na ustach Mili, gdy tylko porucznik, czy jak mu było, wspomniał o ostatniej akcji na Mindoir. Może i Karajev był na cenzurze, ale śmierdział jej osobą, która na rozkaz dowództwa zdradziłaby własną matkę... szczególnie, jeśli w grę wchodziłoby oczyszczenie imienia. I chociaż nikt tego wprost nie powiedział, Mila do samego końca nie ufała mężczyźnie. Wspomnienie o SST było trafną uwagą i należało brać to pod uwagę, a samego żołnierza - pod lupę. Szkoda tylko, że ona sama większość czasu będzie poza zasięgiem, więc wszelkie krzywe akcje mogą ujść mu płazem.
Mówiąc wszystko i załatwiając tak samo, Lyssa pożegnała ich. Mila wysunęła się z ich loży i wyszła na ulice Omegi, odpalając kolejnego papierosa i rozglądając się z nieodgadnioną miną po okolicy, ruszając powoli w kierunku budki z jedzeniem, do której lubiła w tej okolicy witać, szczególnie, jeśli bywała sama. Jedzenie może i było dobre, ale właściciel nie serwował lewoskrętnych opcji i Curio zawsze smęcił jej nad uchem, że jemu nie chce się drałować kilka ulic dalej, żeby kupić własne żarcie. Wybierając jakiegoś burgera, którego mięso przypominało choć odrobinę to z Ziemi, przeżuwała kęs za kęsem, spoglądając na wymalowane na okolicznej ścianie emblematy. Kilkukrotnie rozmyślała nad organizacją, która wydawała się być na tyle gigantyczna, że nie mogła być rozporządzana twardą ręką, ale wspomnienie Mindoir zostawiało posmak żółci w jej ustach. Jeśli było się po tej drugiej stronie, to dołączenie do SST brzmiało w jej głowie trochę niedorzecznie, a jednak kusiło.
Minęło pół godziny, dostała koordynaty, a widząc, ile jej zostało czasu, wklepała na szybko wiadomość do Ishy, gdzie jest, i podreptała tam, towarzysząc asari, w czymkolwiek chciała, nawet jeśli było to tylko wyjście na kawę, czy alkohol. Gdzieś w międzyczasie plotkowania,a także pytania, jak u niej (w ogólny sposób, nie chciała specjalnie drążyć tematu jej ostatniej niedoli), poruszyła poprzednio gnębiący ją temat. — Tak w ogóle, śmierdzi mi nasz żołnierz. W sensie, może i faktycznie teraz nikt go raczej w wojsku nie lubi, nie chwaląc się, za częściowo moją zasługą, ale no kurwa, wydaje mi się, że wystarczyłoby słowo, a on już miałby nowe rozkazy i nie ma, że misja, że obiecał — westchnęła, przeglądając co jakiś czas extranet. — Na moje kurewskie nieszczęście będę musiała udawać tę, no, było takie ładne słowo... kurtyzanę? Ta, więc ja nie mogę trzymać na niego oka, ale jakby zachowywał się dziwnie, to możesz dać mi cynk?
I gdy minęło odpowiednio dużo czasu, znalazła się w wieżowcu, w cywilnych ubraniach, może i nie nosząc się w dresiarskim stylu, ale też nie miała na sobie nic przesadnie kobiecego, ot, zwykłe trepy, przylegające spodnie, jakaś koszula wciśnięta w nie raczej średnio i narzucona na to kurtka. Przyznać się nie przyznawała, ale z pomocą Ishy kupiła sobie coś bardziej eleganckiego - nie uwodzicielskiego, nie daj boże, ale bardziej, gdyby miała pójść na spotkanie z szychami. Widząc Kaveltach Sec., prychnęła cicho pod nosem. Z jej i Crassusa osiągnięciami, gdyby R&C nie było głównie wierzchem do przyjmowania pojedynczych, legalnych zleceń i posiadania własnego statku (Split, na leasing, przynajmniej dopóki jej turiański partner nie dostał lepszego promu), mogliby śmiało ich przegonić. Nietrudno byłoby zatrudnić i wyszkolić dodatkowe osoby, ale no, nie da się wciskać nosa w najbardziej parszywe zlecenia, jeżeli jest się na dużym, papierkowym świeczniku. I tak wystarczyło jej, że ostatnio zamieszani byli oboje w medialne sprawy. Rozpoznawalna twarz nie była takim plusem, jak na początku myślała.
Niezręczną gadaninę szefa oddziału olała, traktując to w głowie z wyższością - gościu nie był dobrze dostosowany do interakcji z ludźmi, więc tylko utwardziła sobie w głowie wizję dominacji R&C nad Kaveltach. W atrium rozglądnęła się, cmokając na wystrój, po czym z wyraźną niechęcią złożyła bezpiecznie sprzęt, broń układając na wierzchu. Poczuła się naga, w duchu zaciskając kciuki, by ochrona stacji, ani nikt tutaj nie dowiedział się za prędko o jej biotyce. Strikera ukrytym asem były mięśnie, u niej implant w głowie, a im dłużej będą myśleć, że jest bezbronna, tym lepiej dla niej.
Zanim ruszyła za asari do kogoś, kto ma na imię Chaz (nie była pewna, czy to ich klient, czy to tamten Gauthier jest ich przykrywką, ale nie pytała), puściła współczujące spojrzenie Kiru. Z drugiej strony - rozumiała doskonale, bo sama na samym początku ich znajomości zerwała się przerażona. Ba, nawet czasami nadal miała odruch, gdy nie widziała jej dłuższy czas. Dla Mili Kroganin wyglądał parszywie, a co dopiero przedstawiciel rasy, której nazwa brzmiała jej, jak egzotyczny gatunek bizonów, czy żubrów.
Dreptając wraz ze Strikerem za asari, początkowo zmarszczyła brwi na jego dziwny tekst, ale pewność, z jaką to mówił, skłoniła ją do tego, że i ona odrobinę dołożyła do tej malutkiej szopki. — Tylko ze słyszenia — odparła, spoglądając na ochroniarkę z udawanym podziwem. — Reputacja ich wyprzedza. Słyszałam, że mają luksus wyboru płotek, które chcą ich wynająć. Nie dziwię się, że mają taki sprzęt.