Wnętrze zniszczonej mesy było chaotyczne i ciemne. Brak grawitacji i unoszące się w powietrzu odłamki utrudniały nie tylko orientację w terenie, ale też znalezienie czegoś wartościowego. W półmroku, mimowolnie, jej wzrok prześlizgiwał się po miejscach, do których docierało światło latarki - ale też wychwycił błękitny blask wydobywający się z oczu mężczyzny.
A później z jego machiny.
Robotyczny wilk, czymkolwiek był, w dość ewidentny sposób powiązany był z biotyką kapitana Anathemy i jeśli potrzebowała ku temu lepszego potwierdzenia to właśnie je otrzymała. Zapaliło to czerwone lampki z tyłu jej głowy bo choć mechaniczne cielsko wydawało się kompletnie unieszkodliwione, możliwości mężczyzny okazały się znacznie większe, niż się tego spodziewała. Jednocześnie jednak zauważyła, że być może wilk nie powinien być jej pierwszym celem w razie potencjalnej potyczki - nie, kiedy mężczyzna mógł go wskrzeszać. To Rhysem powinna zająć się najpierw.
W głębi ducha poczuła również uznanie dla zadziwiającej i skomplikowanej technologii, połączenia biotyki z inżynierią w sposobie, który przypominał jej wnętrza przekaźników mas. Ale nigdy nie przyznałaby tego głośno.
- Charon to frachtowiec, zmodyfikowana barka transportowa podążająca za Crusaderem. Przewozi wszystko, co udało im się zebrać. - zakomunikowała niemal na równi ze słowami Nephietta. - Miał wrócić do systemu z Crusaderem, ale nie wiemy kiedy. Byli w tym układzie i zabrali pierwszy z wraków, Valor czekał na ich powrót pilnując pozostałych. Najprawdopodobniej na jego pokładzie albo w jego towarzystwie znajduje się to, czego szukamy.
Gorzkie słowa oficera nie napawały jej optymizmem, choć jednocześnie wieść o frachtowcu na swój, irracjonalny sposób, nieco ją uspokoiła. Crusader nadal wydawał się przeszkodą nie do ominięcia, ale lepszy był on jeden, niż dwa pancerniki, które miały za chwilę spaść na ich głowę. W jej oczach, frachtowiec był ofiarą, nie kolejnym drapieżnikiem.
Zabierając omni-klucz kapitana podniosła się, zerkając na mężczyznę. Agonalne podrygi otaczającej ich konstrukcji sprawiały, że jej ciało boleśnie się napinało, przypominając o upływającym czasie. Kilka minut wydawało się luksusem będącym poza ich zasięgiem - wszystko dla szczątkowych informacji, których nie wiedziała, czy w ogóle potrzebowali. Wiedzieli czym był Crusader i Charon. Mogli poczekać na ich powrót u wylotu przekaźnika masy i działać na tego podstawie. Poczekać na wsparcie sił Kestrel. Mieli kurewsko wiele możliwości. Nie zamierzała ryzykować życia członków swojej załogi dla strzępów informacji.
Ale choć chciała odwrócić się i zaprzeczyć, przekleństwo wydostało się z jej gardła zamiast rozkazów. Choć nie uważała kapitana Anathemy za wartościowego człowieka, dotychczas wykazał się jakąś formą inteligencji na podstawie której była skłonna uznać, że uważa to ryzyko za warte tego.
- To miejsce się rozpada. Nie mamy kilku minut, więc cokolwiek planujesz, utnij potrzebny czas o połowę - warknęła, mocniej chwytając swój karabin. Odwróciła się do swoich załogantów, wychwytując ich rozświetlone sylwetki. Ich życia nie zamierzała ryzykować dla okruchów, ale mogła spróbować zwiększyć ich wspólne szanse - jednocześnie ryzykując tylko własnym. - Telvos, Stadtford, wróćcie do promu. Podlećcie najbliżej naszej lokalizacji jak to możliwe. Ewakuujemy się gdy wyciągniemy co się da z tego terminala - zakomunikowała, nie dając pola na dyskusję. - Jeśli żadna z dziur nie będzie na tyle duża, żebyśmy mogli uciec z tego poziomu, powiększcie ją z pomocą drona od Sykesa. W innym wypadku wykorzystajcie go żeby osłonić sobie drogę przed odłamkami. Będziemy w stałej komunikacji poprzez Wraitha. Informujcie Scotta o waszej pozycji i postępach.
Odwróciła głowę, zerkając to na Remy'ego, to na Rhysa.
- Remy powinien z wami pójść na wypadek, gdybyście napotkali uzbrojone niedobitki na drodze. Ja zostanę żeby zabezpieczyć tyły - zakończyła. Nie zamierzała dbać o jego zdrowie ale wątpiła, by mężczyzna podzielił się z nimi danymi. Cokolwiek wydostanie z tego terminala, zamierzała widzieć to na własne oczy.
W innym wypadku ewakuowałaby się z resztą.