Już zawsze kojarzyć się jej będzie z bergamotką.
Ten zapach prześladował ją przez ostatni miesiąc i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że teraz tym bardziej nie będzie mogła się od niego uwolnić.
Ani od wspomnień tego, jak szaleńczo biło jego serce za klatką z żeber. Jak gwałtownie unosiły się one i opadały, a urwane, ciepłe muśnięcia, pieściły jej profil.
Przekrzywiła głowę. Pojedyncze, opadające na jej twarz pukle mogły łaskotać go w nos. Nie stanowiły jednak kurtyny, przez którą nie widziałby wpatrzonych w niego dużych, niebieskich oczu. Odbijających światło i dziesiątki nigdy nie wypowiedzianych emocji. Do których Iris najprawdopodobniej z uporem maniaka nie przyznawałaby się za żadne skarby tej, czy innej galaktyki.
- Absolutnie nie zamierzam za to przepraszać - odparła niewinnie, oddychając tym samym powietrzem, co on.
A może to ona bezwiednie wstrzymała oddech i tylko czuła, jak jego wydech rozbija się niebezpiecznie blisko kącików jej ust?
Nie spodziewała się absolutnie niczego, a jednak ukłucie żalu, czy innego rozczarowania, zmusiło ją do intensywnego zamrugania. Spojrzała na mężczyznę, kiedy opadł na krzesło z resztką alkoholu w ręku. Popatrzyła na zaciśnięte na szyjce od butelki, męskie palce. Na łapczywe łyki, które pociągnął prosto z gwinta. Chłód położył swoje szponiaste łapska na jej wątłych ramionach, niemalże pieszczotliwie muskając pazurami skórę. Zmusił ją do pozostania w miejscu, choć coś w niej krzyczało, że tu i teraz powinna odsunąć się jak najdalej od siedzącego przed nią Daharisa. Na pewne myśli, które do siebie dopuściła, nie wiedząc jak i kiedy pozwalając, aby całkowicie słumiły zdrowy rozsądek, nigdy nie powinna pozwolić. To, co się zadziało, a właściwie to się nie wydarzyło przed ułamkami sekund powinno być wyjątkiem, który tylko potwierdzał surową regułę.
Po butelkę, którą jej podsunął, sięgnęła odruchowo. Automatycznie.
- Jeżeli pozwolimy Yasmin walić w zamknięte drzwi, być może uda się nam wynegocjować dodatkowe dziesięć minut - dopiła wino bynajmniej nie elegancko, po czym odstawiła butelkę na stół z cichym łoskotem. Obejrzała się na Cassiana przez ramię, gotowa powiedzieć coś jeszcze, co zanim ostatnie wybrzmiało, rozmyło się i zostało zatuszowane przez bez przekonania lekkim uśmiechem.
Był tuż obok. A jednak, czuła się tak, jakby ponownie znalazła się po drugiej stronie stołu.
- Znajdź mi proszę coś, w co będę się mogła przebrać i zostaw w pokoju. Nie chciałam Ci wczoraj grzebać po szafach, jeżeli tym samym zmarnowałam jedyną okazję, aby poznać jakieś soczyste sekrety... Cóż. Będę musiała się z tym pogodzić - westchnęła teatralnie, ale ton jej głosu nie był już tak lekki. Swobodny. Wstała, zgrabnie wymijając mężczyznę i celowo - bądź zupełnym przypadkiem, w który przecież oboje nie byli skłonni tak łatwo uwierzyć - zrobiła to tak, że nie zetknęli się ze sobą najmniejszym, przypadkowym muśnięciem.
Palce, które dotykały jego kolana, oparły się na wysokim murze.
Wsunęła krzesło z powrotem na miejsce, nie pozwalając, aby wyrwał jej z rąk tace po odgrzanym jedzeniu, bądź kubek. Odstawiła naczynia szybkim ruchem do zmywarki, a śmieci wrzuciła do zsypu, wyrywając mu po drodze z ręku butelkę po wermucie, która końcem końców trafiła tam, gdzie było jej miejsce.
Pomachawszy mu w progu, szybkim krokiem ruszyła w stronę łazienki z zamiarem wzięcia szybkiego i lodowatego prysznica. Nie miała pewności, czy policzek palił ją od gojącej się rany, czy jednak poczucia wstydu własnej słabości.
@Mistrz Gry