Vorche szły krok za krokiem w ciemność, nie przeczuwając wyroku, jaki na nich już zapadł i nie widząc na tyle dobrze, by mogły dostrzec przemieszczające się zagrożenie...
Jeden z nich kroczył w stronę Rhei. Dziewczyna słyszała dudniące uderzenia jego gołych stóp o metalową posadzkę, rozchodzące się głuchym echem w skąpanym w ciszy pomieszczeniu. Krok, krok, krok. Gdy wychyliła się lekko zza rogu, jeszcze zanim padł tam snop światła, mogła podziwiać sylwetkę umięśnionego vorcha, osłoniętego zaledwie chyboczącą przepaską na biodrach i bardziej ozdobną niż faktycznie przydatną girlandą staromodnych naboi, co jednak w pewien sposób dodawało mu męskości.
Tymczasem William obszedł filar z drugiej strony, chcąc wprowadzić vorcha w śmiertelną pułapkę strzałów, które miały rozerwać jego korpus na strzępy. I on musiał przyznać, choć pewnie ta myśl nie chciała w pełni uformować się w jego męskim, dumnym umyśle, że vorch miał wspaniałą sylwetkę. Jednak niestety nie było mu dane długo pożyć... Kraiven posłał mu strzał wstrząsowy i na skoku adrenaliny zaczął wraz z Rheą ostrzał, który wprawił przeciwnika w niekontrolowane drgawki. Choć wysłany na zwiady chciał uciec, nie udało mu się to. Padł na podłogę, chcąc przeczołgać się w stronę stóp asari, ale wiedział, że to na nic. Zacisnął pięść i ostatnie, co w zemście zakrzyknął przed śmiercią, to słowa: "Po moim trrrrrrupie!". Warknął na całe gardło, co zabrzmiało jak histeryczny okrzyk bojowy, po czym wyciągnął granat odłamkowy, rozbijając go własną dłonią o podłogę. Siła uderzeniowa trafiła Marissę, która nie zdążyła się osłonić. Odleciała trochę do tyłu, słaniając się rękami, ale o dziwo udało jej się wylądować na lekko zgięte nogi. Gdy spojrzała na stan swoich tarcz, okazało się, że zostały całkowicie zdjęte. William miał więcej szczęścia, a właściwie dzięki adrenalinie niczym w slow motion widział, jak granat roztrzaskuje się, więc bardziej odruchowo niż z zamierzenia schował się za filar i choć ten, wraz ze ścianą, której fragment był zawalony, zadrżał u podstaw, najemnikowi Błękitnych Słońc udało się uniknąć większości jego niszczycielskiej mocy. Wtedy też Stark, Rhea i William widzieli, jak ściana dziwacznie zajęczała, jakby w odpowiedzi na kolejne obrażenia, jakich doznała. Za chwilę osypało się z niej trochę prochu, który mógł być tynkiem, gipsem czy też innym materiałem budowlanym, a po tym kilka kolejnych miejsc w zawalonej części wystrzeliło w dal, pchane siłą wody, która w pomieszczeniu obok najwidoczniej zaczęła sięgać sufitu i tym samym tworzyć coraz większe ciśnienie.
Gdy tak Rhea i William patrzyli na stękającą ścianę, nagle przed ich oczami przebiegła Stark, warcząc pod nosem krótkie "Kurwa". Nim się obejrzeli, dziewczyna stanęła za filarem bliżej drzwi wejściowych, którędy przechodzić miała Krwawa Horda.
Nie musiała długo czekać, bo też po krótkich rozkazach przez przejście do pomieszczenia D zaczęli przeciskać się kolejni przeciwnicy. Najpierw dwa vorche, które skierowały się przed siebie, potem kroganin bez hełmu, a za nim kolejnych pięciu vorchy, czyli w sumie siedmiu vorchy i jeden kroganin. Wszyscy rzecz jasna od razu rozpoczęli ostrzał na oślep przed siebie, torując sobie drogę nieco dalej. Kroganin i jeden vorcha poszli w stronę pierwszego filara, gdzie właśnie schowała się Stark. Ruszyli w tamtą stronę i skryli się dokładnie po drugiej stronie kucając, nie zdając sobie sprawy z tego, że są tak blisko pani komandor. Zadaniem reszty było przebrnięcie dalej i oczyszczenie terenu na tyle, by wkroczyć mogła kolejna grupa.
Tymczasem dwa vorche-zwiadowcy, które zaszły kawałek dalej w stronę schodów, zaskoczone odgłosem karabinu, odwróciły się na pięcie i spojrzały za siebie. Był to idealny moment dla Fenenny i Vicci. Tocco najpierw poraziła vorcha odkształceniem, następnie częstując go serią z pistoletu. Wtedy Ulianov pchnęła go, wychylając się zza barierki, która nie była co prawda przezroczysta, ale wykonana z materiału, który przy dłuższym ostrzale wroga uległby zdecydowanie rozpadowi. Następnie Fenenna rzuciła osobliwość, zassysając oba vorche, całkiem je unieruchamiając i pozwalając im swobodnie dryfować, co zapewne byłoby niezła frajdą, gdyby nie fakt, że potem zostały ponownie nafaszerowane ołowiem. Po tej akcji jeden vorcha padł bez życia, a drugi, ten na przeciwko Vicci, legł na podłogę, po czym zaczął w panice zbierać się na równe nogi, ślizgając się na posadzce śliskimi łapami.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąCzas do... piątku!
UWAGI DO MAPY
- na czerwono kroganin, reszta niepodpisanych strzałek to vorche
- Latarki zabitych vorchy wciąż dają światło
- Nowi przeciwnicy nie mają żadnego oświetlenia (jeszcze), nawet tego na pancerzach i widzą bardzo niewiele, bo przyszli z oświetlonego pomieszczenia do ciemności. Wy widzicie znacznie lepiej