To, że Prometeusz dopiero niedawno musiał opuścić stocznię, nietrudno było dostrzec nawet pomimo jego aktualnych uszkodzeń. Tam, gdzie wrogi ostrzał nie naruszył okrętu, jego powierzchnia wciąż lśniła nowością. Jedynym, czego brakowało na całej długości statku, był delikatny poblask ewentualnych barier.
W oczy rzucał się również brak uzbrojenia. Trudno było jednak uwierzyć, by Prometeusz był go zupełnie pozbawiony - zresztą, Skeng twierdził, że okręt uzbrojony jest. Średnio, ale jednak. Potencjalna broń ogniowa była więc zapewne tak wkomponowana w kształt okrętu, by trudno było dostrzec ją na pierwszy raz.
Przechodząc zaś do samych uszkodzeń - tych nie sposób było przeoczyć. Poza wspomnianym już, widocznym brakiem aktywnych barier czy osłon, dostrzec można było liczne wyrwy w kadłubie, które, gdyby tylko okręt znajdował się bliżej planetarnej atmosfery, zapewne dymiłyby sowicie. Całościowe szkody nie sposób jednak było ocenić z tej odległości - dokładniejszy osąd mógł być dokonany najpewniej jedynie z poziomu pokładu.
Pilot promu kierował go wprost na okręt. Chwilę wcześniej Skeng potwierdził nieaktywność systemów wykrywania, co uczyniło zupełnie zbędnymi wszelkie dodatkowe manewry i podchody.
- Właśnie schodzimy na pokład. - Mowę Skenga przerywały ciche trzaski, które były jednak czymś normalnym w podobnej komunikacji. - Wysyłam wam plany statku. - Równocześnie ze słowami kroganina, na fragmencie ściany promu, będącym w rzeczywistości ekranem, wyświetlił się schemat Prometeusza. - Jesteśmy tu. - Czerwona kropka mrugnęła w obrębie dziobu. Wskazany rejon musiał być jednym z pokładowych doków. - Na pokładzie już o nas wiedzą. - W głosie Skenga trudno było przegapić nutę brutalnej ekscytacji typowej dla większości krogan. - Zajmą się nami, więc będziecie mieli dość czasu, by wysiąść tutaj... - Zielona kropka pojawiła się w przeciwnym końcu okrętu. - Waszym celem jest przebicie się do centrali. Naszym też, ale... - Skeng dziwnie spoważniał. - Dzieje się tu coś dziwnego. Nie wiem jeszcze co, ale niewąt... - Komunikator zatrzeszczał, zagłuszając dalszy ciąg słów kroganina. Potem jednak znów było słychać wyraźnie. - Zrobicie nam też za rozeznanie. Niebawem trudno będzie nie potykać się o trupy, ale jeśli komuś będzie łatwiej poruszać się w tym rozgardiaszu, to wam. Wszystko meldujcie, rozumiecie? Przejęcie okrętu to jedno, ale chciałbym wiedzieć, dlaczego on jeszcze jest na chodzie... I dlaczego wciąż w rękach tych opętańców. - Dobór określenia na aktualnych posiadaczy Prometeusza był specyficzny, ale zapewne nie bezpodstawny.
Skeng chrząknął cicho.
- Prometeusz ma cztery pokłady w górę i trzy poziomy podpokładowe. Centrala znajduje się tutaj. - Niebieska kropka wskazała pomieszczenie na trzecim pokładzie, mniej więcej na jego środku. Można było domyślać się, że bliżej dziobu znajdować się będą stanowiska pilotów, zaś ku rufie - pomieszczenia komunikacyjne bądź inne stanowiska, nieco mniej ważne, ale wciąż niezbędne przy obsłudze takiego giganta. - Na statku jest chmara ludzi. Całe, ogromne stado. Większość to chyba cywile, ale cholera wie. - Skeng zamilkł na chwilę, słychać było głuchy warkot skierowany najpewniej ku któremuś z jego podwładnych. - Właściwie, nic o nich nie wiadomo, ale to nie będzie problem. Przejmuję okręt nie po raz pierwszy. - Bez trudu można było sobie wyobrazić, jak Skeng - najwyraźniej obwołany głównym dowodzącym całego abordażu - wzrusza ramionami. Wreszcie dosłyszeć też można było strzały. - Dobra, to tyle. Róbcie swoje, a ja idę zatańczyć. Kontaktujcie się, gdyby co.
Po serii kolejnych donośniejszych trzasków komunikator zamilkł ostatecznie.
Kilka chwil później pilot wprawnie osadził prom we wskazanym mu doku. Dzięki zainteresowaniu, jakie wzbudziła pierwsza grupa abordażowa, ten sektor wydawał się być nienaturalnie wręcz spokojnym. Biorąc pod uwagę uszkodzenia okrętu, wszystkie jego pokłady powinny wrzeć od zamieszania, tymczasem tutaj odnosiło się wrażenie, jak gdyby nic się nie stało.
W powietrzu unosił się pył. Wyglądało to tak, jak gdyby ktoś rozrzucił kilka garści drobnego, leciutkiego piasku. Ziarenka osadzały się wszędzie, gdzie tylko mogły się dostać, chwila obserwacji wystarczyła jednak, by zauważyć, że osad nie czyni niczego złego.
Sektor zawierał trzy stanowiska dokujące, z czego jedno zajęte już przez prom. Głównym "portem" na pokładzie musiał być więc ten na dziobie, w którym obecnie znajdowała się druga grupa. Ten tutaj mógł służyć jako rezerwowy, zaopatrzeniowy lub, z drugiej strony, jako pomieszczenie dla gości specjalnych, jeżeli takowi na pokładzie Prometeusza w ogóle się pojawiali.
W pomieszczeniu znajdowały się tylko jedna, szeroka śluza. Jasny, zielony poblask pojedynczego światełka pozwalał domniemywać, że nikt nie pomyślał o blokadzie przejścia. Najprawdopodobniej nikt nie spodziewał się dodatkowych interesantów, czemu można było się dziwić - bliskość Tuchanki powinna uczulać na punkcie bezpieczeństwa - ale ostatecznie można było zrozumieć. Jeszcze niedawno na pokładzie znajdowali się korsarze, a załoga nie mogła być wszędzie.
Szczelnie zamknięte wrota nie przepuszczały najmniejszych dźwięków, na obecną chwilę jedynym rozwiązaniem było więc poruszanie się "w ciemno".
Wyświetl wiadomość pozafabularną