"
Czasem trzeba, nie ma innego wyjścia" - myślała Ellen, użalając się trochę nad swoim losem. Bardzo żałowała tej wyprawy na Palaven, ale nie mogła się wykręcić, zmuszona była wyruszyć na dyplomatyczne spotkanie i nawet choroba syna nie była w tym przypadku wystarczającą wymówką... W świecie turian czuła się jak pozbawiona tlenu i nie tylko temat posiedzenia w ogóle jej nie obchodził, ale i konieczność utrzymywania możliwie wiarygodnej maski uprzejmości odbijała się jej terazczkawką. A na domiar złego wysłali jej tego ochroniarza, Tarusa, na którego widok przechodziły ją zimne dreszcze. Jedyny pozytyw sytuacji był taki, że być może chciałby potowarzyszyć jej w piciu. Nie lubiła tego robić sama, miała potem wyrzuty sumienia, ale i tak by to zrobiła, więc lepiej z wielkim raptorem niż do lustra.
-
Chyba nie odmówisz mi tradycyjnego ziemskiego trunku w ramach budowania pozytywnych relacji turiańsko-ludzkich, Tarusie?- zapytała retorycznie, nalewając z karafki drogie whisky do dwóch szklanek. Zwracała się do towarzysza po imieniu, bo też na jej życzenie przeszli ze sobą na "ty", a właściwie to obwieściła turianinowi, że będą mówić sobie po imieniu. W zasadzie wcale nie obchodziło jej jego zdanie, czy chciał odmówić czy przytaknąć i choć mówiła uprzejmym acz typowo dla siebie lekko bezbarwnym głosem, dało się gdzieś podświadomie wyczuć ten dystans.
Stała bokiem do turianina ubrana w swój standardowy szary żakiet i spodnie w kant. Miała rozpięty guzik, więc widać było lepiej stosunkowo formalną, białą bluzkę pod spodem, z niewielkim żabotem. Znajdowali się w maleńkiej sali konferencyjnej sam na sam, gdzie na wielkiej ścianie wyświetlał się jakiś program z wiadomościami 24 godziny na dobę, a z głośników leciała przyjemna, rozluźniająca melodia, oczywiście ludzka!
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wtedy w pomieszczeniu rozległ się komunikat. Ellen zamarła bez ruchu i nasłuchiwała, czasem zerkała na Tarusa, ale nie po to, żeby odczytać jego wrażenia, lecz po prostu w czasie zamyślenia, kiedy analizowała usłyszane słowa jej wzrok kierował się i zatrzymywał na chwilę w przypadkowych miejscach. Dopiero po chwili poczuła ciężar karafki w dłoni. Postawiła ją, splotła ręce przed sobą i oparła się o ścianę, gdzie wyświetlane były wiadomości.
"
Marie Bryant..." - Ellen zastanawiała się przez chwilę nad tym, czy kojarzy to nazwisko, ale początkowo nic nie przychodziło jej do głowy. - "
Cięcia kosztów teraz wychodzą... " - komentowała dalej w myślach fakt, że placówka, na której pracują badacze nie została przystosowana ani nawet wystarczająco zabezpieczona na wypadek wiadomych burz.
-
Na tym statku nie ma wystarczająco dużo miejsca dla takiej załogi... - powiedziała na głos, choć bardziej do siebie niż towarzyszącego jej turianina - "
Jaka szkoda, może trzeba będzie tam zostawić obcych..." - myślała, wyobrażając sobie, jak zostawia Tariana na pastwę losu, a w raporcie zapisuje, że ... niestety statek nie miał wystarczająco dużo miejsca na zabranie 37 osób, więc szlachetny turiański żołnierz poświęcił się za cywilów. Tego oczywiście nie mogła zrobić i raczej by nie zrobiła. Brudy zawsze lubiły prędzej czy później wypływać na wierzch, a ona nie mogła pozwolić sobie na popsucie renomy i podobne historie w aktach. -
Burza ma nastąpić za 5 dni. - dodała na głos, spoglądając na informacje, jakie wyświetlały się na jej omni-kluczu. -
Jestem inżynierem, mogłabym spojrzeć na ich silnik, ale nie gwarantuję, że uda mi się coś naprawić...
Po tym podeszłado Tarusa usiadła na wygodnym fotelu obok niego. Popatrzyła na niego znacząco.
-
Jak myślisz, w którym z miejsc znajdują się teraz? - zapytała, oczekując na jakiekolwiek jego sugestie -
Wydaje mi się, że są dwa wyjścia. - zaczęła, przechylając się do niego bliżej, moze nawet nazbyt blisko, prawie przekraczając jego osobistą strefę, ale chciała na chwilę sprawić, żeby poczuł, jakby w tej sprawie stanowili jedność i muszą być zgodni, jeśli chcą pomóc. -
Być może są teraz w punkcie pierwszym, a w punkcie drugim znajduje się większa antena i dlatego uznali, że muszą wysłać kogoś, kto stamtąd prześle sygnał w dalsze rejony Galaktyki. Albo... Przenieśli się wszyscy od razu do punktu 2, gdzie jest potencjalnie bezpieczniej w razie, gdyby nikt nie przyleciał i burza się rozpętała. - Popatrzyła turianinowi prosto w oczy. -
Osobiście logiczniejsze wydaje mi się drugie wyjście, nie sądzisz? Dlatego proponuję lecieć na drugi punkt na mapie.
Zanim wsłuchała się w odpowiedź "towarzysza mimo woli", skontaktowała sie przez omni-klucz z Alexem, swoim asystentem.
-
Alex, dowiedz się, kim jest Marie Briant i co to dokładnie za ośrodek, o którym była mowa w komunikacie. Wyniki poszukiwań prześlij w formie przeanalizowanego raportu i wyświetl w sali konferencyjnej. Poza tym przyszykuj mi jakiś plecak z narzędziami i kombinezonem naprawczym oraz przygotuj mi kombizon ochronny do założenia. - już miała sie rozłączyć, kiedy coś jej się przypomniało -
Acha, i dowiedz się, ile trwa tutejsza doba.