-
Myśl sobie co chcesz o tej planecie, ale ukrycie się na niej to przemyślana decyzja. Nic specjalnego nie ma w tym systemie, więc placówka nie została znaleziona. Jeszcze. - Odparła, obniżając pułap lotu. Sprawnie omijała każde wzniesienie, wszystko za sprawą uruchomionej chwilę wcześniej mapy. Niektóre szczyty tak wryły się jej w pamięć, iż nie musiała z niej korzystać, całkowicie zdając się na swój instynkt. Zbyt często przylatywała na Alrumter, by zapomnieć o wszystkich wydarzeniach, jakie miały tu miejsce. Pamiętała nawet o tych przykrych, szczególnie związanych z poznaniem swojego szefa, choć nie dała tego po sobie poznać. Lata pracy w biznesie nauczyły ją twardej ręki nie tylko względem kontrahentów, ale i samej siebie. Granie niezłomnej kobiety wniknęło w osobowość Parker wystarczająco głęboko, ale o tym wiedzieli tylko nieliczni współpracownicy.
-
Witaj w Placówce Korporacji Nova. - Powiedziała z wyraźnie wymuszonym uśmiechem, jakby ktokolwiek był w stanie zaradzić istniejącym tu problemom.
Oczom Rodrigueza ukazała się wielka budowla, całkowicie niszcząc jego wstępne wyobrażenie o tego typu miejscach. Rozmiary kompleksu jasno i wyraźnie oddawały czas budowy. Część głównego budynku przypominającego wieżę znajdowała się pod ziemią, gdzie zapewne mieściło się coś nazwane punktem zbornym wszystkich dodatkowych tuneli rozlokowanych we wszystkie strony. Jeden z nich pełnił funkcję doku, na którego końcu wzniesiono okrągłą konstrukcję wypełnioną antenami różnych wielkości. Jego długość dawała do myślenia odnośnie ilości przylatujących tu statków.
Z każdą kolejną minutą oczekiwania budynki stawały się coraz większe, aż niemal całkowicie przesłoniły obraz i wtedy można było dostrzec kilka otwartych stanowisk dokowania, tysiące rozświetlonych kwadratowych lub prostokątnych okien oraz około setka działek, których część została wycelowana dokładnie w stronę nadlatującego promu.
System obronny robił wrażenie, jednak zdaniem Diega powinien być wyłączony, a już na pewno skierowany w każdym innym kierunku, tylko nie w niego. Początkowo nie dowierzał widokowi, ale po dłuższej chwili zastanowienia, osobisty transport przez Kirę do jej szefa nie mógł być potraktowany od tak. Kierując wzrok na nią, dostrzegł, jak szybko przebiera palcami po hologramie komunikatora. Po głównym ekranie urządzenia przebiegło kilkanaście fal, w głośniku rozbrzmiało nieprzyjemne dla uchu trzeszczenie, po czym zapadła cisza.
-
Cholera, pewnie główny nadajnik znowu szlag trafił. - Zmniejszyła prędkość, próbując zyskać na czas. Szybko jednak zreflektowała swoją myśl, całkowicie zatrzymując prom, gdyż działka wysunięte najbardziej do przodu skorygowały swoją pozycję. W złości uderzyła pięścią w metalową blachę po lewej i wprowadziła ręcznie do systemu częstotliwość kanału komunikacyjnego.
-
Placówka Nova, odbiór! Odbiór! Tu Kira Parker, nadlatuję nieoznakowanym promem z gościem pana Tao. Podajcie numer doku. - Pospiesznie nacisnęła jeszcze kilka holograficznych przycisków w komunikatorze. -
I wyłączcie do cholery te działka! - Wykrzyczała, powoli zmuszając prom do ruchu.
-
Nieznany obiekt, odbiór! Nie mamy was w rejestrze. Proszę podać cel wizyty oraz listę wszystkich pasażerów. Macie dwie minuty, zanim odpalimy działka. - Rozległ się nieco przytłumiony głos kogoś po drugiej stronie kanału.
-
Ty pieprzony idioto! - Dotknęła migającego punktu na ekranie, uruchamiając przekaz wizualny. -
To ja, Parker, zapchlony matole! I to ty masz minutę, żeby znaleźć dla mnie dok!
-
Oczy-oczywiście panno Parker. Ała! - Komunikator zamilkł, a kilkanaście sekund później pojawiło się połączenie na innej częstotliwości:
-
Parker, tu James. Lądujcie w doku trzynastym. Zresetowałem system namierzania, ale ten idiota zdążył wysłać do was komitet powitalny. Dotrę do was tak szybko, jak tylko będę mógł. - Mężczyzna natychmiast rozłączył się, nie dając Kirze szansy na odpowiedź.
Parker jedynie westchnęła, po czym rozsiadła się wygodniej w fotelu i wzięła kilka uspokajających oddechów. Całą swoją frustrację dusiła w sobie, choć wyglądała, jakby od wybuchu dzieliły ją sekundy. Niemniej zdołała nad sobą zapanować, całkowicie skupiając się na doprowadzeniu promu w wyznaczone, przez nieznanego Jamesa, miejsce. Liczba trzynaście za to niemal ironicznie odnosiła się do celu wizyty.
-
Słyszałeś. Ci imbecyle nie zawahają się przed przestrzeleniem ciebie na wylot, więc i ty nie wahaj się im przyłożyć. Weź moją broń - odpięła od spodni pistolet i rzuciła go na tył promu. -
Marne to pocieszenie, tylko jeden magazynek, ale mam nadzieję, że nie będziesz go więcej potrzebował. I pamiętaj, że możesz na mnie liczyć w tej jednej sprawie. Już dawno powinnam zaprowadzić tutaj porządki. - Westchnęła cicho, zdając sobie sprawę ze złości, z jaką odniosła się do Rodrigueza. Jednak była całkowicie pewna tego, co zastaną i wolała dać Diegowi kilka minut, nim ostatecznie wleci przez ostatnią bramę tuż przy budynku z antenami.