Vergull obserwował ze spokojem jak ten wyjął coś w rodzaju odtrutki na alkohol. Przynajmniej teraz można było z nim spokojnie porozmawiać, bądź dalej gardzić w bardziej dyplomatyczny i rzetelny sposób. Wysłuchał jego narzekań tak jakby zupełnie go to nie obchodziło. Nawet mu nie było go żal. Skoro trafił na Illum za karę to musiał być jakiś konkretny powód. Jednak dalej, zamiast z dumą przyjąć powierzone mu zadanie to wolał balować i pić, a placówkę pozostawiać w nieładzie i długach finansowych. Po krótkiej chwili, gdy ten skończył mówić, kapitan podszedł do biurka powolnym i wojskowym krokiem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu przebywania na tej planecie, zdjął hełm i gniewnym spojrzeniem spoglądał na konsula. Można by rzecz, że twarz Vallokiusa sama w sobie była przerażająca. Choć dla każdego przeciętnego turianina taki widok nie robił specjalnego wrażenia, ale przedstawiał go jako osobnika doświadczonego w boju.
- Nie interesują mnie pańskie porażki i sukcesy życiowe, konsulu. Posłuszeństwo i rzetelne wykonywanie obowiązków do podstawa każdego turianina. Jednak nie widzę tu mojego pobratymca, a spaczonego degenerata, który pozjadał wszystkie rozumy - syknął, a następnie z nieco poirytowanym, aczkolwiek starającym się zachować spokój stanem, podszedł do okna placówki, dopowiedział - Jednak jeszcze nie jest za późno - przystanął, patrząc ze zmrużonymi oczami na panoramę placu matron. Właśnie wtedy Vallokius sobie przypomniał gdzie tak naprawdę się znajdował. To nie był przyjazny teren, a kolejne pole bitwy, lecz tym razem nie toczyła się ona na spalonej i ubitej ziemi. Trzymając dalej ręce z tyłu, kontynuował - Czasem ponosimy porażki. Nie jednemu jest lekko, ale zawsze z podniesioną głową potrafiliśmy sprostać każdemu zadaniu. Nawet w beznadziejnych sytuacjach takich jak ta. Dlatego też Hierarchia da panu pomocną dłoń i ostatnią szansę - odwrócił się twarzą do konsula. Popatrzył na niego przez moment dalej gniewnym spojrzeniem. Musiał wiedzieć, że to nie są przelewki. Vallokius odwrócił wzrok i znów powolnym krokiem udał się wzdłuż biurka, mówiąc i nie patrząc na resztę - Toczymy wojnę na różnych frontach. Czy to w polityce czy na polu bitwy, ale zawsze wychodziliśmy zwycięsko dzięki współpracy - przystanął i spojrzał na konsula - Panna Aecterus na dzień dzisiejszy zostanie z panem by pomóc ogarnąć ten syf i nieporządek. Od dzisiaj jesteś konsulu jej doradcą i wyjaśnisz wszystkie nieprawidłowości dyplomatyczne i finansowe tej placówki - następnie kapitan zerknął na dyplomatkę, pytając - Zajmiesz się tutaj wszystkim byśmy mogli swobodnie działać na tej planecie?
Oczywiście w formie grzecznościowej brzmiało to jak proszenie, choć oboje wiedzieli, że nie była to prośba, a zwyczajny rozkaz. Tylko przedstawiony w nieco innej formie.