Już nawet nie byłby tak zadowolony z tego zwycięstwa gdyby faktycznie był jakimś zamiłowanym graczem, ale w jego sytuacji to było zwyczajne szczęście nic więcej. Tym bardziej humor, jaki nagle wstąpił w Rodrigueza nie mógł się równać z niczym innym. No dobrze, może poza jednym…
- Wino! Tak, tak, jak najbardziej – potwierdził, chociaż obawiał się, że na dzisiejszy wieczór jedna butelka to może być za mało. W takim razie zahaczając jeszcze po drodze o barek zgarnął kolejną, taką samą. Tak jak myślał, gdzieś w odmętach sypialnianych szafek znalazł miękki pluszowy koc, zabrał z łóżka dwie poduszki a z łazienki dwa duże ręczniki frotte. Przeanalizował jeszcze cały, dość spory pakunek, z którym jednak nie miał problemu, aby zabrać. Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem triumfu poczekał grzecznie na Iris aż zabierze rzeczone olejki i spokojnie będą mogli udać się do drugiego skrzydła apartamentu. – Zabrałaś coś do spania?
Wolał przynajmniej na razie nie sugerować, że przecież może spać bez niczego. Nie wyobrażał sobie jednak jak miałaby robić mu masaż w sukience, którą obecnie miała na sobie. Chyba że… Rodriguez tylko uśmiechnął się pod nosem. Lepiej niczego nie wnioskować.
- Zazwyczaj nie przychodzę tutaj tak późno, pewnie nie będzie wiedział, co się dzieje. Może się zachowywać trochę nerwowo, ale to nic – Diego oczywiście musiał wytłumaczyć sokoła z tego, że mógłby chcieć nagle zapikować czy to na niego, czy na radną. Jakby nie patrzeć to wciąż było dzikie zwierze, które tylko wyzbyło się swojej natury.
Jednak po wejściu do środka nic ich nie zaniepokoiło. Diego poprowadził Iris między drzewami w miejsce gdzie spokojnie można było się rozłożyć na miękkiej trawie. Nawet nie potrzebowali prześcieradła. Gdyby zapewne znaleźli się w prawdziwym lesie, coś kułoby ich w plecy czy inne części ciała, już nie mówiąc o wszechobecnych owadach. Tutaj jednak nie musieli się tym martwić.
Rodriguez rozłożył koc, obok położył poduszkę jedną i drugą, a ręczniki zwinięte w rulony zaraz niedaleko. Nie musieli przecież tak od razu przechodzić do rzeczy, w końcu jeszcze było wino a im się wcale nie spieszyło. Diego napełnił swoją lampkę i lampkę Iris, po czym usiadł na wcześniej rozłożonym kocu a plecami oparł się standardowo o drzewo.
- Za nas? – uniósł lampkę stukając delikatnie w naczynie Iris i przechylił do ust. Tak, dla niego wieczór zaczynał się dopiero teraz.