http://framebunker.com/blog/wp-content/ ... ey_env.jpg[/imgw]
Jedno wielkie szambo. Trzy proste słowa, by oddać całokształt zawieszonego w próżni kawałka skały, będącego domem dla tysięcy istot, które żyły na nim, pieprzyły się i umierały. Gdy tylko odejść od głównych pasaży i klubów, szerokie uliczki szybko przemieniały się w plątaninę brudnych i obskurnych tuneli, przy których jakby przypadkiem przycupnęły maciupkie i zatęchłe kabiny mieszkalne, dawniej służące bytującym tu górnikom. Miejsce to, jak każde inne miało swoje gorsze i lepsze strony, choć brak prawa i rządy gangów zdecydowanie przydawały mu więcej tych drugich. Słodki smak anarchii kusił najgorsze szumowiny, gotowe za parę kredytów wypruć nie tylko kieszeń, ale i flaki przelotnie spotkanej osoby. W wąskich zaułkach najtańsze kurwy i najbardziej pazerni dilerzy dopinali swych targów, za nic mając ludzkie (bądź nie) spojrzenia. Zapach nędzy był tutaj równie naturalny, jak strach.
W jednym z takich miejsc, z jakiejś znanej tylko miejscowym przyczyny ukryty była malutki, staroświecki sejf, połowicznie okryty gruzem i odpadkami. Nic niezwykłego, ot kolejny śmieć na którym aż za wiele było śladów po pazurach i obcęgach. Cholera zakleszczyła się lata temu i ani myślała drgnąć. Tylko nieliczni wiedzieli, że drzwiczki nadal można otworzyć, odgarnąwszy nieco kamieni i zostawić w środku na przykład holo-wiadomość. Niezależnie co zostawiano, znikało co jakiś czas, w niekoniecznie jasnych okolicznościach. Jednak, kto by zwracał na nie uwagę, kiedy wokół działy się znacznie gorsze i ciekawsze rzeczy? W każdym razie sejf, jak i otaczająca go kupka odpadków stanowiły niezmienny element tego nieprzyjemnie opustoszałego miejsca, tak jak i ciężki zapach palonych ciał, dochodzących z pobliskiego krematorium.
Kiru bezgłośnie wsunęła się do zaułka, co jak na jej gabaryty mogło zdawać się niebywałym wyczynem. Gdyby tylko ktoś wiedział, że jest yaghiem... teraz jednak, nie śledzona przez nikogo spokojnie zagłębiła się w lepkie objęcia ciemności. Idąc, mogła zastanawiać się nad przebiegiem ostatniej misji, celem życia, nocą na statku, albo łajnem varrena, które właśnie przylgnęło jej do buta. W sumie, mogła nie myśleć też o niczym, co i tak niewiele by zmieniło. Ostatnimi czasy zaniedbała swoje zwyczaje i najpewniej wszystko co znajdzie w środku, będzie albo przedawnione, albo irytująco nieopłacalne. Szkoda jednak było zmarnować nawet takie okazje, w świecie, który liczył każdy grosz. Pociągnąwszy nozdrzami, upewniła się odruchowo, czy nikt na nią nie czeka. Niektórzy klienci byli dziwaczni, a choć nie czuła strachu, lepiej było trzymać się na baczności. Ot, by nie pomnażać wizyt w szpitalach, czy innych mało przyjemnych miejscach. Przykucnąwszy poczęła majstrować przy drzwiczkach, przekręcając pordzewiały zamek. Wtem posłyszała cichy, acz niezwykle charakterystyczny szczęk odbezpieczanego zamka w karabinie.
-Tam nic nie ma. -od wylotu uliczki dobiegł ją młody, kobiecy głos. Delikatnie śpiewny, miękki akcent wydawał się paskudnie nie na miejscu w połączeniu z agresywną, wręcz pogardliwą nutą czającą się za każdą zgłoską.-Chcesz zarobić, to chodź.-dodała po chwili nieznajoma, bacznie obserwując istotę przed sobą, po czym najzwyczajniej zniknęła za rogiem, nawet nie czekając na reakcję, jakby było to zdecydowanie powyżej jej godności. Kiru miała jednak nieprzyjemne uczucie, że ktoś nadal do niej celuje, a odmowa jest kiepską opcją. Choć, w sumie kto byłby tak głupi, by celować do yagha? Tak czy siak, nieznajoma wtargnęła w jedno z jej miejsc, grożąc i traktując jak śmiecia, co bynajmniej nie powinno ujść jej płazem... albo powinno? To wiedziała już tylko przemytniczka.
Wyświetl wiadomość pozafabularną