-
Zrozumiałam. Już do Was idzie... Odbiór. I ja też - dodała Bernard, a następnie zapadła cisza na linii. W tle, Viktor zdążył usłyszeć urwane komendy, kierujące ostatnią z par przeszukujących gruzowiska na dół. Wiedział, że bez względu na to, co miało nastąpić, odwalił kawał dobrej roboty i kogo mógł, wyciągnął z walącego się budynku mieszkalnego z pomocą na prędko zorganizowanej grupy ratunkowej.
-
Gdyby nie tąpnięcie i zapadnięcie się części korytarzy serwisowych, nigdy nie zatrzymałabym się w tym Okręgu. Miałam zamiar iść dalej, jak najdalej od Prezydium i innych zaludnionych miejsc na stacji, problem w tym, że sama stacja przestała współpracować - wtrąciła D'evis w odpowiedzi na pytania zadane jej przez Tori.
Jej wzrok, wędrował od twarzy Karajeva na profil lekarki. Ich słowa, choć logiczne, kłóciły się jednak z priorytetami jakie miała będąc w bezpośredniej świcie Radnej. Było zdecydowanie za wcześnie, aby powiedzieć, że ta była
bezpieczna. Odciągnięcie pogoni oraz zabranie jej omni-klucza, na którym znajdował się lokalizator to jedno, wciąż pozostawała nierozwiązana kwestia przejęcia kontroli nad siecią wewnętrzną Cytadeli.
Westchnęła ciężko, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
-
Ponieważ przypuszczono atak bezpośrednio na sieć, ktoś, kto za tym stoi, musi znajdować się blisko jej serca. A to, jest w Wieży Prezydium. Wiem, że SOC i inne służby, w tym Przymierza czy nasze - z Republiki Asari - są bezpośrednio zaaganżowane w wytropienie odpowiedzialnych, ufam, że lada moment choć część systemów zostanie przywrócona, a wtedy ktoś musi zresetować zabezpieczenia tego Okręgu i wpuścić tutaj ekipy ratunkowe - podkreśliła, nawiązując bezpośrednio do tego, co już im przekazała.
-
Dlatego ważny jest, abyśmy zeszli do korytarzy serwisowych i to właśnie zrobili, ponieważ Opiekunowie są wyłączeni z użytku na czas tego ataku. Im dłużej...
-
Sierżancie D'evis!
-
Tayra Merevo. Idziesz z nimi?
-
A Ty nie? - jakakolwiek odpowiedź była na końcu języka asari, przestała być ona znacząca. Ułamki sekund dzieliło wejście Zoe oraz komandoski na schody od momentu usłyszenia pierwszych strzałów.
Pokonanie drogi powrotnej na górny taras nie zajęło długo. W momencie, w którym Karajev wypadł ze strzelbą oraz aktywnym omni-ostrzem na zewnątrz, Strike właśnie przedziurawiał jednego z LOKICH. Mechy, ostrzeliwujące jako tako wytrzymałe osłony w biurowcu po drugiej stronie, nie mogły spodziewać się, że ktokolwiek jeszcze przypuści na nie atak.
Żołnierskie doświadczenie Viktora w połączeniu z dwójką komandosek i dobrą pozycja Charlesa w końcu przechyliło szalę na ich korzyść, a z poturbowanych ciał mechów, ekipa, którą Vasquez wprowadziła do budynku, zaczęła zbierać broń. Przerzucono kładki ze ścianek działowych, po których można było przejść stabilnie.
Jeden z postrzelonych cywilów, starał się zagryzać zęby, choć Tori widziała po nim, że panika wkrada się w jego spojrzenie, gdy obserwował powiększającą się pod sobą kałużę krwi. Drugiemu, nie mogła już pomóc. Strzał, rozerwał trzewia i nawet na sali operacyjnej, poskładanie jego jelit graniczyłoby z cudem.
-
Pracownica korporacji twierdzi, że shackowano ich systemy obronne. Uciekających cywilów wystrzelano jak kaczki. Tam, raczej nie ma już komu pomagać - zaraportowała Zoe, powtarzając wersje asari, którą Striker oraz Vasquez już usłyszeli.
-
Droga jest jednak pewniejsza i możliwe, że tamtędy szybciej sprowadzimy rannych w dół.
-
W ostateczności można spuścić kogoś na linach schodami pożarowymi - zauważył cywil, który od wejścia do budynku, właściwie to nie odstępował Strikera na krok.
-
Czujecie to? - D'evis zmrużyła oczy. Budynek zachwiał się, kładki niebezpiecznie zaskrzypiały, gdy metal skrobał o metal.
-
Kończy nam się czas. Teraz, albo nigdy. Górnych pięter nie zostało wiele...
-
Zwiążmy się może, co?
Wychodząc, Xariana wtopiła się z Rodriguezem w tłum, który kierowano do polowego szpitala. Czas, który Karajev poświęcił na przeszukanie budynku, nie został zmarnowany przez tych, którzy pozostali na ulicach. Znaleziono koce, zbito z tego, co miano pod ręką łóżka, a mniej wymagających rannych po prostu sadzano na bruku. Nikt nie kwestionował umiejętności tych, którzy zgłosili się do pomocy, opatrując rannych. Z transportu SOC, najprawdopodobniej wyniesiono już wszystko, co tylko się nadawało, a świadczyć o tym mogła choćby powiększająca się kupa zużytych medykamentów.
-
Usiądźcie - poleciła jakaś turianka, przeskakując pomiędzy kilkoma cywilami na raz. Zdążyła się odwrócić i pochylić nad jakimś nieprzytomnym człowiekiem, gdy przytłumiony krzyk przekonał Xarianę, aby ta obejrzała się za siebie.
Batarianin, z bronią w ręku, trzymając pod ramię drugiego, krwawiącego batarianina, wszedł pomiędzy rannych cywilów.
-
Pomóżcie mu! Natychmiast!
-
Pomożemy, musicie tylko... - zaczęła asari, w odpowiedzi na co zdesperowany batarian, uderzył ja kolbą od pistoletu w czoło i odepchnął, zmierzając bezpośrednio do turianki bandażującej coraz bardziej trzęsącymi się rękoma.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline 27/10 godzina 20:30