4 mar 2023, o 04:34
Definitywnie nie sądziła, że to w ten sposób będzie spędzać pierwszy dzień swojej misji. Jasne, założyła, że może trochę przyimprezuje pod przykrywką czy z kimś przyflirtuje, jeśli będzie to konieczne, ale nie spodziewała się takiej niby-randki. Nie tak szybko, przynajmniej. A jednak - przez zrządzenie losu, przeczucie i wyrażenie chęci, znalazła się w tym miejscu, idąc na parkiet z dość specyficzną damą, której dalej nie ufała. Obcowanie z nią było ryzykiem na wielu polach, myślała o tym prawie ciągle, lecz dalej ciężko było pogodzić jej się z myślą, że to ryzyko autentycznie ją ekscytowało. Nie chodziło bynajmniej o zbliżenie się do niej, choć i to było kuszące. W dużej mierze, ekscytowała się tym, że może się czegoś dowie, a może nie. Może jest to ślepa uliczka, a może dziwny trop, z którego coś wychwyci. A może nie zyska na tym nic, ale spędzi miłe chwile i dzięki temu jakoś odbije się psychicznie, albo wydarzy się coś jeszcze innego?
Na parkiecie nie myślała o tym wszystkim. Anonimowość, którą na swój sposób czuła przez bycie wśród całej masy sylwetek różnego koloru i kształtu, sprawiała, że mogła na chwilę skupić się sama na sobie i na swojej partnerce. Taniec uzewnętrzniał je obie, ukazując jakieś ukryte, czy też po prostu bardziej subtelne strony. W przypadku Lori, była to jakaś elegancja, kobiecość, czy może nawet delikatność. Przy Emilii prezentowało się to zgoła inaczej. Pomijając już maskę Jessici, która nie była tu istotna, to Östberg miała ich naprawdę dużo. Zwykle kryła się pod profesjonalnością, chłodem, rezonem i prestiżem (a jakże), lecz w tańcu...po prostu tego nie było. Z każdym dzikim wymachem, piruetem (może nawet udanym, bo wcale nie piła dużo, a była wygimnastykowana i zręczna) czy innym pół-zaplanowanym ruchem, widać było pewien sort...gniewu? Frustracji? Złości? Cokolwiek to było, odczuwane było przez nią bardzo intensywnie. Zwykle o tym nie myślała i nie przywoływała tego do siebie, ale nieważne jak się z tym kryła, to po prostu z nią zostawało. Zwykle ukryte, teraz obnażone. Może kiedyś się za to skarci, lecz z drugiej strony, nie miała za co - to nie było w końcu tak, że Lori mogła się z tego czegoś dowiedzieć. Musiałaby być jakimś bardzo zaawansowanym empatą, albo mieć jej background wcześniej. W tym drugim scenariuszu, Emilia i tak nie mogła temu za bardzo zapobiec.
Gdy pozbyła się płaszcza, dopiero wtedy doszła do niej realizacja jak bardzo się spociła. Mogła zrobić to wcześniej, może nawet przed pójściem tańczyć, ale jej mózg totalnie pominął taki koncept jak temperatura. To, że jest jej gorąco, odkryła dopiero w praniu. Zresztą, wytrzymała w pełnym odzieniu całe dwa kawałki, a poddała się w pełni przy ósmym. Wtem, gdy ujrzała pytający dźwięk Lori, wykonała gest szybkiego wachlowania się dłonią, kiwając przy tym raz głową, by wskazać, że tak, starczy jej.
- Jeśli będzie na tyle zajebista, że zrekompensuje mi brak morza, to może być i ta najbliższa - odpowiedziała jej z lekkim żartem w głosie, gdy już schodziły po schodach. Myślała nawet nad opłaceniem butelki szampana, lecz wtem wpadła na inny pomysł - wzięła drugą na swój koszt. To jest, na koszt Rady, ale tego nikt nie musiał wiedzieć. Koszty operacyjne. Była szpiegiem. Musiała wtopić się w tłum z butelką (oby) drogiego szampana. - Piezo? Cholerni biotycy, wszędzie się muszą chwalić - zażartowała krótko, po czym zerknęła na nią nieco poważniej - Bez obrazy, oczywiście. Sama mam pretensje do matki, że nie urodziła mnie napromieniowaną. Jak to jest być z rasy, która ma realne magiczne moce? - zapytała pół-serio. W większości zgodnie z maską Jessici, bo ona normalnie się tak nie wysławiała, ale było to zgodne z jej poglądami. Asari miały ostrego farta, że każda z nich była biotyczką. Biotycy byli obiektywnie lepsi - Östberg, gdyby mogła, to sama chciałaby zasilić ich szeregi. Nie mogła, więc musiała rekompensować to sobie w inny sposób.
Wsiadłszy do taksówki, spokojnie oparła się o swoje siedzenie, pozwalając ciału na odpoczynek po, mimo wszystko, porządnym wysiłku. Jasne, przechodziła przez o wiele gorsze rzeczy, ale to nie zmieniało faktu, że ostro się zziajała. Po drodze sprawdziła znowu omniklucz - ot, kątem oka. Może i pakowała się właśnie w błąd, ale była profesjonalistką - gdyby Kryik coś znalazł, byłaby gotowa odejść już teraz, by wrócić do swoich spraw. Chciałaby jednak, by znalazł coś...chwilę później. Gdy Lori już jej się znudzi.
Wkroczywszy na molo, podeszła dość szybko do krawędzi. Rozsiadła się wygodnie, zajmując ten kawałek jako "swój kawałek". Zaczęła leniwie obserwować okolicę. Jej wzrok przeskoczył na górę, gdy zostało jej to zasugerowane. Widząc kosmiczne bungee, delikatny uśmiech zawitał znowu na jej twarzy.
- Brakuje nam takich rozrywek na Ziemi. Dzięki, Blasto, że mnie tu zabrałeś - rzuciła cicho, z lekkim śmiechem. Gdyby podmieniła "Blasto" na "Derius", wyszłoby to nieco bardziej w zgodzie z nią. Póki co jednak nie odczuwała realnej wdzięczności - zobaczy, jak pójdzie jej ta misja. Wtedy ustali, czy jest wdzięczna.
Zapytana o to, gdzie by była i co robiła, gdyby mogła być wszędzie i robić wszystko, na chwilę zamilkła. Potrzebowała może ze trzech sekund, by uformować porządną odpowiedź - miała ją w głowie już wcześniej i nim w ogóle zdążyła się zastanowić, czy jest to słuszny tok postępowania, to zaczęła mówić.
- Możesz się śmiać i nazwać mnie typową, jeśli chcesz, ale chyba chciałabym być lekarzem. Obojętnie gdzie. Najlepiej oczywiście na jakiejś Ziemi czy Cytadeli, żeby leczyć w klinice - odetchnęła, ale bardzo płytko, bo od razu zaczęła tłumaczyć swoje zdanie, jakby w (akurat udawanej) panice, że zostanie rzeczywiście wyśmiana - Widzisz, mój...dziadek, z którym dorastałam, był nieuleczalnie chory. Straszna zaraza, skróciła mu życie o ponad połowę i przez pięć lat uczyniła go totalnym warzywem. Byłam młoda i ciężko mi się na to patrzyło, więc zawsze chciałam...wiesz, jakoś temu zaradzić. Mała Jessie miała marzenie o uleczeniu dziadka i wszystkich innych chorych. Ale potem umarł i przyszła ta realna pasja - babcia została zamieniona na dziadka, jakby z kompulsji i potrzeby skłamania jakkolwiek. W prawdzie, mówiła za dużo.
Emilia powiedziała to, co myślała. Powstrzymała się tylko trochę, omijając fakt tego, że ona także jest chora, choć ją akurat udało się uleczyć. Cóż, przynajmniej częściowo. Pożyje dłużej, niż dziadek, i na pewno nie skończy sparaliżowana. Tyle zawdzięczała rodzicom. I pieniądzom Cerberusa. Po chwili jednak wzruszyła ramionami, mówiąc po raz kolejny w zgodzie z częściową prawdą.
- A z takich innych marzeń, to myślałam kiedyś nad wejściem w politykę, ale jestem trochę za durna. - uśmiechnęła się przelotnie. Miała ochotę chwycić butelkę i wziąć z niej łyka, lecz póki co się od tego powstrzymała. - Ale lubię to, co teraz robię. Nie wiem, czy nie wzięłabym okazji, by być czymś innym, ale chyba tylko głupi by z czegoś takiego nie skorzystał - oczywiście, że tak. Tylko głupiec nie wziąłby czystej karty.
Nowe miejsce, nowa kariera, nowa Östberg. Myślała kiedyś nad tym, czy faktycznie lubi być Widmem. Jess lubiła swoją pasję, a Emilia ceniła swoją pracę. Była na szczycie, była bogata, była...tym, czym chciała być. Gdyby mogła to odrzucić, pewnie by nad tym myślała, lecz była pewna, że nie odnalazłaby szczęścia na żadnej innej drodze. Nie żeby była szczęśliwa w tym momencie. Po prostu wątpiła, że jakakolwiek inna droga będzie "lepsza". Byłaby inna. Miałaby swoje wzloty i upadki. Ale czy zapewniłaby jej to wszystko, co droga Widma? Nie.
- A ty? Czuję się, jakbym rozgadała ci już o sobie prawie wszystko, a o tobie wiem tylko, że lubisz się zabawić i nazywasz się Lori. A nawet to nie jest pewne - zażartowała, ale tylko po to, by podkreślić sytuację. W prawdzie, jej umysł szedł teraz trochę gdzie indziej. Zagadując na temat samej Lori, chciała trochę wycentrować swój umysł na rozmówczyni i przestać myśleć tylko o sobie.
Rozgadała się. Pod płaszczem kłamstw, powiedziała trochę tego, co rzeczywiście czuła. Na szczęście, mówiła ogólnikami i dużo z tego było rozgrywanego w jej głowie. Refleksje, przez które przechodziła, chyba były swego rodzaju...wyzwaniem. Tak jak jej rehabilitacja była wyzwaniem siły woli (bo musiała pogodzić się z tym, że nie jest już w swojej świetności i nim do niej powróci, minie trochę czasu), a Virmir był wyzwaniem głównie fizycznym, tak Thessia stawiała przed nią póki co testy dziwnie emocjonalne i myślowe. Postanowiła tak do tego podejść. Może ta droga, przez którą kroczy od swojego wypadku, prowadzi do jakiejś zmiany? Do...poprawy? Oczywiście nie moralnej, co...osobistej?
- Chcesz tu wskoczyć? Można tu w ogóle pływać? - wypaliła nagle, zerkając na taflę wody. -A jak nie, to jaki grozi nam mandat?