Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wade też pozostawała już poważna. Po jedzeniu i ogarnięciu w miarę pojemników, przeszła do zbrojowni, gdzie przebrała się w kombinezon i pancerz. Na plecach miała przypięty karabin snajperski, decydując się na ciężką broń. Może powinna, może nie, wybór należał jednak do niej. To Indrę jej przysłali z Kanady, więc pewnie zażyczyła sobie jej, gdy podawała wytyczne pakowania jej sprzętu. Broń dobra jak każda inna, a biorąc pod uwagę, że większość walki będzie tam odbywała się na dystans, chyba nie był to zły wybór. Miała już opanowaną umiejętność korzystania z programu kamuflażu, Striker przekonał się o tym gdy na Ishtar popełniła błąd, budząc go jakby nigdy nic. Potem na Islandii nie widział jej w akcji, teraz właściwie będzie miał pierwszą okazję przekonać się czy kobieta faktycznie wiedziała jak zachować się w czasie walki. Ale w pancerzu poruszała się swobodnie, nie wyglądał też na nowy - musiała mieć go na sobie już wielokrotnie. Włosy znów splotła w warkocz, a jej oczy osłaniał nie hełm, tylko wizjer, choć o dziwo będący produktem nie Kassy, a Rady Serrice.
Nie musieli korzystać z taksówek, choć dotarcie na piechotę do miejsca wskazanego przez Vovę zajęło im prawie pół godziny. Wade jednak upierała się na to, bo stwierdziła, że pomoże jej to się uspokoić i skupić. Jeśli Charles nie miał nic przeciwko, wykorzystała więc tę możliwość spaceru, po drodze wypalając jednego ze swoich papierosów. Nie mogli już jednak obejmować się i iść powoli, podziwiając okolicę. Sonya stawała duże kroki i nie wyglądała, jakby miała ochotę teraz na okazywanie jakichkolwiek uczuć - choć Striker zapewne też nie. Wszystko co teraz robili, wymagało wyjątkowej ostrożności, bo każdy niewłaściwy ruch mógł skończyć się tragedią.
Na miejscu była już czwórka mężczyzn. Człowiek, którego nie poznali w Zaświatach, był ciemnoskóry i nosił jasny pancerz. Wydawał się sympatyczny, tak po prostu - nie był groźny, jak Vova, zaćpany jak Shon, albo cwaniacki, jak Abram. Hełm trzymał pod pachą i dopalał papierosa. Na widok nadchodzącej dwójki rzucił go na ziemię i wyciągnął do nich rękę, przedstawiając się imieniem - Sinja. Shon pił coś z metalowej puszki, a Abram opierał się nonszalancko o barierkę i prawdopodobnie przyglądał się im z niechęcią, której jednak nie było widać zza ciemnej szybki jego hełmu.
- Gotowi? - spytał Vova, przesuwając spojrzeniem po ich opancerzonych sylwetkach. Nie tak, jak robił to Abram, tylko w czysto profesjonalny sposób. Na jego pancerzu odznaczały się miejsca po oznaczeniach, które zostały stamtąd usunięte. Czy były to kiedyś emblematy Przymierza, czy jakiejś grupy najemniczej, tego moli się jedynie domyślać. Sonya skinęła głową.
- Wade, masz wyszkolenie techniczne? - zerknął na kobietę, marszcząc brwi.
- Mam. Mogę iść przodem, z kamuflażem - odparła. - Ale potem chciałabym zająć dobrą pozycję i na niej zostać. Łatwiej mi się będzie rozstawić ze snajperką.
- Charles? - Vova odwrócił się do Strikera. - Myślałeś o tym? Sinja jest technikiem. My z Shonem mamy zwyczajne szkolenie bojowe, Abram to biotyk. Wejście do części z hangarami nie jest wąskie, ale nie wiem też, czy planujesz od razu atakować, czy najpierw spróbować pokojowo dostać się głębiej. Ja bym się decydował na zaskoczenie. Pomysł Wade nie jest taki zły.