Prawdę powiedziawszy ucieszył się z faktu, że Dolores postanowiła zignorować jego polecenie. Jej irytujące trajkotanie powoli zaczynało przeradzać się w coś nie do zniesienia. Co takiego robił? W gruncie rzeczy zdążył złamać wszystkie zabezpieczenia, którymi próbowali go ograniczyć i był o jakąś minutę od pozbawienia ostatniej części garderoby asari, która miała pilnować żeby nie uciekł. Potem wystarczyło po prostu wyjść frontowymi drzwiami, rezultat byłby taki sam jak teraz - nie miałby już po co wracać na Omegę.
W gruncie rzeczy cała ta misja by tak wyglądała. Zaczęliby strzelać do vorcha, a nie do najemników? Co by to zmieniło? Nie wykonaliby roboty i tak pewnie wylądowaliby pod kluczem bo Aria chciałaby wiedzieć co w ogóle tam robili. Smutna prawda jest taka, że gdyby King nie odezwał się chociaż raz, to wszystko skończyłoby się tak samo. Zlecenie po prostu nie było tak niewinne jak im obiecano. Tym natomiast miała zająć się Dolores. Jedyna rzecz, którą miała zrobić to nagrać im robotę, bo podobno orientowała się co i jak funkcjonuje na Omedze. Oczywiście dała dupy i gdyby pilot wiedział o tym wcześniej, po prostu by odpuścił. To nie tak, że w równie wielkie kłopoty nie mógł wpakować się na własną rękę. Przynajmniej nie musiałby znosić teraz jej biadolenia, czy marnować paliwa chcąc mimo wszystko być wobec niej fair i wywiązać się ze swojej części ich małego porozumienia. Szczególnie, że jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, tym pokrętnym kombinowaniem od dupy strony próbowała na niego zrzucić całą winę, chociaż co raz jeszcze warto zaznaczyć - ona postawiła ich na z góry przegranej pozycji.
Jak miał więc uważać, że to dzięki niej żyje, albo że to jego ego wpakowało ich w jakiekolwiek kłopoty? To trochę tak jak mieć pretensje o to, że asteroida nie jest zrobiona z waty po tym jak okażesz się zbyt wielkim debilem, żeby w ogóle w nią wlecieć.
Tak oto całe pieprzone zen poszło się kochać, Dolores pomaszerowała pod prysznic, a King ruszył w ślad za nią. Tak się składało, że sam zwykle nocował w kajucie sąsiadującej z łazienką, toteż trzymał tam wszystkie swoje rzeczy, w tym również pancerz. Wolał zakładać najgorsze, a w tej sytuacji skórzana kurtka mogła okazać się niewystarczającym zabezpieczeniem. Odwiesił więc ubrania na wieszak, zastępując je charakterystycznymi płytami ochronnymi. Na szczęście nie był to kombinezon przeznaczony dla zwykłych piechurów, a pilotów, więc o ile nie zapewniał tak wysokiej ochrony, nie ograniczał jednocześnie ruchów i nie doprowadzał do szału podczas wielogodzinnego lotu. Na samym końcu wpisał odpowiedni kod na panelu umieszczonym w kajucie. W skrytce zainstalowanej nieopodal szafek czekała już spora apteczka, którą wyciągnął i rzucił na dolną koję. Nie wątpił, że Dolores będzie w stanie sama się obsłużyć. Prawdę powiedziawszy miał w dupie czy postanowi coś ukraść, w sumie to najchętniej jeszcze by ją o to poprosił. Odpowiednia dawka, by odurzenie uczyniło jej osobowość choć trochę znośną, było zbyt przyjemną wizją.
Po tych wszystkich zabiegach, zamknął jeszcze szczelnie kokpit. Nawet jeśli do dezaktywacji SI potrzebowałaby hasła, wolał nie ryzykować, że Dolores w ogóle spróbuje czegoś głupiego. Sam udał się natomiast do ładowni. Wchodząc do pomieszczenia raz jeszcze rzucił okiem na skrzynie, które miał przetransportować na polecenie Rito, Arii, albo pies jeden wie kogo innego z mniej lub bardziej jasnych dla niego przyczyn zamieszanego w sprawę. Jakoś niespecjalnie interesowało go co się w nich znajduje. Obojętność z jaką traktował takie rzeczy, sam uważał za jedną ze swoich najlepszych cech - rzadko wpędzała go w kłopoty. Dlatego też już chwilę później cała jego uwaga skupiła się na zajmującym sporą część pomieszczenia jednośladzie. Peter mógł godzinami podziwiać te linie, w których jakiś szalony geniusz zamknął całą tą moc. Trafił na to cudo zupełnym przypadkiem na targach wszelkiej maści złomu, oddał za niego jakieś ulepszenie do omni-klucza, które wcześniej wygrał w pokera od jednego z mechaników pracujących przy Nomadzie. Od tego czasu postawił sobie za cel doprowadzenie go do stanu użyteczności. Poczynając od całkowicie nowego i mocno podrasowanego napędu jonowego, który przy masie pojazdu zapewnia mu niesamowite przyspieszenie, po całkowicie nowe magnetyczne zawieszenie i wzmocniony korpus. Wpakował w niego więcej kredytów niż początkowo planował, ale nigdy nie uznał tego za złą inwestycję. Z takim też przekonaniem, uruchomił swój omni-klucz, po czym otworzył jedną z szuflad masywnej szafki z narzędziami i zabrał się do pracy.