Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Diakon Wex
Awatar użytkownika
Posty: 9
Rejestracja: 2 cze 2012, o 17:53
Miano: Diakon Vex
Wiek: 36
Klasa: Adept
Rasa: Człowiek
Zawód: Wolny strzelec
Kredyty: 15.000

Diakon Vex

4 cze 2012, o 13:32


Miano: Diakon Vex
Wiek: 23 styczeń 2150, 36 lata
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Adept
Przynależność: Społeczność galaktyczna
Zawód: Wolny strzelec

Aparycja: Na twarzy mężczyzny maluje się swoiste zmęczenie, mogące być wynikiem zarówno zbyt długiego przesiadywania w barach jak i typowego zmęczenia życiem. Gdzie nie gdzie przyozdabiają ją niewielkie zmarszczki i blizny oraz dwu-trzydniowy zarost. Blond włosy, krótko ścięte, zawsze ułożone w nienaganną fryzurę, rzadko kiedy pozostawiane są one samym sobie. Niewielkie błękitne oczy zawsze dokładnie lustrują całe otoczenie, w którym obecnie przebywa Vex. Jest to przyzwyczajenie, które mężczyzna nabył gdy był o wiele bardziej narwany i musiał mieć w zanadrzu miejsca ewentualnej ucieczki, gdyż każdy niepotrzebny ruch mógł kosztować go życie.
Jak na przedstawiciela rasy ludzkiej, Diakon wyróżnia się swoim wzrostem i sylwetką. Nie można powiedzieć, że jest on typem mięśniaka, którzy zdają się pokładać wszystko w sile swoich mięśni, jednak jego sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry połączone z przyzwoicie zbudowanym i umięśnionym ciałem, nieraz sprawiły, że darzony był większym szacunkiem niż na to zasługiwał.
Zatrzymując się na chwilę przy ubiorze mężczyzny, zauważymy, że jest on utrzymany w jednym stylu. Przeważają w nim kolory ciemne, dużą rolę pełni czerń, która niemalże zrosła się z ciałem Vex'a. Sam ubiór nie odbiega od galaktycznych standardów. Jedynym elementem wartym większej uwagi, jest małe czerwone pudełeczko z otworem w kształcie klucza na środku, które zawieszone jest na szyi Diakona. Nie jest wiadome co znajduje się w ów pudełeczku, jednak mężczyzna nie rozstaje się z nim na krok, jakby był to największy skarb jaki człowiek mógłby posiadać.
Warto także wspomnieć o tym, że Diakon ma paskudną ranę na prawym udzie, której nabawił się parę ładnych lat temu, mimo to nie zagoiła się tak jak należy. Na ogół nie przeszkadza to mężczyźnie, jednak podczas nadmiernego wysiłku, rana daje o sobie znać i Vex jest pewien, że za jakiś czas, to właśnie ona przyczyni się do jego śmierci.
Osobowość: Nie można powiedzieć, że charakter mężczyzny jest prostolinijny czy przewidywalny. Nie można z góry założyć, że jest on zły lub dobry, czerpie on bowiem ze wszystkich trzech. Diakon jest a może raczej był osobą lojalną, ceniącą sobie jedność i braterstwo, która to lojalność była wystawiana na próby o wiele razy za dużo. Nie można jednak o nim powiedzieć, że nie jest osobą przyjacielską, co nie zmienia faktu, że na jego przyjaźń, uznanie i szacunek trzeba sobie zapracować. Gdy się już to uda, Vex będzie pamiętał o tej przyjaźni i zawsze wyciągnie pomocną dłoń, gdy będzie tego potrzeba. Nie oznacza to jednak, że z góry przekreśla większość ludzi, zostawiając miejsce tylko dla jednostek wybitnych, każdego nowo poznanego traktuje tak samo i tylko jego późniejsze czyny decydują o tym, czy zyska w oczach mężczyzny, czy też straci.
Za młodu, mężczyzna był porywczy, za czym przemawiają liczne blizny na jego ciele. Teraz, gdy przybyło mu lat a on sam nabrał ogłady, nie rzuca się w wir walki. Po broń sięga dopiero wtedy, gdy wyczuje zagrożenie dla własnego życia lub życia jego kompanów. Nie ruszy jednak na pomoc żebrakowi, którego biją uliczne łachudry, ani nie stanie w obronie słabszego, jeżeli ten ewidentnie rwie się w paszczę lwa. Nie rzuca się do walki jeżeli nie widzi żadnego interesu w pomocy jednej ze stron. Blondyn wychodzi z założenia, że każdy człowiek kieruje swoim losem i musi brać odpowiedzialność za swoje czyny i decyzje. Nie można pomagać żebrakowi, jeśli ten nie robi nic, by zmienić swój los.
Diakon wyznaje zasadę "zła koniecznego". Czasem trzeba kogoś zabić dla dobra ogółu, trzeba pozbyć się zagrożenia aby ludzie, którzy nie są w stanie sami się bronić, mogli spokojne pójść wieczorem do łóżek nie bojąc się o to, czy dane im będzie obudzić się rano. Mężczyzna nie potępia też żadnego ze sposobów zarabiania pieniędzy, niezależnie od tego czy jest to złodziej czy zabójca, jeśli jest dobry w tym co robi i umie o siebie zadbać, to nie ma powodu dla którego miałby przestać. Poza tym co by ludzie nie mówili, skrytobójcy czy złodzieje, zawsze lepiej jest ich mieć po swojej stronie.
Jeśli chodzi o kwestie rasowe, mężczyzna stara się przedstawicieli wszelkich ras traktować z takim samym szacunkiem. Już dawno zrozumiał, że chcąc nie chcąc wszyscy są zmuszeni żyć ze sobą i ani nienawiść ani odraza danego gatunku do drugiego niczego nie zmieni. Jednakże, jeżeli miałby określić najgorszą rasę, bez większego namysłu podałby rasę ludzką. Żadne inne stworzenie nie niesie ze sobą tyle nienawiści i zniszczenia, co ludzie. Zamiary nawet najgorszego, najplugawszego ze stworzeń, które kroczyło kiedykolwiek po tej ziemi są bardziej zrozumiałe i do przewidzenia w skutkach niż to, co niesie za sobą umysł ludzki.

Historia: Omega. Jeżeli ktoś szuka miejsca gdzie można stracić resztki godności i szacunku do samego siebie, to Omega zdecydowanie króluje wśród wszystkich nor, które się nie chce odwiedzać. Mimo tego, że to właśnie Omega była przez długi okres czasu domem dla Diakona, mężczyzna wzdrygnął się na samą myśl, że musi tam wracać. Jednak to on zdecydował się odciąć od tamtego życia i zacząć uczciwą pracę jako doręczyciel. Wynagrodzenie było marne, nawet jak na taką robotę, starczyło jednak na kilka butelek alkoholu, a dzięki niemu Vex mógł zapomnieć o wszystkim tym, co dręczy go za dnia i nie pozwala zasnąć w nocy. Egzystencja godna pożałowania i sam blondyn przeraził się gdy uświadomił sobie jak bardzo pasuje teraz do środowiska Omegi. Sam lot był wyjątkowo prosty, po raz pierwszy od kilku dobrych zleceń, nie miał problemu z piratami, najemnikami czy samozwańczymi "Władcami układów Terminusa". Kilka lat temu, w takich sytuacjach po prostu skopałby tyłki wszystkim, którzy podnieśli na niego rękę i ruszyłby dalej. Ale nie teraz... teraz było mu wszystko jedno, teraz był gotowy oddać cały ładunek bez żadnego "ale". Co z tego, że paczka nie dojdzie do adresata? W galaktyce jest mnóstwo osób, którym trzeba przetransportować ładunek z punktu A do punktu B, zawsze się znajdzie jakaś robota. Dopóki ma swój statek może latać, może latać - może przewozić ładunki. Póki może przewozić ładunki - może zarobić parę kredytów, a zatem są kolejne butelki alkoholu. To był jedyny cel mężczyzny od dobrych czterech, może pięciu lat. Sam zastanawiał się jak długo jeszcze pociągnie, wyglądało jednak na to, że jego organizm nie ma zamiaru poddać się tak łatwo jak on to zrobił. Jego wątroba ma zamiar jeszcze pożyć parę lat i Vex zaczął snuć teorie, że nawet jego organizm jest przeciw niemu i zaczął się sam odnawiać, by on musiał się męczyć jak najdłużej.
Doki powitały mężczyznę tym samym widokiem biedy i brudu, zmieszanym z wonią krwi i rozkładu. Wyglądały dokładnie tak jak kiedy opuszczał Omegę. Vex westchnął głęboko i z wyrazem obrzydzenia na twarzy, ruszył w kierunku Zaświatów. Kilka słów do ochrony i blondyn stał już przy barze, punktem zaczepu i informacji. Po chwili zza lady pojawił się turiański barman, którego twarz była zbyt mocno zniekształcona, nawet Vex musiał się zastanowić czy naprawdę ma do czynienia z turianinem.
- Podać coś? - zapytał nieco ochrypłym głosem. W odpowiedzi Diakon pokazał mu datapad z informacjami na temat przesyłki.
- A tak... jesteś za wcześnie. Nie powiedzieli mi jeszcze gdzie chcą się z Tobą spotkać. Będziesz musiał poczekać parę godzin.
- Nie wydaje Ci się to nieco dziwne? - faktycznie ta sytuacja była inna niż zazwyczaj. Przeważnie Vex miał po prostu przerzucić ładunek do punktu docelowego, odebrać zapłatę i spadać. Teraz z kolei w grę wchodziły tajne spotkania we wcześniej omawianych kryjówkach, które otwierają się tylko o konkretnej porze i tylko gdy powie się właściwe hasło.
- Nie interesuje mnie to. Ja tylko przekazuje informacje... za kieszeń kredytów rzecz jasna. - rzucił obojętnym tonem, chociaż ostatnie słowa zdawały się być wypowiedziane z pewną nutą satysfakcji.
- Zazwyczaj kupuję alkohol, ale im dłużej na Ciebie patrzę, tym bardziej mam ochotę ofiarować Ci wypłatę byś zrobił coś z tą gębą.
- Ha, kurwa ha... - parsknął turianin wyraźnie nie zadowolony słowami mężczyzny. - Zjeżdżaj stąd i wróć później, jak już będę coś dla Ciebie miał. - po tych słowach odwrócił się plecami do blondyna i zaczął grzebać w szafkach. Vex za to był pewny, że zostało mu jeszcze trochę alkoholu, być może uda mu się nieco zdrzemnąć nim wróci do Zaświatów.

- Diakon... Diakon.
- Nishe? Nishe, gdzie jesteśmy? Nie poznaję tego miejsca.
- Otwórz to...
- Co takiego? Co mam otworzyć?
- Diakon, otwórz to.. Diakon!
- Nie! Nishe, gdzie jesteś? Nishe! Nie widzę Cię... boże... nic nie widzę.
- Diakon!

Vex obudził się jak zawsze z dużymi kroplami potu na czole, które zaczęły energicznie spływać po twarzy jak tylko wyrwał się ze snu i nerwowo rozglądał się po wnętrzu statku, w którym postanowił zrobić sobie małą przerwę. Powolnym ruchem podniósł się z miejsca przewracając przy tym butelkę z trunkiem, który pozwolił mu zasnąć. Klnąc w duchu Diakon poklepał się parę razy po policzkach aby dojść do stanu wystarczającego, by wygramolić się ze statku i zrobić kolejna rundkę bo baru, gdzie miał nadzieję, czeka na niego już informacja o miejscu spotkania.
- Trzymaj i lepiej się pospiesz. Wydawali się dość wkurzeni. - Diakon spojrzał gdzie ma odbyć się transakcja, po czym ruszył do celu. Przez chwilę mignęła mu jeszcze perspektywa wypicia jednego czy dwóch drinków, jednak na to będzie czas gdy już wykona swoje zadanie i otrzyma zapłatę.
Przesyłka sama w sobie była dość mała, akurat by móc schować ją do torby, którą mężczyzna nosił przy sobie. Niewielkie paczki niosą ze sobą największą ciekawość, ale Vex nauczył się, że ciekawość to pierwszy stopień do dostania kulki w łeb, a w jego pracy ten, który jest ciekawy, szybko kończy swoje zlecenia.. o wiele szybciej niż by sobie tego życzył.
Dystrykt Gozu nie wyróżniał się niczym na tle całej Omegi, miejscami nawet zdawał się być bardziej zapuszczony niż pozwala na to chociażby najmniejsza przyzwoitość. Diakon kluczył pomiędzy uliczkami i wąskimi przejściami, by jak najszybciej dostać się do punktu wymiany. Nie podobało mu się to zlecenie ani trochę i chciał mieć to jak najszybciej z głowy, napić się i zapomnieć. Gdy w końcu dotarł na miejsce, powitały go sylwetki czterech osób, które już na niego czekały.
- Diakon Vex... minęło sporo czasu odkąd opuściłeś Omegę. - słowa te uderzyły prosto z serce mężczyzny. Jak to się stało, gdzie popełnił błąd... czy grzechy przeszłości były aż tak wielkie, że nigdy nie będzie mógł zaznać spokoju? Diakon przez kilka sekund przeanalizował wszystkie możliwe warianty, jak doszło do tego, że stoi przed nim czwórka ludzi, przed którymi uciekał, których próbował zapomnieć przez tyle lat. Nie odpowiedział, obserwował tylko jak postaci wychodzą z półmroku zaułka i stają przed nim w pełnej okazałości.
- Czyżbyś się nas obawiał Diakon? A może powinienem powiedzieć Lance, hm? Tak się teraz nazwałeś, Lance Gray. - uśmiech pojawił się na każdej z czterech twarzy. Para mężczyzn odbezpieczyła broń nie ściągając wzroku z Vex'a. -Naprawdę sądziłeś, że pozwolimy Ci tak po prostu zniknąć? Naprawdę sądziłeś, że zostawimy Cię w spokoju, byś mógł zachlać się na śmierć?
- Czego chcesz Vens... przecież oddałem wam wszystkie kredyty, co do jednego. -Diakon w końcu pozbierał się na tyle by móc zabrać głos. Szczerze mówiąc zaczął się zastanawiać czy kiedykolwiek był wolny. Co jeśli oni cały czas go kontrolowali i wszystko to jest tylko jedną, wielką zabawą z ich strony.
- Naprawdę sądzisz, że chodzi tu o kredyty? Rishe'a nie interesują kredyty. Zastanów się, po co zostaliśmy tu wysłani. Przypomnij sobie co zrobiłeś.
- Rishe jest tutaj? - zapytał Vex pozornie tylko ignorując to co powiedział później mężczyzna.
- Owszem, znając go, pewnie przygląda się teraz twojemu... że tak pozwolę sobie zażartować, statkowi. - A zatem jasne było to, co należy zrobić. Diakon musiał dostać się z powrotem na doki, gdzie pozbędzie się swojego problemu raz na zawsze. Bez Rishe'a ta grupka nic nie znaczyła i prędzej czy później rozpierzchłaby się lub została rozbita siłą. Teraz jednak problemem mężczyzny była stojąca naprzeciw niego czwórka.
- Wiesz, że trzeba było to zrobić. Nishe stawała się zbyt niebezpieczna. Nawet Rishe by jej nie upilnował.
- Może tak... może nie. Jedynie pewne jest to, że Rishe przeżywał Twoje dzieło bardzo mocno.
- To była moja siostra Vens... - Diakon zacisnął pięści. Przez jego ciało przebiegł znajomy dreszcz. Dreszcz, którego nie czuł od bardzo dawna, i który prosił się aby uwolnić drzemiącą w nim furię.
- A teraz masz coś, co do niej należy.. i tego właśnie chce Rishe. No i Twojej głowy, ale to jest oczywiste.
- Nie dzisiaj Vens.
- Słuchaj... - zaczął lekko znużonym tonem i dał znak by reszta obrała mężczyznę na celowniki. -może i Rishe lubi się bawić swoimi myszami przed zjedzeniem, ale ja nie. Ja zabiłbym Cię zaraz na początku i zerwał Ci z szyi to choler... - nie dane było skończyć zdania mężczyźnie, bowiem niebieski promień cisnął nim na pobliską barierkę. Całkowicie zaskoczony Vens zabrał ze sobą jednego z najemników i wraz z nim rąbnął głucho w znajdujące się za nimi przeszkody. Nim do pozostałej na nogach dwójki doszło to, co się przed chwilą wydarzyło, Vex rzucił się pędem do ucieczki.
Lawirując pomiędzy uliczkami, mężczyzna zdołał unikać strzałów, jednak to nie mogło trwać wiecznie. Był od nich wolniejszy, męczył go ból głowy spowodowany zbyt dużą ilością alkoholu i wszystko wskazywało na to, że zaraz ów alkohol zwróci, wraz z ostatnim posiłkiem. Diakon dyszał ciężko, łapiąc tyle powietrza ile tylko zdołał. Zdusił w sobie kłucie w boku i zmuszał wszystkie mięśnie do wysiłku, o którym dawno zapomniały. Zbiegając po schodach potknął się o własne nogi i zakrywając twarz rękoma, zleciał z kilkunastu stopni, obijając sobie chyba wszystkie możliwe kości. Potrząsnął głową i splunął na ziemię krwią, która zebrała mu się w ustach. Tym oto wspaniałym sposobem stracił całą przewagę, jaką wyrobił sobie podczas biegu. W dodatku odezwała się rana w udzie, która skutecznie uniemożliwiła mu dalszy bieg. Vex schował się za rozpadającą się ścianką i wyczekiwał, aż jeden z najemników przybiegnie w jego kierunku. Gdy tak się stało, mężczyzna zaserwował mu soczysty cios z łokcia, który powalił agresora na ziemię. Impet uderzenia musiał być spory, bowiem Diakon chwycił się za łokieć, a na twarzy pojawił się grymas bólu zmieszany ze złością.
- Z czego Ty jesteś zbudowany do cholery... - rzekł a w głowie kłębiły mu się wszystkie przekleństwa galaktyki. Nie mógł jednak czekać na odpowiedź. Sprawnym ruchem pozbawił ogłuszonego oponenta broni i wymierzył kolejne kilka ciosów w twarz, tym razem używając kolby pistoletu. Ból uda, łokcia, kilka otarć i siniaków, taką pamiątkę otrzymał Vex po dzisiejszej robocie. A to wcale nie był koniec, wręcz przeciwnie, dalej musiał dostać się do doków. Ostrożnie wychylił się by być pewnym, że droga jest wolna. Widocznie postanowili się rozdzielić, by przeczesać większy teren. Jeśli Diakon zachowa szczególną ostrożność, powinien przedostać się do doków bez większych problemów. Mężczyzna wziął głęboki oddech, jeszcze raz kopnął ciało najemnika, które leżało teraz bez ruchu, po czym ruszył w stronę doków.
Tak jak przypuszczał, udało mu się dotrzeć do doków bez większych problemów. Albo to pułapka, albo nie są oni tak dobrzy jak kiedyś przypuszczał. Tak czy owak, Vex był coraz bliżej swojego statku, gdy usłyszał charakterystyczny świst uruchamianych silników.
- Mój statek... - wymamrotał do siebie i kuśtykając lekko, zaczął biec w stronę szyby tylko po to, by zobaczyć jak jego statek odlatuje w przestrzeń kosmiczną. Widać Rishe postanowił nieco zabawić się jego kosztem, albo nie miał wiary w swoich ludzi. Nie mniej jednak on był na statku a Diakon pozostał na Omedze pozbawiony transportu. W głowie znów krążyć zaczęły przekleństwa, które w połączeniu z wymyślnymi wyzwiskami, zaczęły tworzyć swoiste wiązanki. Mężczyzna usłyszał za sobą kroki i towarzyszące im ciężkie oddechy. Ucieczka nie wchodziła w grę, jednak Diakon był zbyt wkurzony by uciekać. Dreszcz znów dał o sobie znać i tym razem mężczyzna zrobił z niego użytek. Vex'a zaczęła otaczać niebieskawa aura, która skumulowała się w prawej ręce. W lewej trzymał pistolet, który miał jeszcze parę ogniw. Biorąc głęboki oddech, odwrócił się w stronę trójki mężczyzn.

Ekwipunek: M-3 Predator
Środek transportu: Aktualnie brak
Wykonane misje:
Obrazek - So, how are nightmares born? the little girl said.
- They start as small pulsating blue hearts, flying in the darkness of our minds like butterflies.

Wróć do „Baza danych”