Natasza nawet nie drgnęła - na jej twarzy nie pojawiła się żadna reakcja na wzmiankę o nieskazitelnej "kartotece" Derieta, czyli zakończeniu każdej misji powodzeniem. Najwyraźniej i tego była już świadoma - możliwe, że również za sprawą datapadu trzymanego w jej dłoniach.
-
Jeżeli ta nie okaże się twoją pierwszą spieprzoną to faktycznie. Nie będzie - odrzuciła swobodnie, znów głosem nienaturalnie wyzutym z jakiejkolwiek satysfakcji czy ironii, tak idealnie pasującej do treści wypowiedzianych przez nią zdań.
Na moment zatonęła w ścianie przewijającego się znowuż tekstu, którego okazało się być albo jeszcze więcej, albo też uruchomiła inną zakładkę i ten fragment dotyczył czegoś innego. W reakcji na jego następne słowa, uniosła wzrok, bez cienia krępacji spoglądając w "gadzie" oczy drella.
-
Gdybym pełniła stanowisko szefa już byś się o tym dowiedział - rzuciła nieco głośniej niż swoje poprzednie słowa. Dopiero teraz Deriet zdał sobie sprawę z jego delikatnego, rosyjskiego akcentu, który akurat w tym zdaniu był na tyle wyraźny, by zwracać uwagę. -
Jestem tu by przekazać ci zadanie. Cholerne ważne, więc, jak mówiłam, lepiej, żeby ta robota nie okazała się pierwszą, którą spieprzysz - dodała, wracając wzrokiem do datapadu.
Skinęła głową, nie odrywając wzroku od danych, w jego stronę, samej obracając się na pięcie i ruszając przed siebie korytarzem niezwykle szybkim tempem, tak nienaturalnym, a jednocześnie tak pasującym do tej kobiety. Jak gdyby taka prędkość przebierania nogami, zbliżona wręcz do truchtu, była dla niej całkowicie normalna.

-
Jak mówiłam -"Synowie Euryale". Robią zamieszanie, pewnie już o nich słyszałeś. Za każdym razem udawało im się uciec, za cholerę nie wiemy jak. Muszą mieć wysoko postawione kontakty, albo naturalny talent do omijania naszych ludzi, nawet działających pod przykrywką. - nie zwalniając kroku, pruła naprzód, choć ludzi na korytarzu było bez liku, a ona nawet nie zadała sobie trudu by patrzeć na drogę. Jak się szybko okazało - było to zbędne. Deriet, sam potrącony ramieniem przez pędzącego gdzieś najemnika, który raczej wykonał ten ruch przypadkiem, w biegu, a nie z premedytacją i chęcią okazania siły - mógł tylko patrzeć, jak ludzie mimo wszystko usuwają się sprzed jej nóg, by na nią nie wpaść. Najwyraźniej przez ten czas, który on spędzał na Omedze czy innych miejscach poza Korlusem, sporo się zmieniło. Osoby wcześniej nieliczące się nagle znalazły miejsca w zarządzie. A może została przeniesiona? -
Tym razem jednak złapaliśmy trop. Grupie zwiadowczej udało się uzyskać nazwę statku, na którym przemycono skradziony nam towar. To już jakaś poszlaka. Jeżeli uda nam się wydusić od tego pieprzonego przemytnika następne informacje, uda nam się dopaść ich kryjówkę. I skradzione rzeczy.
Dopiero teraz Kovakov przystanęła, gdyż korytarz, który swą długość zawdzięczał ostremu zakrętowi, kończył się drabiną prowadzącą na najwyżej położone piętra konstrukcji statku. Natasza jednak nie wykonała żadnego ruchu, po którym mógłby poznać, że ich następny cel jest wyżej. Przeniosła na niego za to swój pełen oczekiwania wzrok - oczekiwania, ale nie na jakąkolwiek reakcję Derieta.
-
Jesteś zwiadowcą. Ale wątpię, żebyś chciał siedzieć na stołku zwykłego piechura cały czas. Wyższe stopnie wymagają szeregu innych umiejętności, jak dowodzenie zespołem i umiejętność dostania tego, czego najbardziej potrzeba. Będziesz musiał znaleźć przemytnika i pochwycić bez zabijania go - do czasu, kiedy wydusisz z niego przydatne informacje. Później sami nie wiemy, jak to się potoczy. Gwoli ścisłości... - nachyliła się nieco, znów ignorując jakąkolwiek krępację, jaką mogłaby poczuć ona lub też on. Wydawała się w ogóle nie myśleć w takich kategoriach, a skupiać na czymś zupełnie innym od tak trywialnych rzeczy. -
Ci szmaciarze ukradli nam i ładunek, i kredyty, które na niego poszły. Jeżeli przyjmujesz zadanie to nie wracasz, póki jednej z tych rzeczy nie będziesz miał ze sobą. Jasne? - po raz pierwszy od kilku minut, jakie drell spędził w jej towarzystwie, dostrzegł ewenement - jej twarz, a raczej same usta, wykrzywił uśmiech, niesięgający chłodnie obojętnych oczu. Uśmiech, który nawet, jeżeli nie miał być taki z założenia, to z pewnością wydał mu się ironiczny.
-
Na resztę szczegółów musimy poczekać. Jeden z członków oddziału, jaki poprowadzisz, zaraz tu będzie - dodała, odsuwając się ponownie, jak gdyby nigdy nic wracając do swobodnego obycia. Nikły uśmiech zniknął natychmiastowo wraz z zalążkami emocji w głosie. Znów wychwycić dało się jej charakterystyczny, subtelny akcent. Spojrzała wymownie na swój omni-klucz, jakby chcąc sprawdzić na nim godzinę, tym samym zrywając jakikolwiek kontakt wzrokowy z Kentem.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąObojętne mi teraz, który napisze najpierw - Jax czy Deriet. Póki jest nas trójka i burdel się nie tworzy to kolejki może nie być.