Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx
: 24 maja 2022, o 19:04
Raz jeszcze przyszło mu stanąć do walki. Mobilizując resztki sił, ostatni wyrzut adrenaliny i kortyzolu poszedł w ogień, metodycznie i po kolei eliminując cele. Tym już tylko byli dla niego. Nie widział już żywych istot, nie myślał o ich emocjach, zachowaniach. Z każdym kolejnyk krokiem, z każdym strzałem jego umysł wyłączał się, dając ciału kierować ruchami automatu bez serca. Viktor nagle zdał sobie sprawę, że jedyne, co czuje, gdy pozbawia życia inną istotę żywą, to odrzut.
Nie było krzyków, nie było huku wystrzałów. W hermetycznym wnętrzu jego pancerza słyszał jedynie ciężki, miarowy oddech i bicie serca. I choć Karajev walczył w pierwszej linii, otaczała go ta dziwna, przytłaczająca cisza. To, w połączeniu z szarością ścian nagle uderzyło go, przypomniało bowiem o swoim małym mieszkanku jakie wynajmował w przerwie pomiędzy misjami. Przytłaczająca cisza i samotność, którą próbował zagłuszyć ogniem walki. Teraz, gdy walczył w próżni kosmosu, odebrano mu możliwość zamazania trawiących go dolegliwości mocnymi bodźcami zewnętrznymi.
Niemal przeoczył, że nastał już koniec. Wciąż trzymał kurczowo broń, w postawie bojowej, choć przeciążony nadmiarem termicznej energii pochłaniacz wypadł już z podajnika strzelby. Rzeczywistość, choć jego zmysły wciąż ją odbierały, a ośrodki korowe analizowały, to było to w tle, przytłumione, niemal podświadome, dopiero po chwili wracała do jego ego. Załadował kolejny, ostatni już swój pochłaniacz, nagle zdając sobie sprawę z napięcia w swoim ciele.
Chyba potrzebuję wakacji...- pomyślał- Chociaż... sam już nie wiem czego potrzebuję.
Octavia postanowiła się ujawnić. Domyślał się, że nie mogła być daleko. Niemalże go ciekawiło, jakie słowa znajdzie dla najemników dyktatorka na skraju upadku? Viktor obrócił się w jej kierunku, jego opalizujący wizjer niósł chłodną obojętność kompozytów wobec słów asari. Propozycje zapłaty odbiły się od niego obojętnie, jakby jego pokiereszowany pancerz chronił go przed nimi. Potem Octavia mówiła o wolności i porządku, o drugiej szansie oraz o przysłudze, jakiej wyświadczała kosmosowi, trzymając w niby-więzienie męty i osobniki spod ciemnej gwiazdy. Ponownie, nie poruszył się. Stał tylko naprzeciw asari, łowiąc jej spojrzenie szukające sprzymierzeńców w ostatniej szansie, osaczona i zapędzona do kąta. Nie poruszył się też, gdy błysnął, bowiem huku nie było, strzał. Karmazyn bryzgnął rozpryskiem po jego białym pancerzu niczym krwawy chrzest z kropidła chrześcijańskiego kapłana. Viktor wciąż nie poruszył się, ni ciałem ni w sercu. Widząc upadek tyrana nie czuł nic. Nawet odrzutu.
Stał tak przez chwilę, patrząc na martwe ciało. Nie poruszył się bardziej niż to było konieczne, gdy Striker przypiął mu do przedramienia omniklucz martwej asari. Chciał coś powiedzieć do swego towarzysza, lecz nie mógł znaleźć słów, które nie byłyby oczywiste lub banalne, milczał więc. Przytaknął tylko, słysząc dobrą radę współoperatora. Sztywnym, mechanicznym krokiem podszedł do terminala, podpinając się do niego w celu zrzucenia danych.
Pierwszy raz podczas misji przeszła mu przez głowę myśl, iż chciałby, by to wreszcie się skończyło. Nie był pewien, czy miał na myśli misję.
Nie było krzyków, nie było huku wystrzałów. W hermetycznym wnętrzu jego pancerza słyszał jedynie ciężki, miarowy oddech i bicie serca. I choć Karajev walczył w pierwszej linii, otaczała go ta dziwna, przytłaczająca cisza. To, w połączeniu z szarością ścian nagle uderzyło go, przypomniało bowiem o swoim małym mieszkanku jakie wynajmował w przerwie pomiędzy misjami. Przytłaczająca cisza i samotność, którą próbował zagłuszyć ogniem walki. Teraz, gdy walczył w próżni kosmosu, odebrano mu możliwość zamazania trawiących go dolegliwości mocnymi bodźcami zewnętrznymi.
Niemal przeoczył, że nastał już koniec. Wciąż trzymał kurczowo broń, w postawie bojowej, choć przeciążony nadmiarem termicznej energii pochłaniacz wypadł już z podajnika strzelby. Rzeczywistość, choć jego zmysły wciąż ją odbierały, a ośrodki korowe analizowały, to było to w tle, przytłumione, niemal podświadome, dopiero po chwili wracała do jego ego. Załadował kolejny, ostatni już swój pochłaniacz, nagle zdając sobie sprawę z napięcia w swoim ciele.
Chyba potrzebuję wakacji...- pomyślał- Chociaż... sam już nie wiem czego potrzebuję.
Octavia postanowiła się ujawnić. Domyślał się, że nie mogła być daleko. Niemalże go ciekawiło, jakie słowa znajdzie dla najemników dyktatorka na skraju upadku? Viktor obrócił się w jej kierunku, jego opalizujący wizjer niósł chłodną obojętność kompozytów wobec słów asari. Propozycje zapłaty odbiły się od niego obojętnie, jakby jego pokiereszowany pancerz chronił go przed nimi. Potem Octavia mówiła o wolności i porządku, o drugiej szansie oraz o przysłudze, jakiej wyświadczała kosmosowi, trzymając w niby-więzienie męty i osobniki spod ciemnej gwiazdy. Ponownie, nie poruszył się. Stał tylko naprzeciw asari, łowiąc jej spojrzenie szukające sprzymierzeńców w ostatniej szansie, osaczona i zapędzona do kąta. Nie poruszył się też, gdy błysnął, bowiem huku nie było, strzał. Karmazyn bryzgnął rozpryskiem po jego białym pancerzu niczym krwawy chrzest z kropidła chrześcijańskiego kapłana. Viktor wciąż nie poruszył się, ni ciałem ni w sercu. Widząc upadek tyrana nie czuł nic. Nawet odrzutu.
Stał tak przez chwilę, patrząc na martwe ciało. Nie poruszył się bardziej niż to było konieczne, gdy Striker przypiął mu do przedramienia omniklucz martwej asari. Chciał coś powiedzieć do swego towarzysza, lecz nie mógł znaleźć słów, które nie byłyby oczywiste lub banalne, milczał więc. Przytaknął tylko, słysząc dobrą radę współoperatora. Sztywnym, mechanicznym krokiem podszedł do terminala, podpinając się do niego w celu zrzucenia danych.
Pierwszy raz podczas misji przeszła mu przez głowę myśl, iż chciałby, by to wreszcie się skończyło. Nie był pewien, czy miał na myśli misję.