Spośród całej piątki, jedynie pilot z Przymierza i tymczasowy "kapitan" ISS Reliant podjął się trudnego zadania wyjaśnienia Quarianinowi czemu mają "niepoprawny" kolor skóry i płeć. Wystąpił więc na przód ekipy i szybko zaczął mówić, w czasie gdy reszta milczała i liczyła na to, że ich pilot jest równie dobry w gadaniu, co w lataniu.
- Tak, em, jasne, to ma, em, perfekcyjny sens.- chłopaczek ewidentnie nieco się zestresował, gdy usłyszał co Gauthier miał mu do powiedzenia. Zapewne była to kwestia jego słów, a nie wyglądu, niemniej jednak, nie liczył się powód, a konsekwencja. Słychać było cichy wdech, gdy ten wychylił się lekko i przyjrzał jeszcze raz statkowi.
- Zarejestruję tylko wasz przylot i nie będę wam więcej przeszkadzał...- dodał po chwili, aktywując na chwilę omni. Alexander, który stał najbliżej Quarianina, mógł zerknąć co dokładnie na nim robił i wyglądało na to, że dokładnie to, co zapowiedział. Zapisywał przylot załogi Reliant, tak jak się zadeklarował. Nic podejrzanego, a przynajmniej tak mu się zdawało.
- Iiiiiiii gotowe. W imieniu Zjednoczonych Gangów życzę wam m-m-miłego pobytu na Stacji Vesta. Na targ najszybciej korytarzem w lewo, a potem za neonami, b-bez problemu dotrzecie.- rzucił szybką formułką na pożegnanie i zakończył rozmowę wskazówkami jak dotrzeć do ich obecnego celu, po czym zszedł najemnikom z drogi, zostając jednak w hangarze. Jeśli ktoś chciał cofnąć się i zerknąć co robi, lub sprawdzić to w jakiś inny sposób, mógł lub mogła ujrzeć, że po prostu wrócił do zajmowania się lekko uszkodzonymi i nie domykającymi się drzwiami. Także, zdawałoby się, nic podejrzanego.
Mogli więc ruszyć. Opuścili hangar, szybko docierając do dużego, można by powiedzieć, holu. Ze wszystkich stron widać tu było przejścia do innych platform do lądowania, a na przeciwko, kilka przejść do długich korytarzy. Gdyby nie to, że dostali wskazówki, oraz, że mieli ze sobą Cesvina, pewnie musieliby kombinować którędy gdzie się idzie.
W holu, oprócz nich, nie było jakoś bardzo dużo osób. Jak na rzekomo tłoczną stację, było tu nawet troszeczkę pustawo. Więcej było tu życia sztucznego niż organicznego - w centrum pomieszczenia widać było kilkanaście ciężkich mechów towarowych, które niosły jakieś ewidentnie ciężkie skrzynie. Oprócz tego było tu jeszcze może z pięciu Quarian, każdy zajęty swoimi sprawami - gdy ci jednak zaczęli iść w kierunku korytarzy, zyskali ich uwagę. Na uwadze jednak tylko się skończyło, bo szybko wrócili do czegokolwiek, co wcześniej robili.
Szybko weszli do w miarę ciasnego, ale wyjątkowo długiego korytarza, zgodnie ze wskazówką Quarianina. Był on dosyć kręty i w pewnym momencie dotarli na rozwidlenie, które jednak szybko wyminęli za pomocą znakowych neonów - jeden z nich miał oznaczenie "targ", a więc i tamtędy się skierowali.
Cesvin obrócił się parę razy, ot, tak by zerknąć, czy ktoś ich nie obserwuje i czy są sami. Nikogo chyba nie widział, bo po chwili zaczął mówić:
- Jeśli nic się nie zmieniło, to szefowa tutejszych, ehm, operacji Zaćmienia ulokowana jest w lokalnej spelunie. Taala S'hado, czy jakoś tak.- szybko przedstawił sytuację, widocznie czując jakąś potrzebę spełniania się w roli przewodnika, który będzie opowiadał im o tym jakie egzotyczne zwierzęta można ujrzeć na tym safari. Wydał z siebie ciche westchnięcie, gdy korytarz zakończył się i ustąpił miejsca dużej, otwartej przestrzeni. Nozdrza wszystkich tu zebranych wypełniły się zapachem taniego alkoholu i potu, a oczy lekko wzdrygnęły się od intensywnego światła.
Wcześniej szli przez ładne, w miarę wysprzątane i zorganizowane korytarze. Nie było tam miejsca na jakieś mocne zdezorganizowanie, brud czy ogólnie coś, co sugerowałoby, że jest to placówka odbiegająca od jakichkolwiek norm sanitarnych.
Dopiero gdy znaleźli się na przestrzeni targowiska, ich odczucia mogły się intensywnie zmienić.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Brud, zastygła krew, cała masa nieprzyjemnie miksujących się zapachów, a na dodatek przesyt jaskrawego światła z porozwieszanych na chama neonów od razu zmieniły atmosferę. Przed nimi wisiał szyld "WITAMY NA VECIE". Nie Vestcie. VECIE. Litery "T" i "S" istniały, lecz neon dogasał i dogorywał w każdej chwili. Skax, Alexander, i w zasadzie też i Luna mogli jasno stwierdzić, że szyldowi zostały może jakieś dwa tygodnie życia, a potem cały się wysypie i trzeba będzie go zastąpić.
Obszar targowiska był zdecydowanie duży, ale, wbrew pozorom, mieli tu wyjątkowo niewiele miejsca. Porozstawiane luźno stragany w połączeniu ze skrzyniami oraz sporą ilością gości sprawiał, że przemieszczenie się w tym miejscu opierało się na ostroznym dobieraniu kroków, by przypadkiem nie wpaść na coś lub na kogoś. Jeśli chodziło o to na kogo można było tu natrafić, to ciężko było wyróżnić jakiś konkretny schemat spośród gości - byli bardzo różnych ras, poubierani na różne sposoby. Jedyne co mieli w większości wspólnego, to fakt posiadania jakiejś broni, lub przynajmniej czegoś, czym można było komuś zrobić krzywdę. Wybijały się tu jednak dwie grupy - raz na jakiś czas mogli spostrzec pilnującego targowiska Turianina z czerwoną farbą na twarzy (CHYBA była to farba) lub Asari w pancerzu typowym dla Zaćmienia.
Jeśli chodziło o to co można było tu nabyć, to zdawałoby się, że wszystko - ujrzeli szybko stoiska z bronią, jedzeniem (także fast-foodami), modami do pancerza oraz ogólnie pojętym "sprzętem". Te ostatnie były jednak wyjątkowo biedne, w większości powykupowane, lub oblegane w tym momencie przez pobratymców rasowych Skaxa. Szybko szło też zauważyć tę mroczniejszą stronę targowiska - "stragany" strzeżone przez Batarian. Towar? Żywy. Świadomy. Zniewolony.
Jeśli kogoś było stać, to mógł teraz zrobić zakupy, może zaopatrzyć się w coś brakującego. Jeśli nie, Cesvin zaprowadził ich od razu do miejsca docelowego.
Droga do celu okazała się nie być szczególnie długą - wystarczyło ominąć kilka straganów i w jakieś pięć minut znaleźli się przed wejściem do speluny. Przed wejściem znajdował się kolejny, pomarańczowy neon:
BAR
Zwykle przed wejściem byłaby jakaś nazwa, symbol, lub coś, co zdradzałoby trochę "osobowości" tej knajpy. Nie tym razem. Tutaj był po prostu bar.
- Jak coś to proponuję nie wchodzić od razu i nie krzyczeć kogo szukamy i kim jesteśmy. Podejść do tego, ehm, dyskretniej. Pokręcić się, popytać, może spróbować się wmiksować.- zaproponował luźno Cesvin, gdy weszli w końcu do środka.
Szyld "BAR" najpewniej można by było zamienić na szyld "MELINA". Zdecydowanie nie był to bowiem przybytek godny kogokolwiek, kto uważał, że miał jakieś standardy - zapyziała, brudna dziura wypełniona do reszty stolikami, oświetlenie wyjątkowo kiepskie i mieniące się na różowawo. Na scenie, będącej po prostu podestem zrobionym na szybko, ustawiono parę słabej jakości głośników, z których grała tutejsza muzyka (i których pilnowała kelnerka - Salarianka). Bar? Istniał - siedziało za nim trzech barmanów - Kroganin, Asari i Batarianin. Można by powiedzieć, że brzmiało to jak wstęp do kiepskiego kawału.
Jeśli chodziło o bezpieczeństwo w tym miejscu, to szybko dostrzegli, że była tu ochrona pod postacią sióstr Zaćmienia, lecz najwidoczniej nie przejmowały się one bezpieczeństwem wszystkich w tym lokalu - mogli to wywnioskować po tym, że parę metrów od wejścia trwała bójka między dwoma Turianinami, także z czerwoną farbą na twarzach. Mogli szybko dostrzec, że noszą oni pancerze z zamazanym...jakimś logo. Mogli stawiać, że korporacyjnym. Może mieli pancerze po straży Vesty?
Niemniej, dotarli na miejsce. Ich cel był prosty - znaleźć Taalę S'hado. Najlepiej dyskretnie. Chyba, że woleli nie - Cesvin nie był ich szefem, mogli stwierdzić, że będą jej szukać głośno i od razu. To nie był problem.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 13.03 - 23:53 (lecimy dalej)