- Zrozumiano.
Baozhen westchnął pod nosem. Klauzula tajności często bardziej komplikowała sprawy, tak jak i teraz. Co prawda kilka godzin nie robi aż takiej różnicy, mogło się jednak nieco rzutować na skuteczność. Ale po to wysyłali zawodowców, a nie najbliższy oddział trepów. Delikatny uśmieszek zagościł na twarzy szturmowca jako odpowiedź na swoje myśli, po chwili skupił się jednak ponownie na Wyricku i otoczeniu, słuchając co mają do powiedzenia. Wyluzował nawet nieco, rozsiadając się wygodniej w swojej “szkolnej” ławce. Dwadzieścia godzin lotu to całkiem dużo czasu na przygotowania. Być może zdąży nawet nieco poćwiczyć i się zdrzemnąć przed samą akcją. W sumie nie było aż tak źle.
Po skończonej odprawą, Wang podniósł swoje szanowne cztery litery i zabrał je do wyjścia wraz z resztą ludzi z E. Po drodze sięgnął po beret aby ponownie przyozdobić nim swoją głową ze staranną dokładnością. Humor Bao nie opadł za specjalnie na widok komandora. Nie pałał do niego olbrzymią złością, pomimo raportów składanych przez pana oficera, po prostu uważał Santorro za słabego i nienadającego się na swoje stanowisko. W Przymierzu było takich zadziwiająco wielu w porównaniu do ChALW. Oczywiście w ogóle nie zmieniało to faktu, że pozbyłby się komandora. Najlepiej osobiście, na zlecenie pewnych sfer. Gdyby nie był ateistą to by się za to pomodlił. A może warto było zapalić kadzidło w świątyni podczas ostatniej wizyty w Szanghaju?
- Komandorze. - odpowiedział, gdy nadeszła jego kolej, wykonując raz jeszcze poprawny salut. Honory oddawał randze, nie osobie. Baozhen wolałby inny przydział ale nie jemu było decydować. Uśmieszek jednak pozostał, ot by nieco zdenerwować Santorro.
- To zaszczyt znów razem pracować. SSV Higgs, zrozumiano.
Każdy z obecnych mógł odczytać nutę ironii w jego głosie, bo i sam Bao zupełnie nie silił się na ukrywanie tego. Kiedy mieli już odejść jego myśli odbiegły do paczki chipsów, którą zaraz zamierzał schrupać. Był już nieco głodny… Dopiero po chwili zrozumiał, że komandor Luca się go uczepił. Zamrugał i uśmiechnął się szeroko, nienaturalnie dla siebie szeroko. Energicznym skinieniem głowy przyznał “rację” oficerowi, widząc, że ten nie zamierza go słuchać. Jeszcze przez moment wpatrywał się w plecy komandora, tym razem już mniej przyjaźnie.
- 贱女人. - mruknął pod nosem w swoim ojczystym języku, nawiązując do samicy psa, i odwrócił się aby ruszyć w przeciwną stronę.
Dwie godziny to wystarczająco dużo czasu aby przygotować się do odlotu. Po skompletowaniu całego oporządzenia oraz istotnych rzeczy osobistych jak zapas fajek, chrupek, szczoteczka do zębów i świeża bielizna. Wszystko zapakowane w prostą, czarną torbę podróżną, a pancerz na samego Wanga. Po prostu tak było łatwiej transportować to cholerstwo. Z torbą przerzuconą przez ramię, słuchając
muzyki i wsuwając swoje ulubione, ostre chrupki Baozhen ruszył w kierunku doków.
Rozkojarzony wszystkimi bodźcami i własnymi myślami nawet nie zauważył swojego pobratymca, który na niego wpadł. Resztka chipsów wystrzeliła z torebki, spadając na ziemię ku wielkiemu niezadowoleniu Wanga.
- 操你媽! - krzyknął popularne przekleństwo z nadzieją, że kolega Chińczyk usłyszy. Teraz to się zdenerwował. W lewej pięści zacisnął pustą paczkę, na moment jeszcze spoglądając na rozsypane chipsy z cichym westchnieniem. Nie będzie przecież kręcił burdy przed wylotem.
Z żalem w sercu podszedł do śmietnika aby wyrzucić zgniecioną paczkę i ewentualnie śmieci z kieszeni. Wtedy też odkrył coś nietypowego. Dysk, którego zdecydowanie być nie powinno. Dziwne, być może, ale nie dla Bao. Szybko zrozumiał, że był to sposób bezpiecznego kontaktu. Może niepotrzebnie wyzywał tamtego typa?
Stojąc na uboczu odpalił omni-klucz aby odczytać dysk i zawartą na nim wiadomość. Ta była równie tajemnicza jak sposób jej dostarczenia, chociaż widząc od kogo ją dostał, Baozhen zrozumiał o co chodzi. I poczuł się z tym cholernie dobrze.
Kilka razy przeczytał całą wiadomość, potem samo hasło aby wszystko dobrze zapamiętać. Upewniwszy się, że wyryło się w jego pamięci dobrze, Bao wysunął dysk aby następnie połamać go na kilkanaście drobnych kawałeczków i wyrzucić go do śmietnika.
Żyjemy w ciekawych czasach, pomyślał w swojej drodze na SSV Higgs,
i bardzo dobrze.
Korweta była jedną z maszyn, do których się już przyzwyczaił. Szybkie jednostki jak ta pozwalały na lepszą insercję oddziałów infiltracyjnych. Słuszny wybór, chociaż miał jeden minus. Przynajmniej dla Wanga. Jej mały rozmiar sprawiał, że nie było tam za wiele miejsc osamotnienia i kontakty międzyludzkie stawały się nieco bardziej regularne. Nie zawsze jest dzień dziecka, jak zwykł mawiać jego dawny przyjaciel Xi Peng.
Po wejściu na pokład SSV Higgs, Baozhen zameldował swoją obecność nań, a następnie udał się do szatni aby zająć swoją szafkę. Do środka trafił jego bagaż i wkrótce sam pancerz, nie było w końcu potrzeby noszenia go przez następne dwadzieścia godzin. Korzystając z chwili wolnego zasiadł na ławce pod ścianą szatni, wyposażony w paczkę Chuanghwa jak i swoich chipsów aby wykorzystać chwilę spokoju. Odpalił fajka, postanawiając się pierw dotlenić zanim zarzuci kilka dodatkowych kalorii.