-
...Aha - skomentował rozbieżność w zeznaniach i zupełnie inne propozycję na to, jak poradzić sobie z kwestią piratów, którym przy pomyślnych wiatrach, niebawem zaczną deptać po ogonie. Nie chciał wchodzić w kompetencje najemników, wycofał się więc z komentowania, bądź popierania kogokolwiek z nich. Jeżeli zażyczą sobie abordażu, byli na to przygotowani. Jedna, jedyna kapsuła znajdowała się w hangarze i mogła pomieścić cały, pięcioosobowy oddział. Byli również wyposażeni w system maskujący, umożliwiający im dość bliskie podlecenie, a następnie śledzenie celu.
-
WI będzie mogła przeskanować ich statek, jak tylko znajdzie się w zasięgu naszych skanerów. Poinformuje Was o tym, tymczasem zapraszam na kawę. Uzupełniłem ziarna. Mamy też obiad w tubce i inne, proteinowe przekąski - pomachał batonikiem przed ich oczyma, zanim odpakował słodycz z papierka. Końcem końców, zostawił najemników samych sobie, zajął miejsce przed sterem, wlepiając spojrzenie w monitor skanera. Na autopilocie, mógł skupić się na czymś innym, niż utrzymywanie kursu.
Trwało to dłuższą chwile, zlewającą się w godziny bezczynności. Nad każda pryczą, znajdowała się lampka. Wystarczyło odciąć światło, aby to nie raziło oczu, jeżeli ktoś chciał odpocząć. Na stole stały umyte i wyciągnięte ze zmywarki kubki, karty, kości. Znalazł się nawet stół, gdzieś na tyle pokładu, aby porządnie wyczyścić pistolet i podpiąć, bądź odpiąć modyfikacje. Wygodnych siedzisk do przesiadania się z miejsca na miejsce było do wyboru, do koloru. I kiedy zmęczony oczekiwaniem umysł zaczynał snuć własne teorie, cichy sygnał na omni-kluczu uprzedził połączenie głosowe.
-
Mam go! - odezwał się na wspólnym kanale komunikatora z satysfakcją w głosie.
Korweta nie była opancerzona. Dysponowała podstawowym wyposażeniem defensywnym i ofensywnym, nadrabiała za to swoja szybkością i zwinnością. Mknęła przed nimi bez dodatkowego napędu, musiał zwolnić, aby zachować rozsądną odległość przed podjęciem decyzji, co dalej.
-
Bull i sygnatura naszego celu przed nami. Muszę podlecieć bliżej, aby zeskanować ich rozkład, namierzyć ich rdzeń, bądź napęd, ale wtedy zwiększamy ryzyko, że zdadzą sobie sprawę z naszej obecności. Te tarcze są wojskowe, pamiętajcie tylko że nie z najwyższej pułki - uprzedził ich lojalnie, oczekując decyzji. Siedział korwecie na ogonie, stan ten jednak nie mógł trwać wieczność, jeżeli chcieli być anonimowi.
Wszechświat ten jeden raz postanowił zdecydować za nich.
Nagle, poruszyły się działka, mierząc prosto w nich.
-
Co jest?! - warknął Quarianin, przechodząc na sterowanie ręczne. Uruchomił szereg przycisków, przełączył jakieś wajchy. Palce, zacisnęły się mocniej na sterze, w pogotowiu bliski był nadświetlnej.
-
Nie mają prawa nas widzieć - dodał, zerkając na wyplute przez komputer obliczenia z nie do końca zadowoloną miną.
-
Sugeruję... - metaliczny głos WI urwał się w momencie wystrzału. Statkiem szarpnęło, kto się nie trzymał, poleciał na twarz. Uniknął pierwszego wystrzału, skręcając przed kolejnym, celującym do nich działkiem. Pocisk, zniknął wśród gwiazd. W czarnej masie. Quarianin przełknął głośno po swojemu, manewrując w pełnym skupieniu.
Niestety, byli z góry skazani na porażkę. Wystrzał trafił w podszycie, statek gwałtownie stracił na wysokości. Zapaliły się czerwone kontrolki, posypały się ostrzeżenia. W głowach, zaczął wyć alarm. A pilot, niewiele już mógł robić.
-
No dalej, dalej...! - gorączkował się, próbując, jak mógł, ratować tę patową sytuacje. Statkiem trzęsło, rozsądek kazał im niezwłocznie założyć mastki tlenowe. Odcięte systemu, odmówiły otwarcia śluzy, czy wystrzału kapsuł ratunkowych.
Zablokowane informował napis na przegrzanych terminalach.
-
Kontakt z celem za 6... 5... - zaczęła odliczać WI. I choc trwało to ułamki sekund, im przed oczyma stanęło całe życie.
Było, jakie było, lecz każdy przeżył coś własnego, osobistego, co niekoniecznie jeszcze powinno się kończyć.
Ich korweta, dosłownie spadła na statek piratów. w tumanach dymu i kurzu, jak przez mgłę, sennymi oczyma, gdyż powieki były zbyt ciężkie i obolałe, zobaczyli ciężkie buty. Ktoś wpadł na pokład, ktoś inny szarpnął ciałem, które prosiło już tylko, aby je zostawić w spokoju.
Tkwili w bezwładnie całą wieczność, aż w końcu ostre światło zaczęło drażnić źrenice, a podłoga okazała się zimna, niewygodna. Obudzili się w ciasnym, zamkniętym na cztery spusty pomieszczeniu, prawie że jeden na drugim na kupie. Przykuci do ściany łańcuchami, ze związanymi nogami i spętanymi rękoma. Próby rzucania się, czy wyrywania, przynosiły tylko ból. Nie mieli przy sobie nic - porwane ubrania, niepełny pancerz zasłaniał obite ciała. Pełno było na nich zeschniętej krwi. Dodatkowo, ktoś założył Kiru oraz pani doktor obroże na szyję.
Najwyraźniej, uznano je za najgroźniejsze egzemplarze. Albo miał wyjątkowo paskudne poczucie humoru.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDeadline 6/02 włącznie. Macie przy sobie wyłącznie resztki własnego szczęścia i dumy.