Wyświetl wiadomość pozafabularną
Zareagowali zbyt szybko, by Nero mógł mieć coś na ten temat do powiedzenia - choć z pewnością to planował. Usłyszeli jego wściekłe krzyki w chwili, w której drzwi za nimi się zasuwały, lecz tym razem nie sięgnął po granatnik, prawdopodobnie odnajdując w swoim umyśle krztę rozumu. Nala odetchnęła wyraźnie z ulgą, nie rozłączając się ich komunikatorem ani na chwilę - przynajmniej jeśli oni tego nie zrobili wcześniej.
-
Dziękuję - ukłoniła lekko głowę w ich stronę, ale choć musiała widzieć ich wszystkich, a może nikogo, kierowała się nieco bardziej w stronę kobiet, które zainicjowały tę decyzję. -
Skoro i tak jesteście tutaj po coś innego, równie dobrze możecie się nie wtrącać w nasze... wewnętrzne sprawy, o. Załatwimy swój burdel sami, jak wy to mówicie ludzie.
Kiwnęła głową, czekając, aż ktoś zamknie drzwi na cztery spusty. Nero być może był w stanie się wydostać, ale nie wyglądał, jakby szukał z nimi koniecznie zwady. Ostatecznie przybył do mesy wyłącznie dlatego, że go tu zagonili, uciekając przed krwiożerczymi
obcymi, którzy nie byli skorzy do pomocy.
-
No dobrze, dotrzymuję słowa - westchnęła ciężko, przez chwilę milknąc, zbierając myśli i układając sobie słowa w głowie tak, by brzmiały odpowiednio. Może zastanawiała się, jak mogłaby powiedzieć im najmniej jak tylko się dało, ale musiała pamiętać, że zawsze mogli wrócić po Nero. -
Jesteście na statku, który nie należy do Flotylli. Przynajmniej nie technicznie rzecz biorąc.
Wzruszyła lekko ramionami. Musiało to stwarzać jej jakąś trudność, bo mówiła niechętnie, jakby krążyła wokół trudnego tematu i nie tylko przez wgląd na to, że mogli wciąż rzucić się do śluzy i uciec z tą informacją. W miarę, gdy mówiła, mogli nieco przejść się po statku, ale zauważyli, że wiele dróg zagradzają im mechy i o ile nie były aktywne, podejście zbyt blisko mogło ten stan zmienić.
-
Innari zostało sprzedane, razem z wszystkimi innymi statkami, które niby są zarażone. I będzie ich więcej pewnie, nie wiem, nie znam się na tym, ja tylko robię to, co mi kazano - kontynuowała, przyglądając im się gdy rozglądali się po pustym statku. -
Nie jesteście na terytorium Flotylli. Mówiłam, że szef się wkurwi, jak was zobaczy i żadne prawo was przed tym nie uchroni. Sheela was tu wysłała? Bosh'tet, quarianie to czasem tacy idioci. Wystarczy poczekać chwilę...
Pokręciła głową, przerywając sama sobie nim zdążyła się rozkręcić.
-
Daro będzie za kilka minut w hangarze. Radzę pójść i tam na niego poczekać, skoro tak go szukacie. - jej ramiona drgnęły lekko w górę. -
Życzę wam powodzenia.
Thescia wskazała im drogę do hangaru bez większych problemów. Przejście pustymi korytarzami było podchwytliwe w miejscach, w których czekały na nich mechy, ale przynajmniej jedna z zagadek się rozwiązała. Nie bez powodu Innari wydawało się takie wyczyszczone z pozostałości mieszkańców - nie ostała się ani zabawka dziecięca zapomniana gdzieś w rogu, ani zaczep skrzyni, który mógł odczepić się przy przeprowadzce.
Hangar był jednym z największych pomieszczeń na Innari, w którym na dodatek nie było żadnych mechów. Istniały dwa wyjścia z niego, poza główną śluzą, które według planów prowadziły do maszynowni. Gdy wyszli z windy, system poinformował ich o braku szczelności pomieszczenia. Drzwi hangaru były już otworzone na pustkę kosmiczną w oczekiwaniu na przybycie
szefa.
-
A, w sumie już nie zdążycie uciec, więc powiedziałam im, że tu jesteście. Wam to nie robi różnicy, a mnie przynajmniej nikt nie zwolni - dodała Nala, łącząc się z ich komunikatorami. W oddali dostrzegli rosnącą, czarną kropkę dużego, wojskowego promu. Jego konstrukcja przypominała łajby z Omegi bardziej, niż to, czego używali quarianie. -
Odwdzięczę się, żeby nie było, informacją. Te mechy to zabezpieczenie, po prostu, jakby targ się wysypał. Nie ufamy kupującemu za bardzo, rozumiecie sytuację.
Pomachała im lekko, luźno, na pożegnanie, nim zniknęła. Komunikator trysnął iskrą, przeciążony zdalnie przez quariankę, gdy pokaźny prom wsuwał się gładko do wnętrza hangaru.
Choć pojazd wylądował szybko, zajmując połowę miejsca dostępnego w hangarze, wrota przez dłuższą chwilę zamykały się, a ciśnienie normowało. Nim powietrze, znów zwykłe, nie w pełni sterylne, wypełniło pomieszczenie, drzwi do promu otworzyły się lekko, a z wnętrza wyskoczyli wszyscy schowani w jego środku.
Na początku wyszedł quarianin. Jedyny z całej grupy, był w dość oczywisty sposób poszukiwanym przez nich Daro'Senem. Otoczony szóstką ochroniarzy, którzy mieli na sobie proste, szare pancerze z czerwonym oznaczeniem, które z tak dużej odległości niewiele im mówiło. W dłoniach trzymali karabiny, których wszystkie lufy skierowane były w ich stronę.
-
Intruzi. Kto was przysłał na nasz statek, cholery? - warknął quarianin, wysuwając się o krok naprzód przed szereg. Ochroniarze nie ruszyli za nim, choć nadal celowali do nich z broni. -
Rada, co? Pieprzeni dyplomaci, wszystko spieprzą. Co za...
Umilkł, gdy w wejściu do promu pojawiła się nowa sylwetka za jego plecami. Odwrócił się, zerkając w stronę mężczyzny, który zeskoczył żwawo na metalową podłogę. Z hełmem na głowie niemal nie różnił się od reszty ochroniarzy, ale nawet z oddali widzieli, że jego oznaczenie jest nieco inne, większe na piersi. Kiedy dołączył do Daro'Sena, ochroniarze ruszyli za nim, otaczając go sztywnym korowodem, wyraźnie pokazując, że pracowali dla
kupca, który jako jedyny z całej gromady sięgnął do zapięcia hełmu, by skorzystać z tutejszego powietrza.
Mężczyzna był człowiekiem, stosunkowo młodym, z pewnością przed czterdziestką. Jego ciemne, kręcone włosy otaczały twarz o kolorycie, który przypominał letnią opaleniznę. Miał twarde, ostre rysy, które można było uznać za atrakcyjne w ogólnym tego wyrazie znaczeniu, a na jego czerwonych ustach błąkał się lekki uśmieszek.
Thescia i Longinus dostrzegli w nim znajomą facjatę, choć wątpili, by mężczyzna znał ich. Vincenzo Artonis. Młody, ambitny, zawsze miał o sobie nieco zbyt wielkie mniemanie i bywał najgłośniejszy w barach na Omedze, wygłaszając swoje plany na przyszłość i propozycje zmian, które jego zdaniem musiały zajść. Krogański właściciel The Brick mówił, że przerżnął własną matkę, żeby dopiec zapijaczonemu ojcu, choć były to jedynie plotki. Pomimo swojego nieco wydumanego ego i słabości do kobiet, słynął ze swojego rewolucjonistycznego podejścia, dobrych pomysłów i determinacji, której brakowało wielu. Trzy lata temu jako pierwszy zaczął nawoływać do mobilizacji, lecz z tego co wiedzieli, nie współpracował ani z Hybris, ani Maelstromem.
Jakiś czas temu zniknął z barów, a plotki wśród Sojuszu Systemów Terminusa głosiły, że planuje coś wielkiego.
-
Co robicie na moim statku? - wycedził przyglądając się ich zgromadzeniu, a kącik jego ust uniósł się lekko w nieco sarkastycznym uśmiechu.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 11.02, eod