Wyświetl wiadomość pozafabularną
Nie mogła wiedzieć, gdzie teraz lecą - choć mogła mieć pewne mocne przeczucie, że było to gdzieś głęboko zaszyte w Systemach Terminusa. Vincenzo nie potwierdził, ani nie zaprzeczył kwestii swojej przynależności. Pozostała niewypowiedziana pomiędzy nimi, jak fakt, którego oboje byli świadomi, ale którego nie nazywali na głos. W końcu nie nosił na sobie żadnych oznaczeń, podobnie jak Cyrus, którego granatowy pancerz pokrywały rysy i dawne obrażenia, i ani gram świeżej farby.
Być może w Terminusie obowiązywały nieco inne zasady, niż w reszcie galaktyki.
- Dlaczego nie? Jestem bardzo szczodrym człowiekiem, jeśli ładnie się mnie o to poprosi - odrzucił niedbale.
Nawet, jeśli była to prawda, to wydobycie z kobiety o statusie Fel prośby w sytuacji, w której się znajdowała, było niedoczekaniem, na które był przygotowany.
Choć zachowywała pozory prowadzenia z nim uprzejmej konwersacji, była więźniem. Ilos odcisnęło na niej swoje piętno, które teraz przypieczętowały mierne warunki, w której była przetrzymywana. Vincenzo nie był jej adoratorem, który przyszedł sprawdzić, czy tym razem jego flirt na nią zadziała - nawet, jeśli skutecznie operował taką maską. Był przede wszystkim kolejnym drapieżnikiem, który czegoś od niej chciał i jak każdy oprawca, wiedział, kiedy wysunąć swoje pazury.
Wyczuła tę zmianę tonu jeszcze zanim się odezwał. Cisza stała się nieznośna, na powrót gęsta i ciężka, jakby poprzedzała coś bardzo nieprzyjemnego. Swoboda Artonisa stała się podejrzana, nieodpowiednia do tej sytuacji, do ich rozmowy, jakby ślad zniknął po resztkach humoru, którym wykazywała się ich dwójka.
- Nie żyją. - słowa przecięły powietrze jak strzał z bicza, wypowiedziane w ten zły sposób, zbyt normalny sposób, jakby dalej konwersowali na temat gier, choć wzrok Artonisa, utkwiony w kobiecie, wyrażał powagę. - Sprawili nam trochę problemu, ale mieliśmy aż zanadto czasu, by wyeliminować twoją załogę.
Sięgnął do kieszeni obiema dłońmi. Jedną wyciągnął coś ze środka, zaciskając w dłoni. Drugą schował do środka, choć dostrzegła, że za coś złapał - być może za pistolet, w formie zabezpieczenia.
Jak monetę, wyrzucił w jej stronę dwa przedmioty. Rozpoznała w nich dwa omni-klucze - jeden należący do Sentii, drugi do Basset. Jeden z nich poplamiony był zaschniętą, brązową farbą.
Lub krwią.
- Twój statek będzie wspaniałym dodatkiem do mojej kolekcji - dodał z drwiną, a w jego oczach dostrzegła samozadowolenie. - Kto wie, może będzie moim statkiem flagowym? Gdy już przemalujemy go na odpowiednie barwy.