Kolonia ludzka jest jednym z najważniejszych, a przy tym najbardziej rozpowszechnionym, punktem na całej planecie. Codziennie trafia tu wiele osób różnych ras. Dzięki idealnemu położeniu, jest zaopatrzona w dostawy słodkiej wody, a klimatem przypomina nieco nizinną, środkową Europę.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

30 kwie 2023, o 12:18

Praktycznie tak jak na Ziemi. Chociaż nie znam się, nie wiem, co mogłoby grasować w takiej okolicy — na pytanie Tori postanowił odpowiedzieć Eduardo, spoglądając krytycznie na poszarpane zwłoki i wzruszając ponownie ramionami. Zagwozdki żadne z nich nie mogło właściwie rozgryźć bez specjalistycznej wiedzy na temat fauny Horyzontu, który co prawda był promowany jako bardzo zbliżona do Ziemi planeta, ale mógł posiadać całkiem inny wachlarz zwierząt. Równie dobrze przerażone zwierzęta laboratoryjne mogły wydostać się przez głupotę pracowników, którzy także przestraszeni nadchodzącym wydarzeniem mogli popełnić błąd. Tego jednak na razie nikt nie wiedział, chociaż w kościach przeczuwano, że wkrótce wszyscy się dowiedzą.
W międzyczasie Luna i Jedore w towarzystwie masakry stołówkowej rozmawiały o dosyć poważnym temacie, tj. ewentualnym zatrudnieniu tej pierwszej. Na ładniejsze określenie oficerka Słońc prychnęła tylko pod nosem. — Agencja ochroniarska, ładny mi eufemizm. Wiesz też właściwie to, co sami pozwalamy latać po ogólnym obiegu. Tak nawiasem mówiąc ta misja pozwoli nam ocenić, na ile będziesz sprawdzać się w zorganizowanych szeregach, a na ile jesteś indywidualistką. I gdzie są twoje granice — rzuciła na koniec, nadając głosowi żartobliwego tonu i klepiąc ją lekko w ramię, podchodząc do okna, by po chwili dostrzec nieznajome sylwetki.
Nachyleni nad mapą najemnicy studiowali uważnie każde przejście, czując wspinające się po ich kręgosłupach napięcie spowodowaną kolejną niewiadomą, która czekała na swój wybuch. Zakamarki przejść, do których mieli teraz dostęp, sugerowały natomiast jeszcze więcej pytań, których odpowiedzi mogą spotkać po drodze, czy będą z nich zadowoleni, czy nie. — Trochę — odpowiedziała lakonicznie Jedore na pytanie Tori o biotykę. Nie potwierdzało, nie zaprzeczało jej to teorii, ale ponownie, bez zwiadu, który teraz planowali, rzucanie teoriami było co najmniej bezowocne.
Studiując sugerowaną przez asari mapę, Jedore milczała krótką chwilę, zanim się nie odezwała: — Pójdziemy na piętro, zerkniemy do biur na szybko i skoczymy łącznikiem do sekcji mieszkalnej. Bronie w pogotowiu, nie wiemy, czy to wróg, czy przyjaciel. Jeśli starczy czasu, to przejrzymy jeszcze parter, bo z tego co widzę i tak w stronę laboratoriów trzeba będzie wyjść na zewnątrz.
Z tymi słowami najemniczka uniosła broń i wskazała na korytarz, z którego przyszła ona oraz Luna, prowadząc wedle mapy na schody obok kafeterii. Dopiero teraz kątem oka Tori i Anthony mieli szansę zerknąć na opisaną wcześniej przez Meksykankę sytuację. Porozrzucane ciała, zaschnięta krew – podobny widok do spotkanej na zewnątrz recepcjonistki.
Ostrożne kroki i tak odbijały się echem po pustym budynku, gdy weszli na pierwsze piętro. Dopiero tam miękka wykładzina tuszowała ich obecność, pozwalając skrycie przechodzić przez długi korytarz co jakiś czas odchodzący na boki w nieskomplikowanym układzie krzyża. Zaglądali do kolejnych, upstrzonych nazwami działów pokoi, spoglądając na puste biurka, porzucone kubki z kawą i leżące tu i ówdzie dokumenty, wszystko zabrane w pośpiechu. W pewnym momencie grupa podzieliła się, próbując w jak najszybszym czasie pokryć teren, znaleźć kogoś bądź coś – i damska część skończyła na próbach dostania się do zamkniętego pokoju opatrzonego nazwą "Dział IT", gdzie zarówno Jedore, jak i Luna nie mogły w lekkim pośpiechu złamać zabezpieczeń do pokoju. Eduardo i Anthony mieli większe szczęście, bo otwierając drzwi do gabinetu administratorów kompleksu, znaleźli jeden odblokowany komputer. Szybkie spojrzenie naukowca wystarczyło, by uchwycić otwartą skrzynkę pocztową i zaczętego maila do jakiejś firmy. Mail był częściowo sporządzoną listą zakupową, w skład której wchodziły dosyć interesujące przyrządy. W oczy Whittakera wpadły szczególnie laboratoryjne systemy podtrzymywania życia i szklane pojemniki o wymiarach 2x2x2 metry. Wśród tego były także pojedyncze części do aparatur naukowych będące prawdopodobnie zamiennikami jakiś zepsutych elementów.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Omijając schody na drugie piętro, gdzie znajdować się miały księgowości, HR i biuro prezesa, grupa ruszyła dalej, do wspomnianego łącznika. O ile wcześniej karta dostępu recepcjonistki pozwalała dotrzeć do większości pomieszczeń, nie licząc IT, tak tutaj Luna musiała wyskubać z zebranych tę drugiego poziomu, jakby pracująca na froncie kobieta nie miała dostępu do mieszkań, będąc prawdopodobnie jedną z kolonistek. Rozsunięte drzwi ukazały im korytarz, który wewnętrzną część miał oszkloną, wychodząc na park, który mogli podziwiać w pełni okazałości. Posadzone, niewielkie drzewa i kwietniki nadawały spokojnego, przyjemnego wyglądu przestrzeni, która chodniczkami kluczyła między roślinami, mając poustawiane kilka ławek wokół deptaków. Nieco dalej było skupisko mebli wyglądające na stołówkę, czy miejsce piknikowe, zaś niedaleko był niewielki plac zabaw z piaskownicą, huśtawkami i zjeżdżalnią. Placówka dbała o swoich pracowników i rodziny, które musieli ze sobą ściągnąć, dając im namiastkę normalności w zamkniętym kompleksie. Sielankową idyllę burzyło kilka rozrzuconych po dalszej części ciał. Co bystrzejsze oko mogło tutaj zauważyć, że w przeciwieństwie do tych w środku, leżące na ziemi zwłoki nie były ubabrane krwią, a po prostu zastygłe. I im dłużej wszyscy spoglądali na park, tym więcej szczegółów widzieli. Jedna osoba zastygła na kolanach z dłońmi wyciągniętymi delikatnie przed siebie, jak gdyby po coś sięgała. Inna, leżąca, miała nogę zastygłą w powietrzu, jakby była w trakcie ćwiczeń.
Ten przerażający teatr pantominy z widniejącym budynkiem laboratoriów za nim nie trwał zbyt długo, bowiem Jedore zarządziła dalszą podróż, by nie stać wrośniętym w podłogę. W ten sposób wszyscy przeszli na drugi koniec łącznika, otwierając kartą drugiego poziomu drzwi do większej sali służącej pierwotnie za miejsce spotkań, teraz będąc lekkim pobojowiskiem z kolejnymi poszarpanymi ciałami. Oprócz zwykłych ludzi obok jednej z kanap rozsmarowany na ścianie był chłopczyk góra dziesięcioletni – zastygły w grymasie czystego przerażenia nie miał szans w starciu z czymkolwiek go zaatakował i niemalże rozczłonkowało, patrząc na jego zwisające dłonie. I spoglądając w oczy tej niewinnej istoty najpierw przeszły wszystkich ciarki, pełznące powoli wzdłuż kręgów, rozlewające się po reszcie ciała, jeżące na skórze ludzi włosy. Ciarki, które były elementem podświadomości informującej ich o nadchodzącym zagrożeniu.
Nagły, mrożący krew w żyłach, przeraźliwy wrzask przebił ich uszy, wbijając się do czaszek bólem psychicznym. Dzikie, ale niemal humanoidalne wycie odbijało się od ścian, przemykając przez nich i paraliżując na krótką chwilę swoim niespodziewaniem. Po nim ich słuch zarejestrował bieg – nie ciężkich buciorów, a nieregularny stukot stóp obijających się o posadzkę, ponownie przywodzący na myśl humanoida, któremu coś brakowało. A potem nastąpił błysk, wraz z którym Jedore wrzasnęła, by skryć się za osłonami.
Drzwi do dalszej części budynku rozwarły się w wyniku biotycznego wybuchu, ujawniając źródło zamieszania – stojącą w przejściu sylwetkę istoty do złudzenia przypominającą człowieka... a nawet bardziej asari. Jej wydłużone, powykręcane cielsko pulsowało biotyczną energię, błyszcząc jednocześnie syntetycznymi elementami wżynającymi się w jej ciało. Poczwara stała przez bardzo długą sekundę w miejscu, chybotając się na długich, cienkich nogach, podczas gdy jej ręce opatrzone długimi, ostrymi pazurami opadały powoli do boków. Istota była obnażona, dzięki czemu wszyscy doskonale widzieli siną fakturę jej skóry, żylaste ciało, ale przede wszystkim powykręcaną twarz, której brakowało jakichkolwiek emocji, czy myśli. Tylko szaleństwo i pustka w świecących oczach, które spoglądnęły na kitrających się za stoły i kanapy ludzi i asari.
W następnej sekundzie potworzyca zawyła ponownie, wyzwalając w obecnych kolejną podświadomą falę nieprzyjemnych ciarek, zanim w krótkim rozbłysku pojawiła się nagle na środku pomieszczenia, żądna krwi... podobnie do wbiegających za nią do pomieszczenia kolejnych zwynaturzonych ciał będących mrzonką doktora Frankensteina – będące niższymi od ich koleżanki zombie-podobne istoty wlały się do środka z dzikim harczeniem, błyskając pustym oczami w poszukiwaniu swych ofiar, których mogliby dopaść swoimi przeżartymi syntetycznym połączeniem ostrymi łapami.
Cokolwiek to było, w przerażający sposób przypominało ludzi.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

7 maja 2023, o 03:29

Skoro miały chwilę, to mogły i przeprowadzić pewnego rodzaju rozmowę o pracę, prawda? W otoczeniu masakry, cóż pewnie nie pierwszej i nie ostatniej. Szczerze mówiąc, jeżeli się Luna dostanie, to nie byłoby tak źle mieć Jedore za dowódcę. Kobieta, przynajmniej na razie wydawała się być rzeczowa i podejmować rozsądne decyzje w zależności od sytuacji. Trzeba będzie jeszcze zobaczyć na własne oczy jak sprawdza się jako dowódca w boju.
Czy Luna uważała się za indywidualistkę? Pewnie tak, ale na pewno nie wybiegała samotnie w bój, albo nie odłączała się od drużyny bo tak, co miała okazję zaobserwować na kilku swoich poprzednich myślach. Jej zdaniem stanowiła odpowiednią mieszankę indywidualizmu oraz chęci wykonania zadania. Pytanie czy Jedore też będzie tak myśleć.
-Moje granice, cóż dosyć daleko. Ale to nie słowami, a czynami najlepiej przekonać o swojej wartości bojowej. rzuciła z lekkim półuśmiechem, bo lekki ton tejże rozmowy kwlifikacyjnej na pewno jej odpowiadał.
Skinęła jedynie głową na plan Jedore, bo cóż, w obecnej sytuacji, kiedy nie mieli bardziej szczegółowych danych poza tym, że coś tutaj nieźle wszystkich pogryzło, prawie każda trasa wydawała się być równie dobra. Kiedy w końcu ruszyli, Luna przez sporą cześć trasy nie natrafiła na nic szczególnego. Poza tym, że dobrze, że znaleźni kartę z wyższym poziomem dostępu, przez co nie musieli się kolejny raz użerać z drzwiami, a ich spacer po placówce badawczej przebiegał bez zakłóceń. Pomijając zmasakrowane ciała i ciszę. Zastygłe ciała w różnych pozach nie nadawały im szczególnie otuchy. -Ci tutaj nie wyglądają na pogryzionych. - zauważyła Luna. Czyżby mielu tutaj do czynienia z czymś co zabija na więcej niż jeden, ulubiony sposób?
Rozsmarowany na ścianie chłopczyk sprawił, że Luna zmarszczyła czoło i ściągnęła brwi, wszak nawet dla najemników, widok takiego dziecka robił dosyć upiorne wrażenie. Przerażający wrzask, który wtedy się rozległ, sprawił, że Luna mimowolnie drgnęła, zacisnęła dłoń mocniej na broni i rozejrzała się dookoła. Automatycznie, bez zastanawiania się na krzyk Jedore zareagowała znalezieniem jakiejś prowizorycznej osłony. Cokolwiek się do nich zbliżało, było jakimś niewątpliwym paskudztwem, abominacją, mało co potrafi wydać z siebie taki wrzask. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, ich oczom ukazało się coś, coś co kiedyś może było i asari. Luna wolała się temu tworowi nie przyglądać. Po kolejnym nieludzkim krzyku dało się zauważyć, że ten potwór ex-asari przywołał innych podobnych sobie.
-No to zaczynamy zabawę. Przypomnijcie mi, że jeżeli będzie następny raz, żebym omijała pieprzone stacje badawcze szerokim łukiem. w momencie kiedy kiedy przygotowywała się do podpalenia głównego potwora-asari. Zaraz potem wystrzeliła z Akolity serię w jego (jej?) kierunku.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

7 maja 2023, o 21:35

Anthony od momentu znalezienia zwłok recepcjonistki nie odzywał się praktycznie w ogóle, nie licząc zdania raportu Jedore. Nie było to wynikiem przerażenia, a raczej usilnego pragnienia pozostania skupionym. Sam wobec siebie był zaskoczony, że nie zaczął panikować, gdy zobaczył rozszarpane zwłoki. W trakcie eksploracji budynku rozglądał się uważnie szukając zagrożenia, które doprowadziło do „uciszenia” placówki ale w jego umyśle kotłowały się myśli o wszystkim. Wpierw hipotezy o tym, z czym mogą mieć do czynienia, którymi się nie dzielił z towarzyszami, przyzwyczajony do naukowej metodyki wykluczającej pochopne wyciąganie wniosków. Pierwszą myślą był gatunek yahg, o których artykuł czytał niedawno w Nature, ale od razu odrzucił ją jako mało prawdopodobną. Kolejne nie były wiele bardziej realistyczne niż ta pierwsza, dlatego zachował je dla siebie. Obok tych rozważań było samozadowolenie, które usilnie starał się tłumić. Samozadowolenie z tego, że nie zaczął panikować, a wciąż zachowuje zimną krew – próbował zbyć tę myśl, by pozostać gotowym na ewentualne starcie, ale duma wkradała mu się w czaszkę i oblepiała jego umysł niczym mrówki. Dalej była frustracja, że nie jest w stanie kontrolować własnych myśli w chwilach, w których jest to najbardziej potrzebne, po niej próby opanowania się przez odliczanie od dziesięciu w dół, znowu hipotezy, ekscytacja nieznanym i poczuciem adrenaliny niczym w trakcie oglądania vidu akcji, znów liczenie na uspokojenie a na samym końcu wszystko naraz. Dlatego się nie odzywał – nie chciał powiedzieć czegoś głupiego i wyjść na amatora. Albo niezrównoważonego idiotę.
Z całego tego bałaganu rozumowego wyrwał go brak reakcji na przełączenie bezpieczników. Wyraźny klik oznajmiał przełączenie pozycji w obwodzie, ale wbrew oczekiwaniom – po nim nie nastąpiło wielkie, falowe odpalenie świetlówek jedna po drugiej. Rozczarowujące? W rzeczy samej. Zostawił skrzynkę samą sobie i dołączył do drużyny, teraz trochę bardziej czujny i skupiony, bez nawału myśli.



Po wejściu na wykładzinę poczuł ulgę. Kroki pięciorga istot po zimnej posadzce pierwszego piętra we wszechobecnej ciszy zdawały się być wręcz ogłuszające. Niedokończony mail w jednym z gabinetów sugerował, że cokolwiek zamawiał jego autor, raczej nie miało być przeznaczone na yahga. Dobrze, nikomu nie jest potrzebne pół tony czystej wściekłości.
Idąc dalej, Anthony dostrzegając zastygłych w bezruchu ludzi, znów zaczynał mieć pomysły. Ci ludzie różnili się od tamtych. Nie byli rozerwani na strzępy, z daleka zdawali się wręcz być nienaruszeni, aa ich kończyny były nienaturalnie powyginane, jakby w chwili śmierci wszystkie mięśnie zachowały swoje napięcie bez żadnych zmian i trwały w ten sposób. Przez chwilę przemknął mu pomysł, że może ci ludzie wciąż żyją. Wzdrygnął się na tę myśl, dotknięty tym jak nieprzyjemne musiałoby być to doświadczenie za życia i porzucił ją. Uświadomił sobie, że mogą mieć do czynienia z dwoma różnymi niebezpieczeństwami, skoro te ciała wyglądają inaczej.
Nie był to jednak wcale najbardziej przerażająca wizja jaką miał okazję doświadczyć Anthony. Idąc dalej, gdy zobaczył zwłoki dziecka – tak rozszarpane że możnaby rzec że to jego kawałki rozciągnięte na długości ściany – zrobiło mu się niedobrze. Odwrócił wzrok, by nie zwymiotować do hełmu.
- Ja pierdolę – wydyszał, przerywając swoje milczenie - To było kurwa dzie- – zdanie przerwał mu przerażający wrzask. Nawet jeśli brzmiał on nieco ludzko, wiercił we łbie tak, że ciężko było sobie wyobrazić żeby cokolwiek choćby przypominającego rozumną istotę było w stanie go z siebie wydobyć. Anthony przyjął postawę bojową i stanął za najbliższą osłoną, gdy ujrzał źródło hałasu – monstrum, jakiego nie wyobrażał sobie kiedykolwiek zobaczyć. Wklepał na prędce w omni-kluczu program skanu taktycznego, by zorientować się, jak z tym ustrojstwem walczyć, po czym otworzył ogień z Windykatora.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 418
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

8 maja 2023, o 21:34

Ruszając wraz z pozostałymi Tori westchnęła lekko - na tyle cicho, by nie zwrócić na siebie uwagi pozostałych. Po raz kolejny na jej oczach powtarzał się znany już do bólu scenariusz “szybkiego i łatwego” zlecenia, w którym nic nie idzie zgodnie z zakładanym planem. Dlaczego choć raz, wyjątkowo, nie mogła się skupić na właściwym zadaniu, nie martwiąc się strachem o skórę własną, zespołu oraz otaczających ją ludzi? Z drugiej strony - rutyna i nuda zlecenia “wejdź, weź i wyjdź” prędzej czy później mogłaby zniechęcić. Problemy i przeciwności losu zwykle dodawały smaku, o ile kończyły się sukcesem, dając doświadczenie, wspomnienia i czasem materialne, finansowe bonusy. Uświadomiwszy sobie treść własnych myśli, zganiła samą siebie. Zaczyna myśleć jak najemnik. Niby pełna idealizmu i górnolotnych słów, a skupia się na końcowym wpływie na konto, a przecież nie jest najemnikiem! Czy jednak na pewno? Dlaczego od długiego czasu tak się właśnie zachowuje? Dlaczego zamiast przyjmować kolejne zlecenie, nie wróci tam, gdzie jej umiejętności naprawdę mogą się przydać? Ile jeszcze czasu przed samą sobą będzie się tłumaczyć, że to tylko chęć sprawdzenia się?

Nie czas jednak był na filozoficzne dywagacje i rozpatrywanie zalet i wad życia na garnuszku zleceniodawców. Wdepnęli w coś nietypowego i powinni jak najszybciej zrealizować cel zadania, uratować kogo się da i wynosić się jak najdalej od planety. Z gotowym do strzału pistoletem w dłoni, otoczona barierą, wraz z resztą grupy przeszła przez zbadaną już przez Jedore i Lunę kafeterię. Widok okaleczonych, poszarpanych zwłok znów przywiódł na myśl dzikie zwierzęta, ale czy było możliwe, że cały ośrodek, który bądź co bądź stanowił dom i miejsce pracy dla dziesiątków ludzi został opanowany w tak błyskawiczny sposób przez jakieś drapieżniki? Nie słyszeli jak do tej pory odgłosów walki, alarmów, nie widzieli ewakuacji ocalałych ani nawet jej śladów, nie było policji czy wojska, które, zaalarmowane, musiałoby przybyć Kloto z pomocą?

Nie było jednak czasu na dokładniejsze badanie ciał, bo już chwilę później weszli na schody i stąpając ostrożnie, asekurując się przed ewentualnym atakiem tak z góry jak i z opuszczonego przez nich parteru, przeszli na poziom biurowy. Tutaj również przywitała ich pustka i cisza, mijane pokoje, pomieszczenia i boksy nosiły ślady niedawnej bytności ich użytkowników, ale nie miały zamiaru zdradzić nawet rąbka tajemniczy i odkryć przed nimi prawdy. Do niektórych pomieszczeń nie udało się nawet dostać - celowo lub przypadkowo zostały zamknięte i mimo, że Tori próbowała stukaniem w płytę drzwi dać znać tym, którzy mogli ukrywać się w ich wnętrzu, że wokół jest bezpiecznie, nikt jej nie odpowiedział ani nie wydał żadnego dźwięku mogącego świadczyć o czyjejś obecności - do czasu.

Kolejne ludzkie postaci dostrzegli w parku, widoczne doskonale z przeszklonego łącznika. Tori natychmiast pożałowała, że nie poszli dołem, bo wówczas mogliby spróbować dowiedzieć się więcej od świadków całego zajścia, ale nim zdążyła zaproponować cofnięcie się i zejście w dół, dotarło do niej, że coś jest tam bardzo nie tak, jak być powinno. Postaci były zastygłe w bezruchu, czasem w absurdalnie wręcz dziwnych pozach, ale nie wyglądały jak martwe. Nie było widać tych tajemniczych, szarpanych ran, brakowało krwi, a niektórzy z ludzi nawet nie leżeli na ziemi, wydawali się jak zastygli w połowie wykonywanej czynności. Było zbyt daleko by mogła zebrać jakiekolwiek odczyty ze skanera, dlatego przystanęła na chwilę, starając się dostrzec jakąkolwiek oznakę, że ludzie w parku ich dostrzegli. Jakikolwiek ruch, machnięcie ręką czy podniesiona głowa wystarczyłyby, żeby złamać upiorne wrażenie, ale nic takiego się nie stało. Znów przez myśl przemknęła jej rozpylana przez lądujący statek zbieraczy chmura. Czy obserwowali właśnie efekt jej działania? Czy toksyna, rozrzedzona w powietrzu mogła być tak silna, żeby wywołać całkowity paraliż? Podziękowała w myślach samej sobie za przytomność umysłu i uruchomienie filtrów, zerknęła jeszcze na kontrolki systemu podtrzymywania życia swojego pancerza by upewnić się, że nic jej nie grozi, po czym z ociąganiem potruchtała za oddalającą się resztą oddziału.

Kolejne pomieszczenie było nie mniejszym szokiem, ale tutaj nikomu już nie mogli pomóc. Zmasakrowane ciała przypominały te, które minęli w kafeterii, ale także i tutaj nie było śladu napastników. Przesuwając wzrok od jednego ciała do drugiego zamarła nagle, dostrzegając zwłoki chłopca. Jakim potworem trzeba być, żeby nie oszczędzać nawet dzieci i potraktować je w tak bestialski sposób? Jeśli sprawcami tej rzezi byli ludzie, nie byli nawet godni tego określenia, a Tori w tym momencie wręcz zapragnęła, by jej przypuszczenia okazały się prawdą. To nie mogły być istoty rozumne, to musiały być jakieś oszalałe z żądzy krwi dzikie bestie... Komentarz milczącego dotychczas Whittakera świadczył, że widok chłopca i jego poruszył. Tori z trudem oderwała spojrzenie od zastygłej w ostatnim krzyku twarzy dziecka i podniosła na mężczyznę wzrok, lecz słowa zamarły w jej gardle, gdy usłyszała krzyk. Nie, nie krzyk - wrzask. Tego dźwięku nie mogła wydać z siebie istota rozumna, choć pobrzmiewały w nim jakieś ludzkie tony, ale zanim Tori zaczęła to roztrząsać, przeciwległe drzwi, trafione biotycznym wybuchem, otworzyły się z impetem odsłaniając przed nimi autora wrzasku.

- Na boginię... - zdołała tylko szepnąć, na równi zaskoczona i zaszokowana humanoidalną istotą przypominającą karykaturę człowieka, w jakiś niesamowity sposób przemienionego w sylwetkę rodem z koszmaru sennego, pulsującą niemal nieopanowaną biotyczną energią. Postać skrzyżowała swoje spojrzenie z Tori, która nagle uświadomiła sobie, że to coś przed nią - owszem, humanoidalne, człowiekiem nie było. Abominacja miała w sobie coś, co pozwalało Tori wierzyć, że ten żywy koszmar był w jakiś przerażający sposób bliższy przedstawicielce jej własnej rasy, zmodyfikowanej biologicznymi lub technologicznymi eksperymentami do poziomu niemal nierozpoznawalności. Czy to właśnie to coś stało za masakrą pracowników Kloto? Czy to na stworzeniu tego... czegoś trwały tutaj prace?

Serce w niej zatrzymało się na chwilę, słyszała ostrzegawczy krzyk Jedore, ale nie mogła wykonać żadnego ruchu ani oderwać spojrzenia od tej szkarady jeszcze przez kilka sekund. Poczwara patrzyła na nią, ona, bez ruchu jak jedna z postaci z parku, szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w tą przerażającą istotę i dopiero, gdy poczwara wydając z siebie ponownie ten niesamowity wrzask w błysku biotycznej szarży znalazła się niemal na środku pomieszczenia, Tori oprzytomniała. Niemal nie kontrolując swoich reakcji, wrzasnęła głośno wewnątrz swojego hełmu jakby w odpowiedzi na krzyk stwora, a jej wolna dłoń w odruchu obronnym wystrzeliła do góry, odruchowo generując pole podniesienia wokół szkarady. Tori rzuciła się w bok, starając się zniknąć z pola widzenia istoty i oddzielić się od niej jakąś przeszkodą, by jednak już chwilę później wynurzyć się zza niej w celu kolejnego ataku.

Akcje:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

11 maja 2023, o 10:40

[h3]Inicjatywa[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h4]Banshee > Jedore > Luna > Eduardo > Tori > Husk 1-5 > Husk 6-10 > Anthony[/h4] Aktywne na start:
  • Eduardo -> Umocnienie + Amunicja Dysrupcyjna
    Luna -> Pancerz Technologiczny
    Tori -> Bariera, -10% do rzutów
    Jedore -> -10% do rzutów
AKCJA I
Wyświetl wiadomość pozafabularną

AKCJA II
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h4]Jedore > Luna > Eduardo > Tori > Husk 1-4 > Husk 6-10 > Anthony[/h4] AKCJA III
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h4]Jedore > Luna > Eduardo > Tori > Husk 1-4 > Husk 6-9 > Anthony[/h4] [h3]PODSUMOWANIE[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

12 maja 2023, o 18:49

[h4]Jedore > Luna > Eduardo > Tori > Husk 1-4 > Husk 6-9 > Anthony[/h4] AKCJA I
Wyświetl wiadomość pozafabularną

AKCJA II
Wyświetl wiadomość pozafabularną

AKCJA III
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h3]PODSUMOWANIE[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

13 maja 2023, o 20:20

Chyboczące się cielsko koszmaru zawisło chwilowo na środku pomieszczenia, wodząc lśniącymi od efektu masy oczami po porozrzucanych stołach i kanapach, szukając swojej następnej ofiary. Strużki biotyki płynęły po jej ciele, migocząc między powykręcanymi palcami, ślizgając się o jej nogi, gromadząc tam i czekając w niecierpliwości, aż zostanie ona spożytkowana. Spoglądając z bezpieczniejszej odległości, Luna mogła śmiało stwierdzić, że to ją widziała wcześniej w szklanym odbiciu – wróg, którego raczej się nie spodziewała, podobnie zresztą do cielsk, które wylały się za nią do środka – humanoidalne, skręcone i pochylone cielska poruszały się w malignie, szukając pustym, błyszczącym spojrzeniem swoich ofiar. Dostrzegając pulsujące życiem ciała, zombie z nieregularnym charczeniem rzuciły się na nich, rozdzielając się na dwie mniejsze, pięcioosobowe grupki.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Niemal w tym samym momencie banshee zawyła raz jeszcze i... zniknęła, na krótką sekundę, w której słychać było tylko rzężenie husków. Tuż po tym pod nosem Anthony'ego wyrosła sylwetka potwora, w nagłym błysku stając przed nim, chybocząc się i powoli unosząc swoje długie, zakrzywione szpony w akcie agresji. W tym samym czasie zareagowała Jedore, która wystukała niemal gotową komendę, materializując sondę tuż obok naukowca – ta poraziła krótką wiązanką maszkarę, zwalając ją z nóg i nie pozwalając dokończyć swego dzieła. Jednocześnie Luna próbowała wywołać reakcję przepalenia, bezskutecznie – ale błękitny pocisk Tori unoszący wirującą teraz banshee oraz seria z karabinu Eduardo pozwoliła sądzić, że może uda im się wygrać z bestią.
Widząc, że banshee jest chwilowo unieruchomiona, Jedore przesunęła sondę i poraziła nią grupkę zombie, które biegły w stronę Luny, powalając cała piątkę; Anthony ponownie poczuł porażające zimno, gdy w szaleńczej próbie ustabilizowania siebie i dosięgnięcia kogoś, banshee zamachnęła się łapskiem; najemnik Słońc stojący obok niego szarpnął za ramię Whittakera, ratując go milimetrami od katastrofy. I zarówno Tori, jak i Anthony zobaczyli zaraz, jak zgrabnie działają Błękitne Słońca – poczuła to także Luna krótkim spięciem na kręgosłupie, gdy skupiona siła technologiczna Jedore oraz wystrzały jej i Eduardo dobiły bestię, zwisającą teraz luzem w powietrzu. Banshee wydała z siebie tylko ostatni, porażający jęk, bezwładnie machając łapami, nim szaleńcze światło w jej oczach zgasło.
W tym czasie huski po stronie Luny zdążyły wstać, zaś widząc zagrożenie dla odosobnionej najemniczki, wszyscy na sekundę skupili ogień na tamtej grupce, zabijając jednego osobnika i ponownie powalając sondą resztę. Dopiero później Jedore oraz Tori skupiły się na własnym stadzie, eliminując jednego z nich, podczas gdy Eduardo osłaniał Lunę grzebiącą przy oprogramowaniu do hackowania. Ku zgrozie oficerki Słońc, jej sonda zgasła momentalnie, gdy szurające kolanami huski rzuciły się na nią w dzikiej plątaninie zamachów.
Wtedy Tori zobaczyła kątem oka, jak grupka w chaotycznej plątaninie dobiega z wyciągniętymi łapskami, mając na celowniku właśnie ją. Zanim Jedore mogła zareagować, pierwszy z husków rzucił się na asari, orząc jej napierśnik i wbijając głęboko łapska, nim ponownie zmaterializowana sonda poraziła je wszystkie. Gdzieś z boku, gdy Luna mocowała się ciągle z programem, Eduardo powalił kolejnego zombie, zaś Tori, mając przed sobą całą grupę na kolanach, skupiła energię i puściła wiązankę biotyczną przenikającą na wskroś przez otaczające je huski. Pomimo wyraźnych poparzeń zombie ciągle parły do przodu, ignorując ból i wspinając się po nogach Tori. Kopniaki i strzały odstraszyły dwójkę, ale reszta oplotła asari w swoim morderczym uścisku, niczym dwaj kochankowie, którzy pragnęli poczuć jej ciepło na sobie. Każdy ich dotyk był bolesny, gdy ostre szpony przechodziły przez jej barierę i pancerz niczym nóż przez ciepłe masło, zagłębiając się przerażająco zimnymi, zatęchłymi palcami w jej ciało, w uda, brzuch i wyżej, powalając ją na kolana, wołając prosto w objęcia reszty bandy. Tori widziała ich puste, ziejące zimnem i zgnilizną twarze oszpecone procesem, które nie potrafiła sobie wyobrazić, ale o którym słyszała plotki – twarze na poły zmechanizowane, z oczami martwymi, bez emocji, niemal... wyrachowanymi. I na krótki moment jej serce zatrzymało się z tego przerażenia, paraliżując resztę członków.
Obudziło ją z tego transu siarczyste przekleństwo Jedore i jej ręce ściągające potwory z asari. Szarpnęła nią, stawiając do pionu i na szybko aplikując wszystkie żele, łatając rany. Skupiająca się na własnej grupce Luna zdjęła kolejną bestię, a gdy Eduardo widząc tragiczną sytuację strzelił w grupę u stóp kobiet, Tori wykonała szaleńczy pomysł, rozbryzgując wokół siebie biotyczną materię skupioną do tej pory w celach obronnych. Leżące huski zawarczały, machając łapami i unosząc się na krótką chwilę w powietrzu, nim upadły z łoskotem, przestając się powoli ruszać i dając odetchnąć asari.
Drugiej grupce tak dobrze nie poszło, bo ogień Anthony'ego, Eduardo i Tori powalił pozostałą dwójkę na amen, zostawiając w ich uszach szum krwi i dudniącą ciszę, a także przerywane oddechy i wdzięczność o całkiem gładką potyczkę. Patrząc na niestanowiące już zagrożenia coś, co musiało być kiedyś ludźmi, a nawet asari, wszyscy widzieli, że zmodyfikowane cielska są synergią biologii i technologii. To, co w mniejszym stopniu odczuła na sobie kulejąca mocno Tori, a co mignęło przed oczami Whittakera, to były dłonie dostosowane do przebijania metalu, do zanurzania się w miękkich ciałach. Mięśnie banshee były wyraźnie zarysowane – i pracownik ExoGeni z łatwością mógł wyciągnąć przerażający wniosek – gdyby nie wcześniejsza interwencja Eduardo, zostałby nabity na te palce jak na pal, uniesiony z gracją i rozerwany na strzępy przez tego wyjca.
Wszyscy inni cali? — zapytała po krótkiej chwili Jedore, opierając się o przewrócony mebel i zerkając ponuro na sponiewierane drzwi prowadzące na korytarz. — Chyba wiemy, co rozszarpało tych na dole... i tego małego. Kurwa. Musimy połatać Tori i uzupełnić zapasy. Dasz radę iść? — zapytała asari, która czuła, że medi-żele powoli zaczynają działać, ale dziury w jej pancerzu nadal ukazywały zasklepione rany.
Zarówno Tori, jak i Luna miały niemal puste magazynki, Annthony musiał przeładować, a Jedore zużyła wszystkie swoje zapasy, by postawić panią lekarz na nogi. — Na dole jest chyba jakaś klinika, nie? Może tam pójdziemy? — Głos Eduardo usłyszał za swoim uchem Whittaker, którego najemnik właśnie zatroskany oglądał. — Kurde, brakowało sekundy, a ta zdzira by cię rozszarpała. Hej amigo — Błękitne Słońce skinęło na Lunę. — Dobra robota ze strzelaniem, ale weź wgraj może lepsze programy, bo coś ci chyba szwankują.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 418
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

16 maja 2023, o 23:45

Wyświetl wiadomość pozafabularną Skacząc w bok znalazła się tuż obok Jedore, ale nie traciła nawet czasu na próby wspólnego ustalenia strategii działania. Wszystko działo się zbyt szybko, zamiast narad i zastanawiania się potrzebne było działanie. Dodatkowo, od momentu, gdy uświadomiła sobie podobieństwo maszkary do przedstawicielek swojej własnej rasy, z każdą chwilą nabierała coraz głębszego przekonania, że ta istota musiała kiedyś być podobna do Tori, a jej przemiana w to, czym była obecnie nie była procesem naturalnym - i nie była to motywująca myśl. Raczej była przerażająca ją do szpiku kości, a świadomość, że ktoś stał za tą przemianą i w czyimś chorym i wypaczonym umyśle pojawił się poroniony pomysł przeprowadzenia ohydnego, nieludzkiego eksperymentu, w którego efekcie powstało... to. Nie było jednak czasu na rozmyślania i analizowanie sytuacji, bo maszkara w kolejnym biotycznym skoku znalazła się tuż obok Anthony’ego i Eduardo. Do pomieszczenia wsypała się także niepokojąco liczne stadko mniejszych, ale zdecydowanie bardziej ruchliwych przeciwników, którzy - rozdzielając się na dwie grupy - ruszyli w kierunku miejsca ukrycia Tori i w kierunku osamotnionej za swoją osłoną Luny. Humanoidalne postacie, przygarbione, szybko zmniejszały dystans, ale choć były chyba w nie mniejszym stopniu zmodyfikowane niż atakująca Whittakera niby-asari, ich widok nie wywarł na Tori aż tak dojmującego wrażenia, jak właśnie ten biotyczny potwór.

Wygenerowane przez Tori pole przyciągnięcia musiało w jakimś stopniu zdezorientować wyjca, co skrzętnie wykorzystali najemnicy - nim Tori zdążyła uderzyć ponownie, posyłając zgromadzony ładunek biotycznej energii w stwora, celne strzały i ataki Słońc dosięgły przerażającego przeciwnika, eliminując go z walki. Kątem oka dostrzegła ruch - grupa małpopodobnych pokrak, które wcześniej towarzyszyły wyjcowi zbliżała się niebezpiecznie szybko do ich kryjówki, ale druga, chyba tak samo liczebna, kierowała się w stronę samotnej Luny. Nie myślała zbyt wiele, odruchowo cisnęła biotycznym rzutem w bardziej odległą grupę, próbując wyrównać stosunek sił atakujących meksykankę - jak się okazało nie tylko ona miała ten pomysł, co pozwalało sądzić, że wkrótce sytuacja przynajmniej z tamtej strony pomieszczenia zostanie opanowana. Mimo zaskoczenia i przerażenia wywołanego pojawieniem się abominacji asari, ruchy Tori były precyzyjne, a ciało współpracowało z umysłem jak dobrze naoliwiony mechanizm, skutecznie atakując cele. Z satysfakcją dostrzegła, jak jej biotyczny pocisk trafia jedną z pokrak, otaczając ją błękitną energią paląc i niemal powalając na ziemię, ale to było wszystko, co mogła na razie zrobić, żeby pomóc Lunie. Szybkim ruchem odwróciła się i wystrzeliła z pistoletu do jednej z postaci znajdujących się już o kilka kroków zaledwie od niej - pocisk okazał się nad wyraz celny trafiając w głowę najbliższego stwora, rozsadzając mu czaszkę i rozchlapując jej zawartość na pozostałe zombie, co jednak nie powstrzymało ich pędu. W ciągu chwili przebiegły pozostałą odległość i z impetem rzuciły się wprost na nią, niemal przewracając ją na ziemię. Ciało przebiły jej sztylety bólu, gdy pazury poczwar jak wąskie noże przebiły jej pancerz i zadały bolesne rany - i w chwili, gdy sonda Jedore na chwilę powstrzymała atak, Tori - znów bardziej odruchowo, niż planując swoje działanie, uderzyła w stwory falą biotycznej energii, licząc, że to powali je lub przynajmniej unieszkodliwi na tyle, że będzie mogła się pozbierać.

Plan nie zadziałał w pełni. Owszem, atak się powiódł, ale przeciwnicy okazali się znacznie bardziej wytrzymali niż Tori sądziła. Mimo wywołanych biotycznymi wyładowaniami poparzeń, zombie niczym wściekłe, ranne varreny nie przerwały ataku, obłapiając jej stopy, wbijając swoje pazurzaste łapska w jej uda i brzuch, ściągając ją swoim ciężarem w dół i przykrywając, nie przestając ataku. Długie, lodowato zimne igły bólu raz po raz zagłębiały się w jej ciało, odbierając siły i energię, wysysając niemal z niej życie. Początkowo próbowała się bronić, kopniakami i ciosami rękoma starając się strącić z siebie napastników, lecz szybko opadła z sił i czuła, że zapada się w jakąś ciemną czeluść... Jej wzrok musiał szwankować, przez chwilę zobaczyła nad sobą, za szkaradnie wykrzywionymi twarzami i zimnymi, pustymi, mechanicznio - biologicznymi oczami wpatrującymi się w nią szyderczo, postać Jedore, która zaatakowała przyciskające Tori do ziemi twory, kopiąc i boksując niczym ludzki buldożer. Ciężar ustąpił z piersi asari, ale nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Ból całego ciała i zadanych ran stopniowo się rozpływał, zanikał, jej wzrok tracił ostrość... gdy nagle dostarczona przez jej pancerz dawka stymulantów ruszyła krwiobiegiem sprawiając, że Tori odetchnęła głęboko i otworzyła oczy. Jedore klęczała przy niej, pospiesznie aktywując i aplikując Tori kolejne pakiety żelu, przywracając ją do świata żywych. Przynajmniej na chwilę.

Tori dostrzegła zrzucone z niej przez najemniczkę zombie szykującego się do ponownego ataku, ale nie zamierzała czekać na kolejne lodowe sztylety bólu wbijające się w nią. Korzystając z podstawionej ręki Jedore dźwignęła się w górę, starając się ignorować ból ran i licząc, że już wkrótce poczuje przeciwbólowe działanie zaaplikowanego medi-żelu, oceniła sytuację wokół. Tori zdawała sobie sprawę, że mimo udzielonej jej pomocy, kolejny atak stworzeń mógł być ostatnim dla niej, ale nie zamierzała się poddawać i wykorzystała jeszcze jedną sztuczkę, która mogła jednak okazać się obosieczną bronią. W nagłym wybuchu spowijającej ją wciąż biotyki rozproszyła wokół siebie energię swojej bariery, zadając kolejne obrażenia stworom - tym razem skutecznie. Fala energii dosięgła huski, odrzucając je o dobre pół metra wstecz i tym razem zupełnie eliminując je z walki. Nie był to jednak koniec potyczki - walka z drugą grupą wciąż trwała, ale przynajmniej nie wyglądało na to, żeby ktoś z drużyny Tori ucierpiał tak, jak ona. Przeciwnicy powoli byli eliminowani, a Tori miała zamiar dołożyć do tego małą zemstę za to, co ją spotkało przed chwilą.

- Dziękuję - zerknęła przelotnie na Jedore i skinęła ku niej głową, po czym uniosła pistolet i strzeliła w kolejną pokrakę, znów celnie trafiając.

Walka była skończona, a Tori dopiero teraz mogła głębiej odetchnąć. Zerknęła w dół, by ocenić stan swojego pancerza i aż jęknęła. Pancerne płyty były pokryte głębokimi szramami, w kilku miejscach - tam, gdzie szpony husków dosięgły jej ciała - ceramitowe płytki były rozdarte jak papier. Poczuła powracający ból i zrozumiała, jak niewiele brakowało, by została już tutaj na zawsze.

- Na boginię, co to było? - jęknęła tylko, ruszając powoli do przodu i kulejąc podchodząc do powalonego wyjca. W tym momencie interesowało ją tylko bezwładnie leżące ciało, wszystko inne musiało poczekać. Zdjęła z głowy hełm, aktywowała skaner medyczny swojego omni-klucza i skierowała jego promień na powaloną przeciwniczkę, próbując zebrać jak najwięcej danych o jej budowie, modyfikacjach ciała i samego DNA, a także o technologicznych "implantach", chociaż w tym przypadku nie można było nazwać mechanicznej części implantem. Bardziej wyglądało na to, że proporce żywych tkanek i wszczepów są bardzo zbliżone. Pierwszy raz napotkała coś takiego, a jeżeli uda się zebrać skan i tej byłej asari i pozostałych zombie, być może uda się ustalić kto był na tyle “genialny” by takich eksperymentów dokonać i w jaki sposób to zostało zrobione. Biologiczno - technologiczna hybryda była wyjątkowo skuteczna w walce wręcz. Twarde jak stal pazury, niemal niekontrolowana moc biotyki... Może uda się przekazać te dane na Thessię, a komandoski będą w stanie odnaleźć źródło pochodzenia tych tworów? Nagła myśl jednak sprawiła, że Tori zapomniała o całym bólu, a adrenalina po niedawno zakończonej walce natychmiast wyparowała z jej żył. Może... Może wcale nie trzeba było daleko szukać?

- Wiedziałaś? - nie przerywając skanu, odwróciła głowę w kierunku najemniczki Słońc i zmierzyła ją zimnym spojrzeniem - Jedore, wiedziałaś o tym? To właśnie takimi eksperymentami zajmuje się Kloto? Te dane które chciałaś kupić... Chodziło o te stwory? Może o tym jak je tworzyć, żeby zbudować dla Słońc armię podobnych... - przez chwilę nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa - ...ghuli?

Misja stała się właśnie dla Tori nieco bardziej osobista. Jeżeli będzie mogła dowieść, że za tymi eksperymentami stało Kloto, jeśli dzięki danym z tutejszych laboratoriów będzie mogła dowieść, że tego typu prace trwały w tym ośrodku - a może nawet trwają gdzieś indziej? I jeśli będzie mogła zapobiec, żeby jakiekolwiek asari spotkał podobny los co tą, którą właśnie zabili, nie zawaha się przed niczym. Władze Republik muszą się dowiedzieć tego, co Tori tutaj znajdzie, za wszelką cenę.

Skończyła skan asari, skierowała promień skanera na najbliższego zombie, uświadamiając sobie niespodziewanie, że jeśli tamto kiedyś było asari, te tutaj muszą być... ludźmi. Czyli Kloto nie zawahało się nawet przed modyfikacją swojego własnego gatunku? Czekając na zakończenie skanu odpięła z plecowych zaczepów Amet i postawiła złożonego w ciasno upakowany prostopadłościan mecha na podłodze. Aktywowała go, obserwując jak zwarta bryła metalu budzi się do życia, unosi na swoich czterech wysuniętych z korpusu, wygiętych w przegubach nogach, a kamery na niewielkiej, półokrągłej głowie szybko lustrują otoczenie rozpoznając swoją właścicielkę.

- Otwórz zasobnik - Tori zapisała wyniki skanu i wyciągnęła z otwartej, niewielkiej przestrzeni transportowej mecha kilka pakietów żelu - Ktoś jeszcze potrzebuje? - spojrzała po pozostałych, rozdając potrzebne pakiety w razie potrzeby. Sama wydłubała dla siebie cztery pakiety omni-żelu, aplikując je na większe uszkodzenia swojego pancerza, potem sięgnęła do swojego pistoletu i wytrząsnęła z niego niemal całkowicie zużyty pochłaniacz ciepła, zastępując go nowym, również wydobytym z zasobnika Amet.

Czuła się źle. I psychicznie i fizycznie - obrażenia bolały, niemal wciąż czuła ostre szpony wbijające się niemal bez przeszkód w jej ciało, wysysające ciepło i życie... Marzyła o odpoczynku, choć zdawała sobie sprawę, że do końca misji wciąż było daleko, a za następnym załomem korytarza, w następnym pomieszczeniu, czy gdziekolwiek indziej się nie udadzą, mogą się czaić kolejni przeciwnicy, podobni do tych, którzy ich zaatakowali. Tym razem jednak wiedzą już czego się spodziewać. Będą gotowi - a przynajmniej ona będzie. Przypięła pistolet do magnetycznego zaczepu na biodrze, założyła na powrót hełm, a jej ciało znów otoczyła błękitna mgiełka biotycznej bariery. Była gotowa żeby iść dalej, ale gdy usłyszała słowa Eduardo, spojrzała na mężczyznę z wdzięcznością.

- Klinika brzmi świetnie... - odpowiedziała szybko i dodała po chwili, żeby nie zostac podejrzaną o rozczulanie się nad sobą - Moglibyśmy tam uzupełnić zapasy. A może ktoś tam się spróbował schować przed tymi... - machnęła dłonią w kierunku zwłok przeciwników - A potem musimy dotrzeć do tych tutejszych laboratoriów. Musimy uzyskać dostęp do ich komputerów i sprawdzić, czy to ich dzieło. I pozbyć się tych danych raz na zawsze.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

17 maja 2023, o 00:08

Takie obrzydliwe twory i posługiwanie się biotyką nie powinno nigdy iść w parze - taka była mniej więcej pierwsza myśl, która przeszła przez głowę Luny, kiedy już uświadomiła sobie, że ten błysk, który widziała wcześniej na zewnątrz to właśnie to urocze stworzenie. Nieźle się tutaj musieli bawić w laboratorium. A szkoda, że zajmują, bądź raczej nie zajmowali się tutaj na przykład kremami do ciała, wtedy mogłaby w końcu coś dobrać do swojej nieco ciemniejszej niż śnieżnobiała karnacji. Co za rozczarowanie.
Szybko okazało się, że zombie nie będa takować całą hordą, a się rozdzielą. Niedługo potem zaczęły się problemy Luny z jej ulubionym programem do podpalania, który akurat tutaj pasowałby jak ulał.
-Joder, que coño! wyrzuciła z siebie kiedy dalsze mocowania się z system na nawiele się zdały, a wróg bezlitośnie się zbliżał. Jak się okazało w poruszaniu się szczególnie wrzeszcząca banshee była całkiem dobra, kiedy nagle pojawiła się obok Anthony'ego. Luna tym bardziej nerwowo zaczęła grzebać przy swoim systemie, równie dobrze mogła się pojawić obok niej w każdej chwili. Dobrze, że sonda uratowała mężczyznę przed ciężkimi obrażeniami. Tori i Eduardo też zrobili swoje.
Dało się też zobaczyć jak sprawnie i zorganizowanie działają ze sobą Błękitne Słońca. Po raz kolejny w Lunie wzmocniło się postanowienie by przyłączyć. Chciała być częścią właśnie takiej organizacji, a nie przypadkowej zbieraniny najemników, z których każdy musi wrzucić swoje trzy kredyty, często zupełnie odmienne od poprzednika i ciężko dogadać się w jakiejkolwiek sprawie, nie mówiąc o zorganizowanym działaniu.
Największe zagrożenie w postaci banshee zostało odparte, ale to nie znaczy, że huski nie były niebezpieczne. O czym wkrótce przekonała się Tori, na którą bezrozumne cielska rzuciły się. Luna dobyła pistoletu starając się jak mogła by nie znlaleźć się w podobnej do Asari sytuacji. Cóż, mogła mieć tylko nadzieję, że koniec lekarki nie nastąpi w trakcie ich wspólnej misji, w końcu trochę już razem przeżyły. Jednak była daleko by mogła jej pomóc. Przynajmniej Akolita sprawdzał się bez zarzutu a i siła ognia zdecydowanie robiła wrażenie. Na szczęście Tori sobie poradziła swoją desperacką akcją, a niedługo potem wszystko ucichło i huski przestały się ruszać. Luna mogła podejść do reszty.
-U mnie w porządku. Chociaż widoku tej pierwszej chyba długo nie zapomnę. powiedziała wzdychając. Rzuciła badawcze spojrzenie na Tori. Jeżel będzie miała trudności w chodzeniu, Luna gotowa była udzielić jej wsparcia dopóki nie znajdą się w jakims punkcie medycznym w ośrodku.
-Kurwa, dużo poszło, magazynek prawie pusty. powiedziała.
-Mogę? Obiecuję potem ci odkupić jaina powiedział wskazując na pochłaniacze w Amecie i uśmiechajac się lekko. Kiedy otrzymała zgodę, przeładowała. Wyglądało na to, że Tori się pozbiera i po tym co przeżyła, była w bojowym nastroju. Czy dla Luny liczyło się czy Jedore wiedziała teoretycznie o tym eksperymencie? Czy właśnie po niego przybyli? Nie było takiej pewności, mogli tu być po coś zupełnie innego. A nawet jeżeli wiedziała, to raczej fakt, że wszyscy tutaj zostali zjedzeni, a wynik eksperymentu próbował ich zjeść raczej nie było szans na ich powielenie. Zresztą jeżeli to byłoby to po co przyszli Jedore zarządziłaby pewnie odwrót chcąc ograniczyć straty, w tym i swoje życie potencjalnie. Niemniej nie wtrącała się. Ona była tutaj się sprawdzić i doprowadzić zadanie do końca, a nie zastanawiać się nad moralnymi implikacjami, nie była filozofem. Skinęła głową w kierunku Eduardo.
-Masz rację. Do cholory nie wiem co się stało. Zazwyczaj mogę na tym polegać. Zaraz po powrocie muszę wszystkie systemy gruntownie sprawdzić. Dobrze, ze chociaż Akolita sprawdza się znakomicie. co tu dużo mówić Eduardo miał rację i właśnie to zamierzała zrobić. Wyglądało na to, że wszyscy idą do kliniki. Zdecydowanie dobry pomysł.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

18 maja 2023, o 12:28

Anthony zamarł, gdy chuda sylwetka potwora zmaterializowała się tuż przed nim. Pełne trwogi oczy mężczyzny spotkały się ze wzrokiem monstrum. Poczuł, jak krew w jego naczyniach zastyga, gdy uniesiony przez towarzyszkę stwór zamachnął się pazurami w tuż przed jego szyją. Gdyby nie refleks Eduardo, Whittaker niechybnie wykrwawiałby się na podłodze.
Gdy maszkara zdechła otrzeźwił się i otworzył ogień do innych – tym razem podonych do zombie. Kolejne odłamki bloku metalowego opuszczały lufy trzymanych przez Eduardo i Whittakera karabinów i dziurawiły jednego huska po drugim. Gdy padł ostatni z nich, z ferworu walki wyrwała Anthonego biotyczna eksplozja z prawej strony. Już miał myśleć, że to kolejne monstrum, odetchnął jednak z ulgą widząc martwe zombie i charakterystyczne, niebieski języki pola efektu masy towarzyszące manualnym rozładowaniu barier oplatające pancerz Tori. Wszystko pod kontrolą.
Anthony zmęczony pochylił się opierając dłonie na kolanach, a gdy Jedore wykrzyknęła pytanie do całej ekipy, podniósł rękę do góry i machnął nią w powietrzu na znak, że wszystko w porządku. Na słowa Eduardo pokiwał głową, ciężko wydychając powietrze. Serce waliło mu jak młotem, ale dał radę. Nie pierwszy raz walczył ale nigdy w życiu nie widział czegoś takiego. Po chwili wyprostował się i przeładował broń. Wyrzucony zużyty pochłaniacz ciepła zadzwonił uderzając o podłogę i rozniósł się ogłuszającym wręcz echem w ciszy, która nastała po walce - Dzięki. Wiszę ci piwo – rzucił do błękitnego i podszedł do ciał husków, które zastrzelił wraz z latynosem. Wyświetl wiadomość pozafabularną Z przerażeniem ale fascynacją wodził wzrokiem po modyfikacjach cybernetycznych jakie zaszczepiono w tych istotach. To co się rzuciło Whittakerowi w oczy to uderzające podobieństwo między nimi. Każde z nich, mimo że przypominało człowieka to nie różniły się twarzą pomiędzy sobą tak jak zwykle różnią się ludzie. Każde z nich nosiło tę samą twarz, posturę, te same modyfikacje (co akurat nie było specjalnie dziwne). Tak jakby cokolwiek odpowiedzialne za ich stworzenie miało opracowany konkretny, najbardziej stabilny fenotyp i kurczowo się go trzymało jak najbardziej optymalnego przepisu. Pomijając to, że wymagana technologia do stworzenia takiej kreatury musi być zaawansowana, to utrzymanie takiej jednolitości dorosłych istot pół-organicznych też wymagało ogromnej wiedzy. Nasuwało się pytanie, czy byli to przekształceni ludzie czy raczej hodowane od zera klony. Zamontował karabin na plecach i przykucnął przy jednym z ciał.
Zwłoki, na których się skupił leżały na plecach. W brzuchu zamontowane było jakieś urządzenie, które skojarzyło się Whittakerowi z jakiegoś rodzaju portem do ładowania. Od niego odchodziły przewody wnikające do tkanki nóg i krocza pozbawionego narządów płciowych. Wyżej żebra też zastąpiono innymi strukturami, świecącymi na niebiesko, które też podobne były do przewodów, jednak z pobieżnych obserwacji zdało mu się, że raczej były zaprojektowane tak, aby w jakiejś formie energię wydzielać, a nie transportować. Końcowe części palców dłoni były przedłużone i ostro zakończone, przekształcone w metalowe pazury a z okolic obojczyków kolejne przewody, podobne na tych wychodzących ze struktury na brzuchu opatulały głowę penetrując kości policzkowe i wpełzając przez usta do gardła, trzymając je w obrzydliwy sposób ciągle otwarte. Anthony miał nadzieję, że ta istota nie odczuwała już żadnych bodźców, nie miała świadomości, bo jeśli było inaczej to musiałaby odczuwać piekielne tortury odwodnienia, głodu i bólu indukowanego działaniem piezo, który rozrywał skórę na całym ciele, w szczególności na brodzie, przedramionach i okolicach oczu, których miejsca zastępowały jarzące się na niebiesko implanty. Odpalił na omnikluczu ściągnięty kilka lat temu na uniwerku program mierzący poziomy energetyczne piezo, ciemnej energii, elektromagnetyczne i promieniowanie alfa, beta i gamma. Gdy ten pracował, ściągnął rękawiczki taktyczne i założył lateksowe, niebieskie rękawiczki, które wyciągnął z poucha pasa na swoim pancerzu. Mając na dłoniach te rękawiczki sięgnął do ciała aby zbadać, czy te przewody da się odłączyć lub wyciągnąć któryś z implantów. Miał nadzieję, że może z tego polowego badania dowie się czegoś o tych stworzeniach albo uda mu się pobrać próbki do dalszych badań. Żałował, że nie wziął ze sobą zestawu narzędzi i skalpeli, mógłby pobrać tkanki.
- Medycyna estetyczna przecież. Implanty są - wszystko się zgadza, co nie Jedore? – rzucił ironicznie po tym, gdy asari zacząła oskarżać najemniczkę. Nie było co prawda dowodów na to, że mogła o tym wiedzieć i wiedział co ta zaraz odpowie – żebyśmy spierdalali jeśli jej nie ufamy, że niezależnie od parametrów misji wciąż mamy zadanie do wykonania i inne pierdolety, ale projekt kupowania modyfikacji genetycznych przez Błękitne Słońca i obecność teleportujących się asari może być czymś więcej niż zbiegiem okoliczności. Zgadzał się z asari, ale znał już dalszy przebieg konwersacji zanim Jedore otworzyła usta.
- Misja właśnie przestała się komplikować, a poszła się całkiem chrzanić – powiedział do grupy, podnosząc się - Wszyscy są martwi, nie mamy pojęcia gdzie są nasze dane, cokolwiek to znaczy, w ośrodku roi się od mutantów a i tak można powiedzieć, że mieliśmy dużo szczęścia. Gdyby nie ten krążownik zaproponowałbym, żeby zabrać te świństwa ze sobą na badania i stąd spadać – dźwięk omniklucza obwieścił ukończenie analizy - Ale nie mamy jak, dopóki Zbieracze nie odlecą, więc znajdźmy dokumentację. A z mojej strony, szczerze mówiąc mam w dupie czy Jedore maczała w tym palce, ja tu tylko czytam – Anthony dokończył idiotyzując atmosferę nieufności między asari a najemniczką, mimo że tak naprawdę podzielał poglądy Tori i wbił wzrok w interfejs omniklucza. Sygnatury energetyczne wskazywały na znaczne ilości pierwiastka zero, który zaczął degradować już jakiś czas temu – stąd uwalniana energia w postaci niebieskiego świecenia, która przy okazji była wykorzystywana jako źródło zasialania. Niekonwencjonalna metoda pozyskiwania prądu z piezo, ale wychodzi na to, że działała.
Poza tym omniklucz dostarczył mu informacji, których i bez skanu się domyślał, takich jak duża ilość implantów i modyfikacji genetycznych sięgających nawet podstawowych zmian w metabolizmie. Zdredukowano większość genów odpowiadających za syntezę składników krwi, procesy związane z płcią oraz procesy anaboliczne które nie są absolutnie niezbędne do podtrzymania tkanek przy jakiejkolwiek funkcjonalności. Zwiększona była natomiast ekspresja genów syntezy elementów troponiny, aktyny i miozyny, enzymów oddychania komórkowego, białkowych transporterów błonowych czy enzymów glikogenolizy i szlaku mleczanowego. Maksymalizacja siły fizycznej kosztem wszystkiego innego mająca drastyczny wpływ na resztę organizmu. Ciało po takich zmianach nie ma prawa działać – stąd implanty podtrzymujące to paskudztwo na nogach i zasilanie przewodami wypełnionymi pewnie czymś na skraju płynu syntetycznego i organicznego z hormonami, glikogenem, elektrolitami i bóg wie czym jeszcze. Ciemnej energii ani promieniowania radioaktywnego nie wykryto.
- Celujcie im w przewody zasilające albo kasujcie kończyny. Nie wydaje mi się, żeby strzał w głowę miał jakiekolwiek znaczenie tutaj, mózg tu raczej nie działa, wszystkim steruje komputer jak już. To nie są już ludzie, o ile kiedykolwiek nimi byli.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

21 maja 2023, o 19:45

[h3]Skuteczność leczenia[/h3]
40%
1 - Jedore 2 - Tori
0

[h3]Przeszukanie szafek[/h3]
A>33%>B>66%>C
1

[h3]Niespodzianka[/h3]
1 - Anthony 2 - Luna 3 - Eduardo 4 - Jedore
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

21 maja 2023, o 20:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Oględziny humanoidalnej istoty wypełnionej implantami, będącej cieniem tego, czym mogło być – prawdopodobnie człowiekiem – wypadły względnie dobrze Anthony'emu. Zimne zwłoki nie mogły im już niczego zrobić, więc po wizualnej części badania żadne z nich nie oponowało, gdy przeszedł on do tej empirycznej części. Przesuwając palcami po strukturze ujednoliconego ciała oraz kolejnych złączach, Whittaker coraz bardziej uświadamiał sobie, że jak galaktyka jest wielka, nie widział, ani nawet nie czytał o podobnym poziomie zaawansowania technologii. Oczywiście z etycznego i prawnego punktu widzenia takie badania są zakazane, ale nawet wśród plotek o szemranych eksperymentach naukowiec nie kojarzył takiej opcji, jak to tutaj. Nawet elementy mechaniczne i elektroniczne wydawały się być mu obce, chociaż w ciągu logicznym potrafił gdzieniegdzie poznać ich przeznaczenie. Jednak bez specjalistycznych narzędzi nie mógł wypatroszyć obiektów, no chyba że chciałby coś w efekcie uszkodzić. Skan Tori natomiast nie wykazał niczego specjalnego, czasami jednak świrując, gdy w wewnętrznej bazie danych nie spotykał pewnych procesów.
Jej nagły, oskarżycielski ton kucająca właśnie przy jednym z husków Jedore przyjęła z niemałym zaskoczeniem. Unosząc właśnie rękę paskudztwa, oblepioną jeszcze zaschniętą resztką krwi Tori, podniosła głowę i zmarszczyła brwi, przez krótką chwilę analizując, co ta właśnie do niej powiedziała. Na chwilę w jej oczach rozbłysła irytacja, a opancerzona dłoń zacisnęła się mocniej na nadgarstku huska, zanim wykonując głęboki oddech, oficerka Słońc wróciła do własnych oględzin. — Tłumaczył ci ktoś kiedyś działanie instynktu samozachowawczego? Na przykład, nie rzucanie oskarżeniami, ledwo przyjdą ci one do głowy? — Pytając, odłożyła łapsko i uchyliła usta trupa, zaglądając do środka i krzywiąc się.
Odpowiadając na twoje pytanie, nawet jakbym wiedziała, to jakie to ma kurwa znaczenie? Jeśli to jest stąd, wyniki w takim razie znamy — wskazała brodą na zmasakrowane ciało pod ścianą, wzdychając i ściągając na chwilę hełm, przecierając twarz i rozmasowując guza na czole. — Co nie znaczy, że to z marszu jest już do stracenia. Jeżeli faktycznie te bydlaki są efektem pracy placówki, to taka dokumentacja byłaby cholernie cenna i to nawet nie w próbach kopiowania, a z czystej, naukowej ciekawości. I nie myśl sobie, że tylko my mielibyśmy na to chrapkę. Cytadela, Hierarchia, Przymierze, Republika. Takie badanie byłyby cenne dla każdego rządu. No ale to i tak jest gdybanie. Nie wiemy nawet, czyj to jest twór, bo równie dobrze nasi przyjaciele mogli ich tutaj wysłać.
Kobieta wstała, otrzepując dłonie i zakładając ponownie hełm, przedtem tylko obdarzając Anthony'ego spojrzeniem lekkiego uznania na jego pragmatyczne podejście. Ona oraz jej podwładny przyjęli także do wiadomości zalecenia naukowca, zbierając się do pójścia dalej, wraz ze sprawdzeniem swoich parametrów oraz broni. Jedore odwróciła już do nich plecami, ale cała trójka zobaczyła, że Eduardo krótką chwilę wpatrywał się zamyślony w Tori, zachowując się od tej pory wobec niej ostrożniej.
Przejście z niewielkiego lobby na korytarz było spokojne. Kierując się do schodów, grupa mijała kolejne drzwi opatrzone kolejnymi numerami oraz czytnikami kart. Próbując którekolwiek z napotkanych po drodze, szybko odkryli, że najwidoczniej każda karta musiała mieć indywidualne uprawnienia – było to o tyle sensowne, że próbowali wchodzić do mieszkań. Było przy tym cicho i żadne odgłosy nie wychodziły zza drzwi.
Przejście przez parter także było względnie spokojne. Spotkali kilka innych ofiar, ale będąc względnie przyzwyczajonym do tego, nie robiło już to takiego wrażenia. Poza tym pierwsza zasłona tajemnicy została opuszczona i wiedzieli już, kto był prawdopodobnym sprawcą masakry. Mijali oprócz tego kolejne aneksy, do których zaglądając, widzieli kolejną kafeterię, znacznie większą, upstrzoną samoobsługowym sklepem z gotowymi daniami. Minęli także opuszczony pokój zabaw, zanim trafili na pierwszy gabinet lekarski. Otworzone kartą drzwi rozsunęły się, ukazując niewielki, internistyczny gabinet z biurkiem i zamkniętymi szafkami, do tego parawan, kozetka i parę podstawowych przyrządów medycznych. Szturmując siłą szafki, udało im się dotrzeć do leków przeciwbólowych, które zarówno Tori, jak i Jedore natychmiast połknęły. Oczywiście asari nie poczuła od razu efektów, głowa nadal ją bolała od uderzenia, ale miała też nieco inne priorytety na głowie. Jej pancerz był poszarpany od pazurów, medi-żele działały, a ona także mogła dzięki podstawowym przyrządom nieco siebie podreperować, podczas gdy oficerka Słońc przeszukiwała szafki w poszukiwaniu kolejnych żeli. Aby załatać dziury, Tori potrzebowała jednak albo stanowiska do naprawy, albo zużyć wszystkie omni-żele.
Skończywszy naprawy, grupa wyszła z gabinetu wzbogacona o 2 omni-żele, które zgarnęła dla siebie Jedore, jeżeli nikt inny nie chciał. Będąc na parterze, skierowała ich na zewnątrz, na wewnętrzne patio, gdzie widzieli przez szklany korytarz nieruchome sylwetki ludzi. Otwierając ostrożnie drzwi na zewnątrz, nie zobaczyli bezpośredniego zagrożenia, wyszli więc, rozglądając się wokół. Szybko zobaczyli pierwsze zastygłe ciała ludzi poubieranych raczej cywilnie. Część na klęczkach, z wyciągniętymi dłońmi, część leżała w dziwnych pozycjach bądź stała. Podchodząc jeszcze bliżej, zobaczyli, że u tych, którzy mają otwarte oczy... gałki się poruszają odrobinę, szczególnie na ich widok. Słychać także było ciche oddechy i przerażenie, a także paniczną nadzieję w bladym spojrzeniu tragicznych figur woskowych, między którymi chodzili. Nikt się nie odzywał, nie ruszał nawet palcem, ale każdy z tych ludzi żył. Skan medyczny wykazał śladowe ilości toksyny w ich organizmach, nieznanego pochodzenia. Szarpanie, potrząsanie, nic z tych rzeczy nie działała.
Zanim zdołali wykonać jakiś inny ruch, usłyszeli za sobą niebezpiecznie blisko... bzyczenie. Odwracając się niemal synchronicznie, najemnicy zobaczyli, jak paskudny, brązowawy owad leci ze strony jednego z parasoli, lądując prosto na hełmie Jedore, obsiadając jej twarz ku jej głośnemu zaskoczeniu i szukając spiczastym odwłokiem jakiejś szpary w jej pancerzu. Kobieta chwyciła robala gołymi dłońmi, próbując go z siebie ściągnąć, a Eduardo ruszył jej z pomocą, zanim zawahał się, spoglądając na wychodzące z cienia kolejne robaki.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

24 maja 2023, o 03:40

Luna jedynie przyglądała się, bardziej Anthony'emu dokonującemu oględzin tego czy innego trupa, czy też może pozostałości po eksperymencie ze zmarszczonymi brwiami i skomentowała to jedynie raz wymownym -Bleh -. Nie była naukowcem więc detale dotyczące tych szkaradziejstw ją nie interesowały. Jedyne co ją interesowało, to fakt, że są już martwe i nie stanowią dla nikogo z nich zagrożenia. A ponieważ właśnie tak na tą chwilę prezentowała się sytuacja, Luna była zadowolona. Na tyle zadowolona na ile można być pośród morza trupów. Jednak dla nich nie można było już nic zrobić, a ich niewielka grupa wciąż była żywa.
Czy to był najlepszy czas, żeby Tori wzniecała awantury nie mając nawet całkowitego obrazu sytuacji. Zdecydowanie nie, co najwyżej mogło się to przerazić w kolosalną i niepotrzebną stratę czasu, szczególnie, że mogło się okazać, że jednak nie wszystkie eksperymenty znajdujące się w placówce zostały wybite. Niemniej Jedore dobrze ucieła tą, niepotrzebną rozmowę. To, jakie były plany i zamiary przed przybyciem tutaj nie miało znaczenia. Choć naiwnością będzie sądzić, że ktokolwiek kto otrzyma dokumentacje z tego eksperymentu ją zniszczy. Jedni mogą jej użyć w obecnej formie, inni będą kontynuować badania aż do momentu uzyskania możliwości kontrolowania tych eksperymentów, ale nikt takich badań nie zniszczy. A szczerze mówiąc Luna wolałaby, żeby organizacja, do której ma nadzieję wstapić miała nad nią kontrolę. Ale cóż, kto wie co oni w ogóle znajdą i czy dostęp do takich damych będzie możliwy.
Dalszy marsz do punktu medycznego przebiegł bez zakłóceń. Dostęp do mieszkań nie był możliwy co było zrozumiałe. Kolejna większa kafeteria, plac zabaw i znalazły się w miejscu, którego szukali. Luna pomagała w szturmowaniu szafek, tak by zarówno Tori jaki Jedore mogły się połatać na tyle na ile to było możliwe w tych warunkach. Kiedy stąd wyszli trafili do miejsce gdzie ludzie zastygli w dziwnych pozycjach. Właściwie to była najbardziej zagadkowa część tego co tutaj się stało, jeszcze nie znaleźli sprawcy tego zajścia. Kiedy tak przyglądała się jednej z takich zastygłych postaci, zobaczyła... że gałka oczna się porusza. Zaskoczona odstąpiła kilka kroków do tyłu. -Joder! Oni chyba... żyją. Ci zastygli. Ich oczy się ruszają. powiedziała zaskoczona. Jej uwadze nie uszedł robal, który przyczepił się do Jedore, tak samo jak prawdopodobieństwo, że zaraz pojawi się większa grupa robali. Jak nie zombie-eskperymenty, to robale. Luna przygotowała swój pancerz, gotowa była też użyć spalenia na robala jeśli zajdzie taka potrzeba.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

24 maja 2023, o 22:23

Anthony powoli podszedł do kobiety, od której odskoczyła Luna przyglądając się uważnie.
- Fascynujące. Ich ciała są zastygłe w trakcie ruchu, w pozach, w których nie byliby w stanie utrzymać równowagi. Sparaliżowani ludzie zwykle leżą na ziemi, przewracają się, a nie stoją na jednej nodze – Anthony wskazał palcem na inną ofiarę i rzucił okiem na omni-klucz - Toksyna? – w jego głosie było słychać cień zaskoczenia - Na moje oko tutaj nie ma interakcji z funkcjonowaniem ich układu ruchowego czy nerwowego, bo by nie przeżyli nadmiernego pobudzenia koniecznego do utrzymania tak długo skurczu tężcowego. To raczej wygląda tak jakby, cokolwiek to jest, omijało układy organizmu, unieruchamiając ich przez zupełnie inny mechanizm działania. Może używa potencjału elektrycznego neuronów jako źródła energii dla ligandu bogatego w piezo generując małe pole efektu masy utrzymujące ich jak w zapauzowanej pantomimie, w pozornym bezruchu jak … – przerwał odwracając się w stronę nowego dźwięku.
- Cholera, nie podoba mi się to ani trochę, spadajmy stąd – rzucił do reszty zakładając na powrót rękawice bojowe, odwrócony półbokiem, gotów do ucieczki, niby czekając jeszcze na reakcję towarzyszy, ale wiedząc że to jest najlepsze wyjście. Owady, paraliż i toksyny to zbyt dużo wspólnych elementów układanki jak na zwykły zbieg okoliczności.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 418
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

25 maja 2023, o 22:57

Jej skaner w pewnym momencie zaczął się gubić i wariować od nadmiaru nietypowych informacji. Oprogramowanie, które wiernie jej służyło przy diagnostyce implantów jeszcze na Huercie zaczęło się gubić w domysłach i próbach przyporządkowania analizowanych schematów do posiadanej bazy danych, jednocześnie starając się odgadnąć przeznaczenie i funkcje nietypowych urządzeń oraz ich interakcje z materiałem biologicznym, którego z kolei według wyników było zdecydowanie zbyt mało, by móc utrzymać istoty przy życiu. Część organów była skrajnie zdegenerowana, część wręcz przeciwnie - niczym przekonstruowana na potrzeby tajemniczych naukowców maszyna, w której wykorzystano tylko te elementy, które spełniały założenia, a te, które były zbędne, których funkcja była zbyt słaba albo nie przydatna dla finalnego produktu, zostały zastąpione nawet nie implantami, ale substytutami mechaniczno-elektronicznymi. Jakby to, co widziała przed sobą było produktem linii montażowej - a jednak, sądząc po kodzie genetycznym, który mimo głęboko idących zmian i celowych mutacji wciąż podobny był do - odpowiednio - ludzkiego i asari, te biomechaniczne hybrydy musiały powstać początkowo w sposób naturalny. Co ciekawsze, kod genetyczny osobników był jednolity w obrębie jednego huska co pozwalało sądzić, że głębokiej modyfikacji poddano żywy egzemplarz, nie dokonując przeszczepów tkanek od innych przedstawicieli tej samej rasy. I choć część funkcji implantów była oczywista - mimo całkowicie obcej konstrukcji i nieznanej technologii która je stworzyła, udało się skatalogować całą listę wszczepów wraz z ich interakcjami z resztą “organizmu”. To była jednak jedynie niewielka lista w porównaniu z tymi, które zostały oznaczone jako “nieznane” i “niesklasyfikowane”.

Na komentarz Whittakera o chęci zabrania jednego z husków do badań podniosła na niego głowę i obdarzyła przeciągłym spojrzeniem lekko zmrużonych oczu, ale nie skomentowała. Tego się obawiała, właśnie to chciała wyrazić swoimi wcześniejszymi słowami. Ktokolwiek dostanie wyniki takich badań, czy rozpracuje technologię tutaj użytą będzie skuszony możliwościami jej wykorzystania. Na teorii się nie skończy, znajdą się naukowcy próbujący udoskonalić czy poprawić to i owo, kontrolować te twory jak syntetyki - a po obserwacji i odczuciu na własnej skórze skuteczności tych zombie w boju Tori była więcej niż pewna, że badania nie zostaną użyte w dobrej wierze. Jakikolwiek będzie ich efekt, ktoś prędzej czy później użyje ich efekty w walce, technologia zostanie odsprzedana lub wykradziona i rozprzestrzeni się po całej Galaktyce, zmieniając ją raz na zawsze. Wysłuchała spokojnie Jedore, a jej jedyną odpowiedzią było ciche westchnięcie. Widziała, że stoi na straconej pozycji, a dalsza dyskusja może tylko doprowadzić do pogłębienia konfliktu opartego na różnicy zdań - a może raczej przekonań. Najemniczka kierowała się własnymi przekonaniami, które nie musiały pokrywać się z jej własnymi, ale przynajmniej była z tym szczera - wykonywała rozkazy. Jej zdumienie wywołane pytaniem Tori wskazywało na szczęście raczej na fakt, że nie wiedziała, kto stał za stworzeniem tych ohydnych hybryd, a to Tori - przynajmniej na razie - wystarczyło. Nie sprawiło to jednak, że ufała przywódczyni ich grupy - była wręcz niemal przekonana, że aby zrealizować dane jej rozkazy i powierzoną misję, najemniczka bez wahania poświęciłaby Tori w momencie, gdy ta przestanie być przydatna. Eduardo wykonywał polecenia swojej szefowej bez mrugnięcia okiem, Lunie zależało na złapaniu pozytywnej oceny przydatności i pozytywnym zakończeniu tego “procesu rekrutacyjnego”. Nawet głównie milczący do tej pory Anthony okazał się mieć mentalność zbliżoną do pozostałych, co pozostawiało Tori samą na placu boju. Nie było sensu zatem prowokować pozostałych, bo sukces mogło zagwarantować jedynie wspólne działanie - przynajmniej na razie.

Przez chwilę w głowie Tori mignął obraz stojącej na płycie lądowiska korwety Kloto, którą mogła spróbować wykorzystać jako przerośniętą szalupę ratunkową w razie, gdyby sprawy nie potoczyły się po jej myśli, a konflikt interesów i napięcie wewnątrz grupy wyeskalowało i musiałaby szukać biletu powrotnego na własną rękę. Miała jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, a pozostali zrozumieją, że to, co właśnie tutaj zastali powinno być raczej ostrzeżeniem niż źródłem dodatkowych badań. Jeśli za tymi stworzeniami stało Kloto, Tori wolałaby raczej spalić tu wszystko do gołej ziemi niż pozwolić komukolwiek kontynuować badania.

Nie odzywając się więcej ruszyła wraz z pozostałymi, otoczona na powrót biotyczną barierą. Starała się nie robić zbyt wiele hałasu by nie ściągnąć im na głowy więcej podobnych maszkar, które mogły znajdować się w okolicy. Lustrując odnogi korytarzy czy sprawdzając dostęp do mijanych pomieszczeń trzymała się jednak na tyłach grupy - otrzymane obrażenia i wciąż odczuwalny ból głowy po wcześniejszym bliskim spotkaniu ze skałą sprawiały, że Tori nie czuła się w pełni sił ani w szczytowej formie, a wręcz obawiała się, że w kluczowym momencie mogłaby zawieść resztę i narazić ich na wykrycie lub atak przeciwników. Rezon odzyskała dopiero w ambulatorium, gdzie poczuła się prawie jak w domu. Znajome sprzęty i narzędzia, wystrój nie odbiegający niczym od tysięcy podobnych gabinetów w Galaktyce, znajoma woń chemikaliów i ulotny zapach leków sprawił, że asari uśmiechnęła się lekko.

Rajd po szafkach w poszukiwaniu potrzebnych zarówno jej jak i Jedore środków przeciwbólowych zakończył się sukcesem, przy okazji znaleźli kilka pakietów żelu, które bez żalu oddała najemniczce - w końcu to ona postawiła Tori na nogi w trakcie walki i zużywając własne zapasy, dlatego uzupełnienie ich było ze wszech miar wskazane. Poświęciła jednak chwilę czasu na doraźną naprawę swojego pancerza. Widząc jego stan zdawała sobie sprawę, że po powrocie na Cytadelę czeka ją wizyta w “Konstelacji” i zakup nowego, bo to, co miała przed sobą przedstawiało obecnie obraz nędzy i rozpaczy. Kolejne porcje omni-żelu szybko, ale starannie rozprowadzała na największych uszkodzeniach i dziurach w miejscach, gdzie ostre jak sztylety pazury husków przebiły ceramiczne płytki, próbując doprowadzić swój pancerz do względnej funkcjonalności. Nie była do końca zadowolona z efektu, ale na razie to musiało wystarczyć.

Dotarłszy na plac, na którym wciąż znajdowali się nieruchomi ludzie, odłączyła się od grupy, przyglądając się sylwetkom. Delikatny ruch gałek ocznych jednej z postaci dostrzegła w tym samym momencie, gdy usłyszała stwierdzenie Luny i w ruch ponownie poszedł skaner medyczny, gdy lekarka próbowała dociec, co spowodowało tak nienaturalne zachowanie zgromadzonych tutaj ludzi. Skan potwierdził obserwację - parametry życiowe były zachowane i mieściły się w normach, co prawda wykazywały podwyższony poziom hormonów stresu - adrenaliny, noradrenaliny i kortyzolu, ale było to oczywiste i zdecydowanie naturalne. Dlaczego zatem nie byli w stanie się ruszyć ani uciec czy gdzieś schować? Skinęła głową słysząc Anthony’ego i zmarszczyła brwi.

- Podobne do zastoju biotycznego, ale to nie jest biotyka... - odezwała się w odpowiedzi - To wygląda jakby byli zamknięci w jakimś polu zastoju, ale nie ma przecież w pobliżu żadnego generującego je urządzenia, jesteśmy na otwartej przestrzeni. To wszystko nie trzyma się kupy...

Ani to, ani dziwny robal, który nagle wylądował na hełmie Jedore, wyraźnie próbując ją użądlić. Był spory, nie przypominał niczego, co Tori do tej pory widziała i najwyraźniej nie był sam, bo z cienia zaczęły wychylać się kolejne podobne stworzenia. Przyskoczyła do najemniczki i chwyciła insekta od góry, starając się nie pozwolić, by ten użądlił Jedore ani - tym bardziej - ją samą. Co prawda obie miały na sobie pancerze, ale chwilę wcześniej inne stworzenia dość dotkliwie poraniły ją traktując ceramiczną powłokę jakby była z papieru, dlatego teraz wolała nie ryzykować, ale nie chciała zostawiać robala. Wolała go zabrać ze sobą i przyjrzeć mu się w środku by spróbować ocenić, czy te insekty mają coś wspólnego z zastaną tutaj sytuacją.

- Do budynku - rzuciła, rozglądając się wokół - Kto wie, czy to cholerstwo to nie koledzy naszych przyjaciół z pierwszego piętra. Może nie będą w stanie wejść do środka.

W jej drugiej dłoni pojawił się ponownie pistolet, ale nie celowała w zbliżające się do nich owady. Wymierzyła w ziemię, gotowa wystrzelić przed zbliżające się potencjalne zagrożenie kilka wygenerowanych polem efektu masy osobliwości, które powinny na krótki czas powstrzymać robactwo i kupić im czas potrzebny na wejście do środka.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

28 maja 2023, o 18:22

[h3]Powodzenie Tori[/h3]
10%
0

[h3]Nasłuchiwanie[/h3]
30%
1- Tori 2 - Anthony 3 - Luna
1
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

28 maja 2023, o 20:26

Zastygłe sylwetki były niczym żywe posągi widoczne czasami w turystycznych miejscach – nieruchomi, wymalowani, by przypominać martwy materiał, ale w rzeczywistości oddychający, mający swoje marzenia i myśli. Tak było tutaj, gdy skanowali i przyglądali się kolejnym osobom, których gałki oczne poruszały ledwo za nimi. Spoglądając dłużej, każdy z nich zauważał nieznaczne drgania mięśni, czy poruszenie nozdrzami, nawet szklane oczy wyrażające czyste przerażenie było znakiem, że to nie są rzeźby, tylko myślące istoty... które na ich widok pewnie odczuwają gamę emocji, od nadziei po przerażenie, bo tego, że byli ich świadomi, zdawał sobie chyba każdy sprawę.
Zarówno Eduardo, jak i Jedore przysłuchiwali się ich dywagacjom pobieżnie, z wiadomych przyczyn nie mając takiej samej wiedzy, jak dyskutujący naukowcy. Ich samych przypuszczenia musiały zaś zostać w tej sferze, bo cokolwiek to było, nie było wykrywane przez konwencjonalne skanery. Lepszym pomysłem byłoby tutaj dotarcie do samego źródła, ale nijak na razie żadne z nich nie wiedziało, co to spowodowało. Mieli także inne problemy na głowie – tej Jedore będąc szczegółowym.
Pierwsza doskoczyła Tori, która razem z Eduardo pomogła ściągnąć szarpiącego się robala z jej hełmu. Insekt ewidentnie próbował się przecisnąć przez grubą warstwę pancerza oficerki, próbując chyba ją ukąsić. Na szczęście najemnik towarzyszący asari chwycił mocnym uściskiem przeciwnika i rzucił nim o podłogę z impetem, podczas gdy Jedore strzeliła w niego. Mieli jednak problem z kolejnymi, takimi samymi insektami – dziesiątki z nich wyłaniały się z cienia, z wyrw i spod krzeseł, parasoli, bzycząc niemile, dosyć szybko kierując się w ich stronę. Z okrzykiem odwrotu cała ekipa prędko zaczęła zawracać – kilka sekund czasu kupił strzał Tori wywołujący osobliwość, skupiający przynajmniej część owadów w jednym miejscu.
Wracając do środka, Eduardo zatrzasnął drzwi, akurat w porę, by gromada insektów z impetem uderzyła o szkło, rozplaskując się na sekundę i wściekle próbując wedrzeć się do środka. Zza bezpiecznej szyby Anthony i Tori widzieli wyraźnie ich cienkie żądła podobne do tych os, na dodatek wyglądające na całkiem ostre i gotowe do zanurzenia się w ciele. Ku ich zgrozie, część z robali zaczęła rozlatywać się po całej ścianie, szukając osobnego wejścia. Kilka z nich zaczęło przeciskać się przez uchylone okno, wlatując do środka i ewidentnie polując na nich. — Spieprzajmy stąd na razie, wolę się nie dowiedzieć, co robi to żądło — zakomenderowała Jedore, kierując ich wszystkich w pierwszym lepszym kierunku, wzdłuż pasażu, aż do kolejnych schodów. Ciągle słyszeli za sobą nieznośne bzyczenie, raz się nasilające, raz oddalające. Dopiero na piętrze, wchodząc między rzędy mieszkań, oddaliło się to na tyle, by wszyscy mogli złapać oddech.
Jedore w podwyższonym stanie gotowości uruchomiła mapę, zerkając na to, gdzie byli i to, gdzie mają pójść. Zmarszczyła niezadowolona brwi. — Trzeba wyjść na zewnątrz, żeby dostać się do laboratoriów. Plus nie wiemy, czy któraś z tych kart zadziała, a jak nas zaczną znowu ganiać te insekty, włamywanie się do środka może zając za dużo czasu. Przejdźmy się na razie wzdłuż tych mieszkań, zobaczmy, czy któreś z nich nie jest otwarte i może tamta chmara o nas zapomni — rzuciła, kiwając głową na resztę i ruszyła do przodu.
Idąc do skrzyżowania, Anthony i Luna usłyszeli kolejną, niepokojącą rzecz – kroki dochodzące z ich strony. Ciche i lekkie, szczególnie dla Reyes przypominały one nieobute w nic ciężkiego stopy. Cokolwiek to było, skradało się, a gdy zatrzymała ona resztę i wyjrzała zza rogu, zobaczyła... człowieka. Młodą kobietę, która szła lekkim, niemal niesłyszalnym krokiem, rozglądając się czujnie na boki.
Widząc wystające zz winkla oczy, zatrzymała się gwałtownie i wciągnęła powietrze, robiąc zaskoczoną minę. Rozglądnęła się na za siebie i zanim ktokolwiek zareagowała, podbiegła między wszystkich, przystawiając palec do ust. Kobieta była młoda, prawdopodobnie w połowie lat dwudziestych. Miała roztargnione spojrzenie i równie potargane, rude włosy. Ubrana była w kitel z podwiązanymi ramionami i oddychała ciężej, prawdopodobnie mając za sobą cięższy wysiłek. Chwyciła ramię stojącego najbliżej Whittakera i zerknęła ponownie za róg, ledwo słyszalnym szeptem mówiąc: — Musimy się gdzieś schować, jak nie chcecie bliskiego spotkania z wyjcem. — Jakby na potwierdzenie ich słów, na krańcu korytarza pojawił się długi, zniekształcony i gibający się cień z za długimi rękoma. Poznali te kształty, a chociaż nie było jeszcze widać zjawy, zaraz się pojawi. Co było dalej – już wiedzieli.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

4 cze 2023, o 09:12

Luna nie przypominała sobie by kiedykolwiek widziała coś podobnego, choć świadkiem wyników kilku eksperymentów była, to na pewno nie była żadnym autorytetem. Wiedziała, że ona sama nie znajdzie rozwiązania jak uwolnić tych ludzi, niech zajmą się tym ci co mają jakąkolwiek wiedzę naukową. Nie chciała też przyglądać się "żywym pomnikom", pomyślała sobie, że takie bezcelowe wgapianie się w tych ludzi jedynie będzie u nich potęgować poczucie strachu.
Szybko jednak okazało się, że nie będzie im dane deliberować tutaj długo w spokoju. To by było za dużo szczęścia. Szybko pojawił się problem, a raczej chmara brzęczących problemów. Tak jakby te eksperymenty sprzed chwili nie wystarczyły jako problem dla tej placówki. Czy to jakiś drugi eksperyment, broń przyniesiona z zewnątrz, czy też urocza miejscowa fauna. Nie było czas się nad tym zastanawiać, nawet po tym jak Jedore i Tori uporały się z insektem.
-Nie zdziwiłabym się jakby te żądła wywoływany tą zamianę w żywą figurę woskową. rzuciła. W końcu ci ludzie tutaj byli, były też i owady. Wytłumaczenie dobre jak każde inne. Nie miała jednak zamiaru tego testować i ruszyła razem z Jedore i Edurardo i resztą, nie patrzyła gdzie biegną, było jej to obojętne byleby z dala od owadów no i nie zapędzić się w jakąś ślepą uliczkę bez wyjścia.
Skinęła głową słysząc Jedore. Wiedzieli już, że mieszkania są zamknięte, raczej nie liczyła na to, że któreś będzie otwarte, musiałoby dopisać im dużo szczęścia. Jednak w obecnej sytuacji pomysł lepsze niż długa droga do laboratoriów, gdzie nie jeden raz owady mogłyby ich złapać. Jakby tego było mało, Luna usłyszała kroki stawiane bosą stopą. Tak jakby nie mieli wystarczająco dużo komplikacji. -Ktoś tu się skrada. wyszeptała jedynie, a następnie ostrożnie wysunęła głowę zza winkla. Sama była nieźle zaskoczona, kiedy jej oczom ukazała się rudowłosa dziewczyna, która wyglądała po prostu normalnie jak na pracownika placówki naukowej przystało. Szczerze mówiąc Reyes nie spodziewała się spotkać tutaj nikogo żywego i nie przemienionego w figurę, było to więc duże zaskoczenie. Dziewczyna musiała mieć sporo szczęścia, pewnie więcej niż rozumu. Albo... tutaj w głowę Luny pojawiły się inne wytłumaczenia, czemu jest nietknięta, nieokrwawiona, jednak teraz nie było czasu na pytania. Tym bardziej, że cień kolejnego eksperymentu właśnie się pojawił. Tak, to by było za proste, żeby pozbyli się wszystkich od razu, placówka musiała oczywiście je produkować hurtowo. -Prowadź rzuciła jedynie do dziewczyny, wychodząc z założenia, że ona najlepiej zna rozkład tej placówki, w tym może jakieś przejścia i skróty, które pozwolą się im wydostać. Plus może mieć ze sobą kartę wejściową z większymi niż oni uprawnieniami dostępu.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 418
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

4 cze 2023, o 23:21

Gwałtowna ewakuacja przed rojącymi się nagle wokół nich insektami nie była spóźniona nawet o sekundę, a szklane drzwi zatrzasnęły się przed nachalnymi robalami dosłownie w ostatnim momencie. Czym były? Tori nigdy nie spotkała się dotychczas z podobnymi owadami, ich ilość nie wskazywała też na to, że były naturalnymi szkodnikami występującymi na Horyzoncie. Z drugiej strony mogli akurat trafić na jakiś wyrój jak u mrówek czy okresowy przemarsz tych owadów, które podobnie jak szarańcza migrowały za pożywieniem. Z tym, że te, przed którymi właśnie się schowali raczej nie koncentrowały się na kopulacji ani na poszukiwaniu pożywienia - celem ataku była zdecydowanie ich piątka. Jeszcze ciekawszy był fakt, że owady ignorowały zupełnie znieruchomiałych ludzi, a ciągnęły właśnie do najemników. Czy możliwe, że to właśnie ich użądlenia powodowały ten dziwny paraliż? Ale w jakim celu? Gdyby podobna sytuacja, nawet okresowo, pojawiała się na tej planecie, z pewnością jakieś informacje o niebezpiecznych insektach byłyby popularnie dostępne, a być może nawet istniałyby jakieś chemiczne czy biologiczne środki ochrony przed nimi, eliminujące ryzyko potencjalnych ofiar. Teraz, obserwując łażące po szkle drzwi i okien i szukające jakiejkolwiek szczeliny owady, Tori pożałowała, że osobnik, którego planowała zabrać ze sobą został rozsmarowany celnym strzałem Jedore, bo nawet pobieżne badania mogły powiedzieć o nim nieco więcej. Znów pojawiła się w jej głowie myśl o prowadzonych tutaj eksperymentach - ta teoria wciąż miała “ręce i nogi” tłumacząc nie tylko zmodyfikowane do granic rozpoznawalności huski i przerażającą niczym demon z największych koszmarów sennych asari, ale i same owady.

Słysząc polecenie Jedore przez chwilę stała bez ruchu, zaciskając zęby. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała trawiasty placyk i znajdujące się na nim znieruchomiałe postacie ludzi, myśląc intensywnie o tym, w jaki sposób mogła im pomóc. Każda próba wiązałaby się jednak z ponownym wyjściem na zewnątrz, ale jeśli jej teoria była słuszna, powrót na placyk mógł zakończyć się atakiem już nie jednego, ale dziesiątek, jeśli nie setek robali. Próba przekonywania pozostałych też zapewne wiele nie da - Tori była świadoma faktu, że jej własne priorytety nie były zgodne z priorytetami Jedore, a nie miała odpowiednio silnych argumentów, by ich przekonać do swoich racji. Z drugiej strony - unieruchomieni sami na razie nigdzie nie pójdą, a jeżeli uda się oczyścić ośrodek z jakichkolwiek pozostałych stworów, zawsze będą mogli wrócić. Nawet nie tak - będą musieli wrócić, żeby im pomóc. Jak na razie byli to jedyni pozostali przy życiu świadkowie, a jeżeli uda się ich wyprowadzić z tego dziwnego stanu, ich relacja mogła rzucić dużo światła na zastaną sytuację w ośrodku Kloto.

- Szlag... - mruknęła z bezsilnością wypuszczając głośno powietrze i obrzuciwszy sytuację na placu jeszcze jednym, przeciągłym spojrzeniem ruszyła za pozostałymi, przyspieszając kroku, by dołączyć do grupy. Nawigację po kompleksie zostawiła Jedore. Najemniczka studiowała mapę i prowadziła ich ponownie w głąb budynku, zaś na jej komentarz o konieczności wyjścia na zewnątrz, żeby dostać się do laboratoriów, Tori wzruszyła lekko ramionami - To tylko durne insekty i raczej nie planują jakiejś strategii. Gdy wyjdziemy na zewnątrz może nas na powrót wyczują, ale da nam to chwilę przewagi nad nimi. Ile czasu spędziliśmy na placyku zanim się pojawiły? Jakieś kilka minut, podczas których nie było po nich śladu. Jeśli dobrze zgramy czas i będziemy biec, powinno się udać. Pytanie jednak co będzie z drogą powrotną? Tu, między budynkami, możemy się przed nimi chować, ale jak wrócimy na dół, po tych skalnych schodach? Obawiam się, że później trzeba będzie wezwać “Gwiazdę” do nas.

Nadstawiła uszu na ostrzeżenie Luny i uniosła pistolet we wskazanym przez Meksykankę kierunku, posuwając się za nią ostrożnie, gotowa zaatakować, gdyby okazało się, że stoją twarzą w twarz z kolejnymi huskami czy innym zagrożeniem. Jednak istota, która po chwili wyprysnęła zza rogu i wbiegła pomiędzy nich nie była jedną z tych koszmarnych postaci - była to ludzka, młoda kobieta, wyraźnie przestraszona, której jakimś cudem udało się ukryć na tyle długo, by uniknąć losu podobnego jak dotychczas napotkani przez nich pracownicy. Tori otaksowała ją szybkim spojrzeniem, dostrzegając laboratoryjny fartuch i potargane włosy i drgnęła lekko słysząc jej słowa - a właściwie ostatnie słowo. Określenie “wyjec” mogło oznaczać podobną do spotkanej przez nich wcześniej abominację asari, która sama z siebie była trudnym przeciwnikiem, a którą udało się pokonać jedynie wspólnymi siłami. Jeśli jednak “wyjec” wezwie swoich kurduplastych kolegów, Tori wolałaby nie ryzykować ponownego, bezpośredniego spotkania z ich szponami.

- Może pani odblokować któreś z pobliskich drzwi do mieszkań? Bez hałasu i zbytniej zwłoki? Albo ty Luna? - odezwała się cicho, przy ostatnim pytaniu przenosząc spojrzenie na meksykankę - Albo czy jest tu jakiekolwiek miejsce, w którym możemy się tymczasowo schować? - wiedziała, że nie mieli wiele czasu, jeśli stwór dostrzeże ich samych albo usłyszy hałas wyważanych drzwi, pozostanie im tylko walka. Spojrzała znów w kierunku, z którego przybiegła kobieta i na podłodze dostrzegła niewyraźny jeszcze, ale powoli zbliżający się do wylotu ich korytarza cień o znajomym kształcie. Uniosła pistolet w tamtym kierunku, błękitne wyładowania biotyki na jej barierze zawirowały żywiej. Ucieczka albo ukrycie się były najbardziej sensownym rozwiązaniem, ale nie dawały gwarancji, że stwór nie podąży za nimi. Atak z kolei spowodowałby hałas, który mógłby zwabić kolejnych przeciwników, a tego woleli uniknąć. Z drugiej strony sama świadomość, że poczwara była kiedyś przedstawicielką jej własnej rasy burzyła krew w jej żyłach. Ponownie w jej głowie pojawiło się pytanie, co za podły i skrzywiony umysł wpadł na chory pomysł by przerobić asari w taki chodzący koszmar i wiedziała jedno - jeśli w tej potwornej istocie jarzyła się jeszcze choć drobna iskra duszy jednej z córek Thessii, z pewnością cierpiała niewysłowione katusze, a jeśli nie, jeśli istota jest już tylko bezmózgim zombie pragnącym tylko zabijać, tym bardziej pozostawienie jej przy życiu byłoby zbrodnią. Przez głowę przemknęła jej myśl, że gdyby to ona sama miała skończyć w taki sposób, swoją śmierć potraktowałaby jako błogosławieństwo i wybawienie.

- Jeśli nie ma gdzie się w pobliżu schować, lepiej szykujmy się by tego wyjca też załatwić - mruknęła przez zaciśnięte zęby gotowa do ataku, gdyby taka była decyzja pozostałych.

Jeśli dojdzie do walki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

5 cze 2023, o 11:26

Anthony odnośnie owadów nie przeskakiwał od razu do konkretnych wniosków. Miał zdecydowanie za mało danych. Możliwe było, że te owady były przyczyną unieruchomienia ofiar, możliwe też jednak było, że ten bezruch był źródłem czegoś zupełnie innego. Nie chciał bynajmniej dowiedzieć się na własnej skórze która z teorii jest prawdziwa, westchnął więc z ulgą gdy drzwi zamknęły się za nimi. Wtedy przemknęła mu przez głowę myśl, że może te owady nie są naturalnym elementem ekosystemu Horyzontu. Odważna teza, jednak Zbieracze są na tyle tajemniczą rasą, że niewykluczone jest ich powiązanie z wykorzystywaniem zmodyfikowanych organizmów. W takim przypadku składałoby się to nawet w całość: Zbieracze przylatują na Horyzont nie wiadomo w jakim celu, ale ułatwiają sobie jego osiągnięcie przez zneutralizowanie obszaru, do czego wykorzystują małe drony bądź owady. Wtedy faktycznie można byłoby się kierować ku roboczej hipotezie unieruchamiania mieszkańców przez te owady. Anthony był niemal pod wrażeniem zarówno swojej hipotezy, jak i pomysłowości Zbieraczy jeśli okazałaby się prawdziwa. Na razie jednak była to hipoteza robocza, a warunki nie sprzyjały jej sprawdzeniu. Zgadzał się pod tym względem z Jedore.
-Z jednej strony owszem – zwrócił się do Tori - to tylko owady, ale nierozsądnym byłoby je niedoceniać. Mogą teraz patrolować ten obszar, jak osy czy szerszenie. Nie ryzykowałbym na razie wychodzenia na zewnątrz, dopóki nie jest to konieczne. Rozejrzyjmy się najpierw po wnętrzu, może tutaj uda nam się znaleźć coś przydatnego.
Anthony znieruchomiał, nasłuchując zbliżających się kroków. Starał się ustalić do kogo mogłyby należeć, jednak – jak się okazało – nie musiał, bo rudowłosa kobieta podbiegła do niego i chwyciła go za ramię. Kobieta na pierwszy rzut oka wyglądała na kogoś, z kim mógłby przedyskutować kwestię owadów czy mutantów obecnych w placówce. Kogoś, kto wie więcej od nich na temat tego, z czym mają do czynienia przy jednocześnie przydatnej wiedzy biologicznej. W końcu jakieś odpowiedzi. Dobrze było widzieć w końcu kogoś żywego, zdolnego do ruchu. Może uda mu się zdobyć od tej kobiety więcej informacji - gdzie zmierzać, gdzie szukać danych i przede wszystkim - co tutaj się dzieje.
Na zadawanie pytań nie było jednak czasu, bo cień podobny do wcześniej spotkanej zmodyfikowanej asari wyłaniał się zza rogu. Tym razem aprobował podejście Tori i patrzył na nowo napotkaną towarzyszkę oczekując odpowiedzi. Nie miał zamiaru znów ryzykować rozszarpania – tym razem walka mogła się skończyć inaczej. Jest wiele rzeczy, które mogłyby pójść nie tak. Poza tym - nie ma potrzeby wisieć komuś kolejne piwo. Na wszelki wypadek włączył jednak kamuflaż taktyczny swojego pancerza jeszcze zanim doszło do kontaktu z potworem.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Kolonia ludzka”