Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kroganin podskoczył, lecz z wyraźnym opóźnieniem, jakby analizował jej słowa przez dłuższą chwilę i dopiero gdy ta upłynęła, zorientował się w ich sensie. Podszedł w miejsce, które wskazała mu ruchem podbródka i zaklął siarczyście, dostrzegając ciało, które wcześniej ominął. Wydawało się dość oczywiste teraz, lecz nie wzbudziło to w nim wstydu. Zamiast tego wściekł się, jakby Noxis umyślnie się przed nim schował.
-
Przed chwilą dychał jeszcze - mruknął, przyglądając się mężczyźnie. Skulił się nieco pod oceniającym wzrokiem kobiety. Blondynka miała jasne spojrzenie, które przypominało laser rentgenowski. -
Słowo daję.
-
Raczej nie umarł spontanicznie, Karn - odrzekła lekko. Jej zimny głos brzmiał melodyjnie, odbijając się echem od pustych ścian. Przestąpiła z nogi na nogę, nie śpiesząc się do wyjścia, nie sięgając po ukrytą broń. Wydawała się nieprzejęta tym faktem, lecz po jej spojrzeniu, Östberg dostrzegła, że kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół. Jej wzrok był drapieżny, gdy prześlizgiwał się po podłodze, ścianach i skrzyniach, za którymi chowała się morderczyni.
Karn ruszył w stronę skrzyni i ciała. Emilia być może spodziewała się, że poszuka jeszcze raz czegoś podejrzanego, lecz kroganin nachylił się i wyjął z ucha martwego długi kolczyk, który po tym założył sobie na palec, wyginając drucik, by zmieścił się na ten najmniejszy.
-
Zajmij się tym, o ile nie chcesz do niego dołączyć - syknęła Gemma. Nie gest kroganina, a samozadowolenie na jego twarzy wprawiło ją w irytację. Karn spoważniał i, z kolczykiem na palcu, chwycił za pokaźną strzelbę, którą trzymał przy sobie.
Nikt nie wezwał posiłków. Wbrew logice, wbrew protokołom, którym wydawała się przeczyć sama obecność potencjalnie bezbronnej kobiety. Gemma ruszyła do przodu, stąpając po nierównej powierzchni w wysokich obcasach z gracją, z jaką musiała się urodzić, jakiej nie dało się nabyć. Jej ruchy były płynne, jakby sunęła przez coś gęstszego niż powietrze, hipnotyzując równie intensywnie, jak w oparach klubowej atmosfery.
To za nią Östberg musiała wejść do środka. Blondynka podeszła do drzwi bez wahania, choć zachowała swoją czujność. Mimo wszystko, Widmo Östberg była jak cień. Jej kroki nie wydzielały żadnych dźwięków, a napięcie w jej klatce piersiowej nie pozwalało jej na wydanie z siebie żadnego dźwięku.
Pierwszym, co dostrzegła, był Kryik.
Turiańskie Widmo tkwiło trzymane na klęczkach, związane grubą, metalową liną. Jego dłonie i ramiona były skrępowane, uniemożliwiając mu poruszenie się. Błękitna krew pokrywała jego zakupiony dzień wcześniej sweter, a kaszmirowy szalik zniknął, nie docierając tak daleko w jego podróży. Twarz Deriusa była poraniona, sina i spuchnięta. Zaschnięty błękit przykrywał jej połowę, a pokiereszowane oko z trudem się otwierało. W jego oczach dostrzegła zmęczenie - takie, którego nie dało się naprawić ośmiogodzinnym snem, czy kieliszkiem whisky na uspokojenie nerwów.
Pomieszczenie było ciasne, wypchane po brzegi skrzyniami. Wnętrze zapewniało może trzy na dwa metry wolnej przestrzeni i przypominało ciasny schowek. Dwójka mężczyzn pilnująca więźnia zamarła, gdy drzwi się otworzyły. Emilia dostrzegła błękitną krew na ich knykciach.
z
-
Nieładnie wyglądasz, widmie Kryik - cmoknęła Gemma. W powietrzu rozbrzmiał stukot jej obcasów gdy podeszła bliżej. -
Ludzie przekazali mi, że nie za wiele chcesz im powiedzieć.
Mężczyźni spojrzeli na Karna, który wcisnął się do środka. Cztery osoby w tak ciasnym wnętrzu przypominały tłum i Östberg z trudem znalazła dla siebie miejsce w kącie, za Kryikiem. Mogła z niego wyraźnie widzieć Gemmę, która przystanęła przy klęczącym turianinie.
-
Opowiadam same ciekawe historie - wycharczał w odpowiedzi. W trudzie, w jakim mu to przyszło, wyczuła odległe echo jego charakterystycznego, ironicznego tonu, którym się posługiwał jeszcze dzień temu.
Kobieta kucnęła, nie zważając na obcasy, które miała na sobie. Zbliżyła swą twarz do niego, udając zainteresowanie. Jej dłoń, okraszona długim, czarnym paznokciem, uniosła się do turiańskiej twarzy i przesunęła po jej powierzchni, muskając zakrwawiony policzek w niemal czułym geście.
-
Na przykład?
Derius zadarł podbródek, odwzajemniając jej badawcze spojrzenie.
-
Na przykład, przychodzi baba z garbem do lekarza. A ten do niej - na chuj się pani tak skrada...?
Mężczyzna stojący obok warknął coś wściekle, poruszając niespokojnie przy tym, jakby chciał natychmiast odpłacić mu za igranie z nimi, ale Gemma uśmiechnęła się tylko lekko. Wyprostowała, znów stając na równych nogach. Jej wzrok przesunął się z jednego ochroniarza na drugiego i Emilia mogłaby przysiąc, że na moment, ułamek sekundy, zatrzymał się prosto na niej.
-
Noxis został zamordowany - westchnęła, zatrzymując spojrzenie na mężczyźnie o wściekłym spojrzeniu. -
Macie przeczesać teren.
Obydwoje natychmiast przytaknęli i, z wahaniem zerkając na Kryika, ruszyli do wyjścia, pozostawiając w pomieszczeniu Gemmę i Karna, wraz z wycieńczonym, rannym Deriusem i ciszą, która nastała po ich odejściu.
Blondynka milczała dłuższą chwilę. Przekrzywiła głowę, przyglądając się turianinowi, z tym samym, lekkim uśmiechem na ustach.
-
Skoro nie masz mi nic do powiedzenia, nie posiadasz dla mnie żadnej wartości, Deriusie - szepnęła, a kroganin wyprostował się, odrywając od ściany, o którą stał oparty.