Clarissa przytaknęła na znak, że
rozumie, ale jednocześnie nie miała odpowiedzi na to trudne zagadnienie przedstawione przez Fel. Miała jeszcze mniejszą świadomość tego, co do końca działo się na Korlusie i jak powiązana z Sojuszem była radna. Poznały się po tym wszystkim - po tym, gdy Anya zwolniła miejsce asystentki dla niej, znikając wraz z całą resztą załogi Fel. To, czego oczekiwał od niej teraz Sojusz, pozostawało jedną z tysiąca niewiadomych.
-
Skoordynuję działania z Przymierzem. Zrobimy to z ich pomocą - zgodziła się, rezygnując z możliwości wynajmowania najemników. Fundusze radnej pozwalały na zapewnienie sobie czyjejś lojalności, ale gdy w grę wchodziło SST o równie pokaźnych budżetach, nic nie było w pełni wiadome. -
I.L.R.C. jest mały, oraz wynajęty wyłącznie na potrzeby ośrodka i pani leczenia. Mogą nie zgodzić się na przyjęcie takiej ilości ludzi, jeśli choćby połowa załogi Venus przeżyła. Ale być może jest inne, równie dyskretne miejsce na Lunie.
Personel medyczny z ośrodka pracował na okrągło by utrzymać jej nietypowy stan w ryzach. Dobroć Shaw miała swoje granice i choć Fel posiadała tu prywatny, dyskretny azyl, to jego utrzymanie w bezpieczeństwie oznaczało wtajemniczanie w to minimalnej ilości osób. Przymierze miało jednak wiele innych możliwości, o których mogła porozmawiać z admiralicją w ramach odstępstwa.
-
Skorzystam z tej herbaty - zasugerowała, uśmiechając się lekko. Obie wiedziały, że czekało je mnóstwo pracy.
Informacje przekazane przez Paserę pobudzały do działania, ale szybko okazało się, że wpływy, pieniądze i status Radnej nie potrafiły przyśpieszyć tego, czego przyśpieszyć się nie dało. Wystosowanie prośby o podjęcie działań bojowych przez Przymierze zajęło cały dzień biurokratycznej mordęgi. Załoga Venus nie była częścią Przymierza, a, jak jeden generał kąśliwie zauważył gdy tkwiła z nim
na słuchawce, Przymierze nie było bandą cyngli, którą mogła wynająć na swoje usługi. Pomimo swojego statusu, pomimo zasług w Przymierzu, Iris napotykała kolejne ściany. Część osób odmawiała jej w sposób dyplomatyczny, w słowach innych chowała się agresja. W stanie galaktycznej wojny, wysłanie choćby jednego oddziału na terytorium Systemów Terminusa na życzenie Radnej, wydawało się znacznie bardziej niemożliwe, niż zaledwie kilka miesięcy temu.
Po całym dniu pociągania za sznurki i wyłudzania przysług, niespodziewanie przyszło do niej potwierdzenie. Admirał Konstantin Stovorei autoryzował posłanie jednej fregaty z oddziałem bojowym na pokładzie do wysłanych przez nią koordynatów. Tym samym przesłał jej swoje pozdrowienia, przeprosił za opóźnienie i wyznaczył nowy termin spotkania - za równo siedem dni, w jej ośrodku na Lunie.
Trzeci tydzień spędzony w I.L.R.C. obfitował w nowości jak i przestoje. Jej umiejętności w sali treningowej zdawały się rosnąć gwałtownie, skokowo. Tworzone przez nią portale były małe, niestabilne z początku, by z każdym dniem rosnąć i utrzymywać się nieco dłużej. Czasem nadal docierała do zdradzieckiego dna swojej mocy, która za wszelką cenę usiłowała wydostać się na zewnątrz, ale nie powtórzyła już incydentu z jej pierwszego treningu. Każdy dzień zaczynała od przebieżki w pancerzu, z której wracała do ośrodka na prysznic i śniadanie. Rundy badań były różne - czasem trwały wyłącznie godzinę, czasem zajmowały jej większość dnia. W drugiej połowie musiała dzielić czas na treningi i swoje obowiązki w zawodzie, których nadal miała mnóstwo i nikt nie oferował jej dni wolnych przez jej nieobecność na Cytadeli.
W kwestii jej zdrowia nastąpił impas. Nie pogarszało się, ani nie polepszało, co kadra medyczna w Ilercu jednoznacznie uznała za zwycięstwo. Chłód stał się jej towarzyszem, zaszyty tak głęboko w jej kościach, że żaden ze swetrów nie potrafił jej ogrzać. Nocne koszmary wypełniały jej noce, nie dając ani chwili wytchnienia. Widziała w nich Cicero, widziała kosmos i pustkę ponad chłodnym jeziorem, a każda pobudka wiązała się z dziwnym uczuciem, jakby nie tylko
widziała te miejsca, ale na chwilę się z nich
znalazła. Liczba leków, którą zażywała każdego dnia, ograniczyła się do połowy tego, co było wcześniej, ale nadal musiała pamiętać o twardych tabletkach, zażywanych codziennie rano i wieczorem. Z tego, co powiedział jej Ashford, wiedziała, że część z nich ograniczała również jej możliwości biotyczne, co działało na plus - łatwiej było jej nauczyć się panowania nad nimi gdy miała do czynienia z małym ogniskiem, a nie szalejącym pożarem.
Drugiego dnia wysłano fregatę SSV Rocquencourt w stronę Przekaźnika Masy. Statek potrzebował aż kilku dni na dotarcie na miejsce, wypełniając jej dni nerwowym oczekiwaniem. Trzeciego dnia dostała informację od swojej pilotki z podziękowaniami za zorganizowany dla niej nocleg, jak i obstawę. Pesara była bezpieczna w hotelu w Prezydium, a jej ochroniarze mieli na nią uważne oko - poinformowali Iris, że asari nie ruszyła się na razie z miejsca. Czwartego dnia zdjęto urządzenie monitorujące pracę jej serca i pozwolono jej na jedną filiżankę kawy dziennie, z umiarem. Piątego udało jej się stworzyć portal, przez który śmiało przeszedł Ashford - mógł pomieścić już człowieka i był aktywny całe sześć minut, nim utraciła koncentrację i rozmył się w powietrzu.
Kończył się szósty dzień. Miała świadomość tego, że Rocquencourt zgodnie z planem dotarł już na miejsce, ale nie miała żadnych informacji o powodzeniu ich operacji. Jutro w Ilercu miał pojawić się admirał Stovorei, którego będzie mogła zapytać o to bezpośrednio. Tymczasem, czekał ją jeszcze wieczorny wyjazd w teren.
Ashford nie powiedział jej, gdzie mają jechać gdy poprzedniego dnia ustalił z nią szczegóły spotkania. Zgodnie z jego prośbą, o dwudziestej siódmego dnia od telefonu Pesary stawiła się w garażu ubrana w ten sam pancerz, w którym każdego dnia wychodziła z nim na zewnątrz. Porucznik powitał ją uśmiechem, puszczając przodem do wnętrza garażu.
-
Mam nadzieję, że nie wyrywam radnej z jej wieczornych obowiązków - rzucił, pół żartem, pół serio, kierując ich do znajomego pojazdu. Doba w Prezydium była krótsza niż Ziemska, przyjęta w ośrodku, przez co wielokrotnie Fel musiała pracować nocną porą, zmuszona do dostosowania się do reszty Radnych. Dziś jednak zakończyła swoje sprawunki znacznie wcześniej, pozostawiając wolny wieczór na to, co zaplanował James - cokolwiek by to nie było. -
Panie przodem - dodał, zwyczajowo otwierając drzwi do pojazdu przed nią i zapraszając ją gestem do środka.
W pojeździe tkwiła tylko jedna, zamknięta skrzynka. Nic nie wskazywało więc na to, by jechali na jakąś operację, czy też przewozili gdzieś zasoby. Poza nimi, w środku nie było nic.
@Iris Fel