Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.
: 18 mar 2024, o 16:53
Tego typu obietnice nigdy nie miały prawdziwego pokrycia. Leżały w spektrum rzeczy, nad którymi nie miało się kontroli. Zabłąkany pocisk mógł trafić każdego w ogniu walki i nie zawsze zależało to od czyichś umiejętności, a zwykłego szczęścia. To, czy Ashford przeżyje nadchodzącą bitwę może już było przesądzone, ale żadne z nich nie miało tego świadomości.
Ale w tej obietnicy chowała się deklaracja. Chęć zrobienia tego, o czym mówiła w muzeum. Porzucenia zwykłej służby na rzecz przeniesienia się na Cytadelę, choćby na jakiś okres czasu. Dla chwili normalności, dla wzięcia tego specyficznego uczucia, które łączyło ich teraz i sprawdzenia co się za nim kryje. Nie nazywali głośno tego co wydarzyło się w muzeum. Nie wspomnieli o tym ani słowem i nie musieli. Mężczyzna również nie szukał w niej konkretnych etykiet, było zbyt wcześnie by określić, czy byli pokrewnymi duszami czy dwójką ludzi spragnioną bliskości w tym przygnębiającym, jałowym krajobrazie. Ale widziała, że nigdzie się nie spieszył - ani nigdzie nie wybierał. Jeśli Korlus faktycznie pozostanie jedynie niewyraźnym wspomnieniem, jeśli wróci cały i zdrowy i spotkają się na Cytadeli, sinusoida znów się odwróci. Znów otrzymają leniwy, długi odcinek czasu który będą mogli wykorzystać dla siebie.
- Trochę go nazbierałem - odrzucił rozbawiony, jakby to jego urlop byłby faktyczną przeszkodą przed wybraniem punktu na galaktycznej mapie i kupieniu biletów. - To radni dostają wolne? Na to idą pieniądze podatników?
Gdy odwzajemnił jej pocałunek, wyczuła jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Dłonie mężczyzny spoczęły na jej talii, trzymając ją blisko siebie pomimo tego, że przecież nigdzie się nie wybierała. Nie wiedział, czy to, co pomiędzy nimi było prowadziło do czegokolwiek - ale w tej chwili nie dbał o to. Nie dbał o nic innego gdy ich usta złączyły się w pocałunku, a czas znów zwolnił na krótką, ulotną chwilę.
- Napiszę ci gdy będzie po wszystkim - wyszeptał kolejną obietnicę w jej usta, pozostawiając na nich ostatni, krótki pocałunek. Musnął jej nos własnym, starając się uśmiechem rozgonić jej negatywne myśli i napięcie, którego nie była w stanie ukryć. - Prześpij się. Odpocznij. Jest już późno.
Był środek nocy, a mimo to, on musiał wyjechać do Couloir City, złapać prom do Vancouver i stawić się w bazie. Na jego miejsce z pewnością przybędzie ktoś inny, ktoś niepotrzebny na froncie, kto przejmie jego obowiązki szofera i ochroniarza I.L.R.C. W jednym.
- I nie przestawaj ćwiczyć - dodał, szturchając ją zaczepnie. - Inaczej kiedyś otworzysz pod sobą portal we śnie i wylecisz z lecącego statku kosmicznego.
Mrugnął do niej porozumiewawczo, nie informując przy tym, czy było to prawdziwe ryzyko, czy też zwykły żart.
Ale w tej obietnicy chowała się deklaracja. Chęć zrobienia tego, o czym mówiła w muzeum. Porzucenia zwykłej służby na rzecz przeniesienia się na Cytadelę, choćby na jakiś okres czasu. Dla chwili normalności, dla wzięcia tego specyficznego uczucia, które łączyło ich teraz i sprawdzenia co się za nim kryje. Nie nazywali głośno tego co wydarzyło się w muzeum. Nie wspomnieli o tym ani słowem i nie musieli. Mężczyzna również nie szukał w niej konkretnych etykiet, było zbyt wcześnie by określić, czy byli pokrewnymi duszami czy dwójką ludzi spragnioną bliskości w tym przygnębiającym, jałowym krajobrazie. Ale widziała, że nigdzie się nie spieszył - ani nigdzie nie wybierał. Jeśli Korlus faktycznie pozostanie jedynie niewyraźnym wspomnieniem, jeśli wróci cały i zdrowy i spotkają się na Cytadeli, sinusoida znów się odwróci. Znów otrzymają leniwy, długi odcinek czasu który będą mogli wykorzystać dla siebie.
- Trochę go nazbierałem - odrzucił rozbawiony, jakby to jego urlop byłby faktyczną przeszkodą przed wybraniem punktu na galaktycznej mapie i kupieniu biletów. - To radni dostają wolne? Na to idą pieniądze podatników?
Gdy odwzajemnił jej pocałunek, wyczuła jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Dłonie mężczyzny spoczęły na jej talii, trzymając ją blisko siebie pomimo tego, że przecież nigdzie się nie wybierała. Nie wiedział, czy to, co pomiędzy nimi było prowadziło do czegokolwiek - ale w tej chwili nie dbał o to. Nie dbał o nic innego gdy ich usta złączyły się w pocałunku, a czas znów zwolnił na krótką, ulotną chwilę.
- Napiszę ci gdy będzie po wszystkim - wyszeptał kolejną obietnicę w jej usta, pozostawiając na nich ostatni, krótki pocałunek. Musnął jej nos własnym, starając się uśmiechem rozgonić jej negatywne myśli i napięcie, którego nie była w stanie ukryć. - Prześpij się. Odpocznij. Jest już późno.
Był środek nocy, a mimo to, on musiał wyjechać do Couloir City, złapać prom do Vancouver i stawić się w bazie. Na jego miejsce z pewnością przybędzie ktoś inny, ktoś niepotrzebny na froncie, kto przejmie jego obowiązki szofera i ochroniarza I.L.R.C. W jednym.
- I nie przestawaj ćwiczyć - dodał, szturchając ją zaczepnie. - Inaczej kiedyś otworzysz pod sobą portal we śnie i wylecisz z lecącego statku kosmicznego.
Mrugnął do niej porozumiewawczo, nie informując przy tym, czy było to prawdziwe ryzyko, czy też zwykły żart.