Bycie Widmem z pewnością ułatwiało wiele aspektów życia. I mimo, że nie było to wolne od wad, to koniec końców, wychodziło się na plus. Nawet tak prozaiczna czynność jak odprawa, zdawała się być przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Bruce uniósł z niemałym zaskoczeniem brwi, gdyż to pierwszy raz od jego "przebudzenia" jak mógł podziwiać to na własne oczy.
- Całkiem nieźle. - Powiedział do siebie, po czym gdy odeszli parę kroków od strażników, zwrócił się do przyszłej małżonki.
- To dokąd Ci się tak śpieszyło? - Spytał, nie do końca potrafiąc rozszyfrować jej plany. Był jeszcze lekko zaspany i na razie zwalał winę tylko i wyłącznie na to.
W czasie podróży, coś jednak sprawiło, że dzień miał okazać się wcale nie taki spokojny, jakby chciał. To prawda, że Bruce spał dość długo, ale nie przypuszczał, by takie zachowanie na Cytadeli, głównym ośrodku cywilizacyjnym, było na porządku dziennym. Sam nie miał żadnych uprzedzeń rasowych, a to zakrawało o prawdziwe chuligaństwo. Co dziwniejsze, w wykonaniu SOC. Zerknął na Stark, by porozumieć się spojrzeniem. W ich przypadku to wystarczyło, by podjąć decyzję. Jeśli się zgodziła na interwencję, to przyśpieszył kroku, by spróbować zatrzymać, jak się zdawało na pierwszy rzut oka, tę prywatną egzekucję. Postanowił, że to on zabierze głos, gdyż tu pojawiał się pierwszy minus bycia Widmem. Razem z SOC nie pałali do siebie największą sympatią, więc chyba lepiej byłoby rozwiązać sprawę bez jej udziału. W razie gdyby nie wyszło, zawsze mogła wkroczyć do akcji jako ciężka artyleria.
Bruce ściągnął z ramienia karabin, jednakże nie miał zamiaru chociażby próbować do nich mierzyć. Zmysłów nie postradał, ale sytuacja wyglądała na poważną i dość nieszablonową. Wypadało się więc zabezpieczyć. Gdy tylko zbliżyli się na odległość głos, Bruce użył swojego donośnego głosu.
- Hej, panowie! Czy to nie drobna przesada? Ten mężczyzna nie jest chyba aż tak wielkim zagrożeniem dla dwójki rosłych wojowników, by robić z niego krwawą miazgę? - Bruce starał się, by jego ton nie wyrażał żadnego wyzwania, groźby czy też chęci naśmiewania się. Powstrzymał się też od porównania do krogan, których brutalność bardzo tu pasowała. Wolał nie wkraczać na wojenną ścieżkę, przynajmniej na razie. Chociaż nie zamierzał się też przymilać do gości, którzy w ten sposób traktowali... no właśnie, kogo? Liczył, ze uda się im czegoś dowiedzieć. Bo na razie traktowali go jak co najmniej zamachowca czy sabotażystę. Tak czy inaczej, każdemu należał się proces, a nie lincz. Jak zawsze w takich sytuacjach, napiął mięśnie, by w razie czegoś niespodziewanego, nie zostać ze spuszczonymi spodniami, a odpowiednio zareagować.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąKto chce się bawić? Jaaaaaaa!