Idealistyczne ruchy i wzniosłe czyny zawsze koncentrują się w postaci charyzmatycznego, psychopatycznego przywódcy, który ma siłę i wolę by popchnąć ludzi do działania. Aria jest silnym przywódcą, ale raczej nie zależy jej na wojnie, może nawet to wbrew jej woli i celom. Carlos nie interesował się tym zbytnio. Nie chciał się mieszać w takie konflikty, bo swoje już zabijał po jednej ze stron słusznego konfliktu. Blizny po Torfanie wciąż znaczą jego ciało i czasami dają znać w psychice.
Nie dołączył by do SST, porzucił przynależność do ziemi i nie chciał powiązać się z czymś innym. Nawet jeśli oficjalnie był obywatelem Cytadeli. Prawdę mówiąc, nie był tam od miesięcy, od ostatniej akcji na Omedze, kiedy nabawił się nowych blizn na twarzy, cały czas dryfując po drobnych robotach nie wymagających jakichś wybitnych talentów. Po Mindorze nie był też pewien czy ma gdzie wracać. Teraz do tego chyba przybił ostatni gwóźdź do trumny powrotu do Cytadeli.
Kiedy dowiedział się, że Jane, jego córka, przeniosła się na Omegę, zaczął szukać więcej pracy na stacji. Oczywiście, że nie była szczęśliwa widząc go, chociaż widząc nową bliznę skrzywiła się. A potem znowu go unikała albo traktowała jak kolejnego klienta baru. Więc Carlos się trzymał na dystans, nie ładując się w jej życie bez pozwolenia. Nie ważne ile razy zrobi coś lekkomyślnego w walce, w kontaktach z córką (byłą żoną też) spędzał bardzo czasu myśląc, planując i będąc ostrożnym. Był stary, sam i bał się, że będzie tak do końca życia. Nie podobało mu się, że Jane zadaje się z osobami o reputacji równie nieprzyjemniej co on. Miał na początku wrażenie, że ona jest na niego zła, przez to jest bardziej agresywna. Zajęło dobrych kilka tygodni zanim zrozumiał, że ona taka jest dla wszystkich. Agresywny charakter i szemrani znajomi, była taka jak on, co zasmuciło Carlosa. Kilka dni zupełnie unikał pojawiania się w jej okolicy, jakby brak jego obecności miał zmienić to co zepsuł... Brak jego obecności w jej życiu. Sporo pił i niewiele pracował. Minęło coś ponad tydzień, kiedy zdecydował się wytrzeźwieć i wreszcie iść do Jane, może się pożegnać czy coś. Nie był gotów zniknąć z jej życia, ale co innego mógł zrobić? Przecież i tak go tam nie było.
Rozmowa przebiegła zupełnie inaczej niż planował. ZUPEŁNIE. Zamiast zniknąć, wpakował się w wojnę po stronie SST, będzie ryzykował życie dla ideałów które nic dla niego nie znaczą, tylko po to by zyskać chociaż trochę uznania córki. Chyba Carlos był bardziej zdesperowany niż myślał. Znajomy Jane nie uderzał do niego z ideałami. Ideały są dobre dla gówniarzy, którzy jeszcze nie wiedzą jakim gównem jest wojna. Carlos oczywiście się zgodził. Nie miał obecnie zlecenia, oraz panicznie chciał zrobić coś dla córki.
Więcej SST i więcej Hybris. Wszędzie żołnierze, chociaż część wyglądała jak zbiry, część jak farmerzy ze stareńkim automatem i może reszta jakoś profesjonalnie. Na miejscu przyjrzał się zebranym. W oczy rzucał się ogromny potwór, większy od przeciętnego kroganina. Brown przez chwilę zastanawiał się co to za rasa, ale nie sądził by miał jakieś pojęcie. Nie interesowały go ploteczki o nowych rasach w galaktyce. Przez chwilę też zastanawiał się czy przypadkiem nie zna skądś Strikera. Nie miał pewności, ani o to aż tak bardzo nie dbał, więc dał sobie spokój z tym rozmyślaniem. Lepiej traktować każdą grupę jak obcych, nie trzeba zapamiętywać imion. Oparł się o jakąś ścianę i pozostawił gadanie innym. Zawiesił wzrok na przełożonej. Znowu kobieta. Nie to, że ma jakieś uprzedzenia, po prostu to już chyba trzecia większa misja w ciągu jakiegoś roku, kiedy dowodzi nim kobieta. Może do tej nie będzie strzelał.