Najmniejszy mięsień na twarzy Kapitan McMillan nie drgnął. Nie zamierzał się wykłócać, skoro Widmo Rady życzył sobie inaczej. Machnął na to ręką, uznał, że nie ma w tym najmniejszego celu, aby postawić za wszelką cenę na swoim. Skoro woleli przydzielić obcych ludzi do ewakuacji, zgoda. Jego ludzie zajmą się likwidacją zombie.
- Będziemy w kontakcie. Zlikwidujemy możliwie jak najwięcej obiektów zombie oraz zabezpieczymy kolonię, aby dać wam czas na ewakuację. Powodzenia.
Bez ckliwych pożegnań podzielił swoich ludzi na kilkuosobowe drużyny oraz każdej przyporządkował obiekty na terenie kolonii. Rozbiegali się, rozpoczynając cholerną walkę z czasem. Nim sam dopadł najbliższy pal, pozwolił sobie na rzucenie spojrzenia w stronę kolonii, którą zostawił już za swoimi plecami. Słońce leniwie chowało się za horyzontem, rzucając czerwone promienie na okolice. Musiał zasłonić oczy, gdyż światło dnia ustępującego nocy cholernie raziło po oczach.
Drużyna Lilian znalazła zespół naukowców doktor Johnson, którzy pakowali preparaty i wyciągnięte dane do toreb. Działali sprawnie, w milczeniu, podając sobie kolejne datapady oraz probówki. Wszystko spakowane i ułożone równiutko, następnie zabezpieczone, raz jeszcze sprawdzone, odłożone do kontenerów. Ich zdenerwowanie zdradzało się wyłącznie w drżeniu rąk, choć każdy starał się ukryć to, jak bardzo przejmuje się nagłą ewakuacją. Musieli rozejść się, aby ustąpić miejscu dwóm pojemnikom, które właśnie wciągano do namiotu. Cała drużyna usłyszała w słuchawce meldunek.
- Pierwsza grupa znajduje się już na pokładzie. Wystartują jak tylko pociski obronne utorują drogę. Druga grupa naukowców właśnie wpuszczana jest na kolejny prom. Trzeci poleci w mniejszym składzie, lecz z doktor Johnson oraz dwoma obiektami.
Panią doktor Lilian znalazła na tyłach namiotów. Szarpała zawzięcie zombie za rękę, chcąc uwolnić jego ciało, nawet w kawałkach. Prychała, wszak ręka nie zamierzała się tak łatwo odrywać od przeźroczystego ciała. Niezadowolona próbowała po raz kolejny, widząc jednak panią sierżant, pomachała do niej jedną ręką.
- Pomóż mi proszę moja droga. Musimy zabrać ze sobą chociaż jedno zombie do badania. Mogą być także jego kawałki, choć cenniejszym okazem będzie w całości.
Widmo w asyście wydelegowanych żołnierzy Norada w ekspresowym tempie znaleźli się na pokładzie jednego statku. Dołączyła się do nich szóstka ochotników z zaopatrzenia kolonii. Dwóch z nich było biotykami, lecz nie posiadali żadnego przeszkolenia wojskowego. Nie mniej chcieli pomóc. Zdezorientowani zbrojni nie zadawali wiele pytań, zadowolili się wyjaśnieniami, które usłyszeli już w drodze do wieżyczek strażniczych. Wylądowali na niewielkiej, zarośniętej płycie lotniskowej. Dziesięciu zbrojnych mniej więcej w tej samej chwili dobiegali właśnie do wieżyczek. Były to dwie, pionowe, wysokie wieżyczki, na szczycie których umieszczono działka przeciwlotnicze. Połączone podziemnym kompleksem były jedyną linią obrony, zdecydowanie staromodną, która została tutaj postawiona wiele lat temu. Żołnierze na widok Widma zasalutowali.
- Jestem Porucznik Grey. Dowódca marines. Oddajemy się pod Wasze rozkazy, sir.
Po ich wyposażeniu rozpoznał wśród dziesięciu zbrojnych snajpera, dwóch inżynierów oraz pięciu szturmowców z czego jedna o dziwo była Asari. W pewnym momencie omni-klucz komandora Cole odezwał się, nawiązując połączenie z Noradem.
- Halo? Halo!? SSV Norad... Odnieśliśmy ciężkie szkody. Ten promień jebnął tak, że myśleliśmy, iż przepołowił nas na pół. Połowa załogi jest w stanie krytycznym. Potrzebujemy pomocy. Powtarzam, potrzebujemy pomocy! Jeżeli ktokolwiek jest na tym kanale... Halo? Pieprzone zasilanie... Ha...
Nikt nic nie powiedział, żołnierze, którzy stali obok Wilsona popatrzyli w milczeniu po sobie, nieśmiało także jednym okiem obserwowali reakcję mężczyzny. Nie udało się nawiązać ponownego połączenia, uszkodzone systemu pozwalały tylko na nadawanie sygnału SOS.
Statek Zbieraczy wylądował.