21 cze 2014, o 18:49
Magazyn jak się mogło zdawać, był jak zawsze dobrze zaopatrzony. Pod tym względem Błękitne Słońca zawsze górowały. Dostarczanie zaopatrzenia było jak widać większym priorytetem niż zapewnienie większego kadru placówce. Fakt, przybyło tutaj sporo rekrutów, ale to nie wystarczy. Byle rekrut nie poradzi sobie, ani szybko nie zrozumie panujących tutaj norm i zasad. Tam gdzie Korlus był domem dla wszelkich łowców i testowania sprzętu na śmieciarzach, tak tutaj liczyła się taktyka, zorganizowanie i wszelaka partyzantka. Miał nadzieję, że Tarian zdaje sobie z tego sprawę. Oczywiście o ile rzeczywiście to on rządził tym cyrkiem. Gdy Will pobrał z magazynu to co potrzebował, ruszył do sali. Wziął począwszy po omni-żele i granaty, a nawet pochłaniacze do karabinu, broni krótkiej, a nawet strzelb. Miał co prawda przy sobie tylko jedną broń, ale czasem niektóre sytuacje wymagają improwizacji. Był istnym chodzącym arsenałem broni, gotowy siać spustoszenie tam gdzie potrzeba. Można by rzec, że typowe dla człowieka i temperamentu jakim był obecny tu błękitny. Był chodzącym dynamitem, gotowym wybuchnąć i nie dlatego, że szargały nim emocje od jakiegoś czasu, a dlatego, że został potraktowany jak nic nie znaczący pionek na szachownicy. W pewnym momencie marszu, zauważył stojącą przy drzwiach jednego pomieszczenia rudą dziewoję, która zwróciła się do niego po nazwisku. Przystanął więc i spojrzał na nią, lustrując poważnym spojrzeniem przez wizjery swojego hełmu. W przeciwieństwie do innych ludzi, pancerz Willa wyraźnie odstawał od reszty. Jak przystało na byłego wojskowego przymierza, poszycie zbroi posiadało liczne malowidła, a nawet listę zabójstw dokonanego przez tego żołnierza. Było widać, że nie był pierwszy lepszy najemnik, czy nawet rekrut za którego go uważała zapewne. Kiedy usłyszał pytanie, parsknął, nic nie odpowiadając. Ava mogła jeszcze zauważyć, bądź usłyszeć przed skierowaniem się do pomieszczenia, jak najemnik zdjął swój ciężki hełm, który wydał z siebie charakterystyczny dźwięk wypuszczanego powietrza. Podążył za najemniczką, pytając żartobliwie, a nawet ironicznie rzecz mówiąc - Doprawdy? Coś jeszcze ciekawego powiedział? - w momencie jak wypowiedział ostatnie zdanie, był już w środku. Zauważył Fenkę i tylko z lekkim uśmieszkiem twarzy, kiwnął jej głową na przywitanie. Jednak nic ponadto. Zresztą, on również widział chłodną i poważną postawę Tocco, która wyraźnie mówiła, że uczucie i emocje odstawiła na bok. To była bardzo dobra postawa. Trzymając hełm pod swoim ramieniem, szedł dalej za Saterline, aż podeszli do projekcji mapy przedstawionej na ścianie. Słysząc jej następne pytanie, wyszczerzył brwi do góry, nie ukrywając zdziwienia. W sumie spodziewał się takiej sytuacji, że to wszystko spadnie na głowę Willa. On miał się wszystkim zająć, zorganizować, a nawet zapewnić sukces operacji. Gdyby nie wypaliła, to właśnie jego ponieśli by do odpowiedzialności. Bardzo cwane zagranie ze strony Blue - Ciekawe. Tarian nie przydzielił ci żadnych ludzi do tego zadania? Jak przypuszczam, on teraz tutaj rządzi? - spytał, wyjmując tym samym z kieszeni swojej kamizelki taktycznej papieros z opakowania, oraz zapalniczkę. Zapalił szybkim ruchem i zaciągnął się, wydmuchując na bok. Musiał skierować emocje w bardziej przystępny sposób. Grunt to panować nad nerwami, lecz to było naprawdę ciężkie tym razem. Jak kiedyś pracował i wykonywał rozkazy dla błękitnych bez piuknięcia, tak teraz czuł się wykorzystywany przez nich na tyle ile się dało - Zorganizowałem kilka osób, gdyż jak mówił Blue, on się resztą zajmie - zaciągnął się znów papierosem, po czym lustrował chłodnym spojrzeniem Saterline. Nie zamierzał jej mówić dokładnie jaka konwersacja odbyła się między nim, a kapelusznikiem. Mogla zresztą odnieść wrażenie, że Will traktował ją również co z dystansem, jak ona niego. Nie pochwalał tego, ale jak widać każdy tu czuł się nieswojo i wręcz przymuszony do tego zadania. Właśnie w tym samym momencie, wkroczyła Nache i Kent. Tak jak jej błękitny się spodziewał, tak nie przypuszczał spotkać się tu drella. Obrzucił ich krótkim spojrzeniem, trzymając papieros w ustach. W momencie jak spojrzenia jego i Palmiry się spotkały, zmrużył nieco oczy, ale zaraz po tym, zlustrował Derieta, jak ten się przedstawił. Zdziwił się, słysząc jak pierwsze co zrobił, to przywitał się właśnie stopniem. Jaszczur nie próżnował, wykonywał jak widać dalej swoją robotę bez żadnego piuknięcia. Przy odrobinie szczęścia, można to wykorzystać. Spojrzał na Ave, odpowiadając - Zatem jest nas piątka. Powinno wystarczyć do wyczyszczenia brudów z ulic naszego dystryktu - rzucił szluga na podłogę, depcząc go ciężkim butem. Na siłę wcisnął do drużyny Derieta. Tym samym nawet nie czekając na jego zdanie, kontynuował - Nie ma co już się rozwodzić nad brakami ludzi. Skupmy się na tym co jest i co mamy zrobić. Wtajemnicz sierżanta i nas w sytuację jaka tu zapanowała - spytał, krzyżując ręce na piersi i oczekując odpowiedzi i czynów ze strony Avy. Nawet o dziwo nie podkreślił rangę Derieta, a miał ochotę. Powstrzymał się w jakiś sposób. Uznał, że dalej będzie trzymał nerwy na wodzy.