"Gunman" (Ner'Haras):
Piekło. W wielu wierzeniach i podaniach galaktyki miejsce to przedstawiano jako mroczne, wypełnione ogniem jaskinie, gdzie makabrycznie wykrzywione kreatury zadają zgromadzonym nieszczęśnikom niekończące się męki. Ale to wszystko musiało być stekiem bzdur. Prawdziwe piekło rozgrywało się za życia, a znajdowało na niewielkiej turiańskiej kolonii, w hangarze najemniczej bazy.
- Nie ma mowy! - nawet korzystając z komunikatorów Kyuss musiał przekrzykiwać zamęt wokół.
- To samobójstwo! - pociski z ciężkiego karabinu maszynowego zamocowanego pod Mantisem znów zatańczyły na powierzchni kontenera, za którym krył się dowódca oddziału.
- Jak cały ten cholerny atak! - stwierdził Sęp. Wystawił lufę swojego Phaestona ponad krawędź osłony i posłał w kierunku najemników serię, zupełnie na ślepo.
- Pewnie! Ale nie wystawimy pleców jak skończeni debile, żeby nam je podziurawili! Argh! - wiadomość od Widma dotarła do nich, lecz przez turian została przemilczana. O odwrocie nie było tu mowy. Sytuacja robiła się beznadziejna. Każdy ruch miał tak znikomą szansę powodzenia, że zaczęło do nich docierać, iż jedyne o czym mogą zadecydować, to sposób w jaki zginą. Z jednej strony czekała ich banda uzbrojonych terrorystów i ich robotów. Z drugiej śmiercionośna maszyna, która jedną serią mogła przemielić ich ciała, nie pozostawiając wiele do pochówku. Z obu stron pociski grały na powierzchni beczek, skrzyń i pojemników, które jako jedyne dzieliły oddział od śmierci. Ale to, aż przeciwnicy podejdą dość blisko, by kąsać ich z flanki, wbijając ostatni gwóźdź do ich trumny, było tylko kwestią czasu.
Niespodziewanie w pomieszczeniu zgasło światło. Hangar wypełniły ciemności, rozświetlane tylko przez jarzące się punkty na obudowach mechów i nieliczne omnipanele na wyposażeniu żołnierzy, oraz łunę odległego pożaru, wciąż trawiącego okoliczny las. Sytuacja zbiła większość walczących z tropu - niektóre karabiny zamilkły, inne zaczęły wypluwać z siebie szaleńcze serie, licząc, że sięgną jakiegoś celu. Cień śmigłowca tańczył na powierzchni podłogi, niczym rzucany przez drapieżnego ptaka, czyhającego na swą ofiarę, gotowego w każdej chwili po nią zanurkować. Po kilku sekundach oświetlenie wróciło równie nagle, co zniknęło. Było jednak inne. Czerwone lampy alarmowe, które towarzyszyły walce do tej pory, pozostały nieaktywne. Natomiast nieliczne panele, które do tej pory były złotożółte, teraz wypełniły się zielenią.
Usłyszeli, jak potężne silniki zostają wprawione w ruch. Ich warkot nie przebiłby się może przez odgłosy walki, gdyby nie to, że te właściwie zanikły - mało kto był w stanie zorientować się w zaistniałej sytuacji. Grupa uderzeniowa po chwili przekonała się co oznacza ten dźwięk. Dwie gigantyczne stalowe płyty wynurzyły się z lewej i prawej ściany, by po zaledwie kilku sekundach spotkać się na środku. Ostatnim widokiem za szparą między nimi był kokpit Mantisa, wiszącego tuż za hangarem. Wrota zostały zamknięte.
Gdyby to nie wystarczyło, by wydobyć z piersi jednego ze szturmujących bazę głębokie tchnienie ulgi, równie ciekawy okazał się widok z drugiej strony hali. Bojowe drony zgasły, upadając na podłogę i wypuszczając spomiędzy metalowych palców swe pistolety. Nieliczni pozostali przy życiu najemnicy byli wyraźnie zaszokowani sytuacją. Panika była w ich zachowaniu zauważalna, ale mieli w sobie dość musztry, by nie przełamać szyku. Zamiast tego, cała linia, pod ogniem zaporowy, zaczęła wycofywać się w kierunku wyjścia z hangaru.
Iris, Mist i Saiph:
Woda skapywała z masywnego stalaktytu obok konstrukcji windy. Co parę sekund odgłos kropli wpadającej do niewielkiej kałuży rozbrzmiewał echem wewnątrz jaskini. Stworzenia wiszące pod sufitem poruszały się, nieco chaotycznie, jakby nerwowo. Nie odrywały się jednak od skalnego sklepienia, zdając się być zupełnie niezainteresowanymi tym, co działo się pod nimi.
Terminal drzwi do kabiny był zabezpieczony i próbował stawiać opór. Saiph nie był może zawodowym hackerem, ale jak większość salarian miał smykałkę do omni-klucza. Po wypróbowaniu kilkunastu oklepanych komend, udało mu się włamać do systemu. Nie otworzył jednak windy natychmiast. Zamiast tego chciał sprawdzić ewentualne połączenia panelu z resztą sieci, oraz spróbować włamać się także do systemu bezpieczeństwa. Był to jednak ślepy trop. Okazało się, że jest to najzwyklejszy w świecie zamek do drzwi, choć zabezpieczony tak, by - teoretycznie - osoby postronne nie miały możliwości z niego skorzystać. W praktyce - właśnie to robiły. Kamery i inne systemy bezpieczeństwa pozostały natomiast poza zasięgiem porucznika. System jego omni-narzędzia w ogóle nie zgłaszał ich obecności. Choć mogły zostać starannie zamaskowane, biorąc pod uwagę łatwość, z jaką włamał się do windy, należało się spodziewać, że po prostu nie zostały zainstalowane w pobliżu.
Te kilka chwil postoju pozwoliły im wszystkim złapać nieco wytchnienia. Widmo zaopatrzyło się dzięki swej przekąsce w nieco wysokoenergetycznych związków, Radna uspokoiła oddech. Gdy jednak wnętrze platformy stanęło otworem, nie mogli pozwolić sobie na dalszą zwłokę. Weszli do sporego, towarowego podnośnika. Szyb musiał być w istocie swego rodzaju kanałem serwisowym. Właściwie można się było spodziewać, że nawet tajny ośrodek badawczy musi mieć coś takiego - drogę ewentualnej ucieczki dla najważniejszego personelu, o której wielu pracowników nawet nie wie. Vanessa stanęła na upatrzonej pozycji, gotowa w każdej chwili otoczyć wszystkich biotyczną barierą. W razie czego Iris prawdopodobnie zareagowałaby na niebezpieczeństwo podobnie. Któreś z nich nacisnęło jedyny przycisk znajdujący się na panelu wewnątrz i winda ruszyła.
Przemierzywszy kilkanaście metrów, nagle się zatrzymała. Wewnątrz zgasło światło. Ciemność natychmiast rozgoniła charakterystyczna szara poświata biotyki rudowłosej kobiety. Choć sytuacja mogła przysporzyć palpitacji serca, atak którego mogli się spodziewać nie nastąpił. Po paru sekundach oświetlenie ponownie się włączyło, a winda ruszyła w dalszą drogę ku górze. Nastąpiła w niej tylko jedna zmiana. Panel sterowania, do tej pory żółty, teraz przybrał zieloną barwę. Spędziwszy w klaustrofobicznym pomieszczeniu niemal minutę, w końcu dotarli na górę. Drzwi otworzyły się, ukazując ich oczom pusty, czysty korytarz. Mieli przez niego widok na przestrzał. Między windą a nim było jeszcze niewielkie, ciemne pomieszczenie, pełne szafek z rozmaitym sprzętem, oraz sprzętem wolno stojącym, śmieciami i szpargałami. Prawdopodobnie mogło być opatrzone plakietką "kanciapa" lub "pierdolnik".
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 1.12.2012 godz. 20:00
Kolejka: Dowolna
Wybaczcie, jeśli jakość postu oraz zwrotu fabularnego nie powaliła na kolana. Mam nadzieję, że nie popełniłem skoku przez rekina. ;)