Jenkins czekał aż wszyscy znajdą się w promie. Najpierw w środku znalazła się Nadia. Usiadła w fotelu pilota a przed nią prezentował się bajeczny kokpit z taką ilością bajerów, że większość stereotypowych pilotów zapewne znajdowałaby się na granicy ekstazy. Salarianom trzeba było przyznać, że budowali maszynę skomplikowane ale ogólnie niezawodne. Przez chwilę testowała drążek, zauważając, że chodził gładko. Zapewne prom będzie wyjątkowo czuły więc musiała uważać, aby przy mocniejszym skręcie nie zrobić z ekipy worków na ziemniaki. Uruchomiła silniki a prom wzniósł się jakieś pół metra nad ziemię. Silnik chodził cicho, szumiał ledwie słyszalnie, czysto, beż żadnych oznak możliwej awarii.
Maszyna nagle się zatrzęsła, kiedy do środka wskoczył rosły kroganin. Morgh rozejrzał się po wnętrzu, bulgocząc coś pod nosem i po chwili zajmując miejsca na tyłach promu. Mimo ich starał się schylać, łuskowaty łeb kilkukrotnie uderzył w sufit pojazdu, zostawiając na nim lekkie rysy. Zaraz potem do pojazdu zgrabnie wskoczyli bliźniacy. Jeden z nich zatrzymał wzrok na zarysowanym stropie i pokręcił głową.
-
Oby nie kasowali nas za rysy na nowych maszynkach. W ogóle, cudo, chętnie bym zerknął co ta bestia ma w środku. – Nathaniel popukał palcem w metalową ścianę, nim sam rozsiadł się ze dwa metry od kroganina. Wyraźnie miał dość rozsądku, bo wielkolud od początku patrzył na niego jak na potencjalny obiekt do przetestowania szarży. Theodore, poczekał przy wejściu, pomagając szarmancko wejść wszystkim kobietom do środka. Chwyt dłoni, o ile przyjęły pomóc, pociągnięcie i wskazanie jednego z miejsc z szerokim uśmiechem. Kiedy akurat do środka wskakiwała Verna, dodatkowo okręcił ją wokół jej własnej osi, niczym w tańcu, uśmiechając się szeroko. Jenkins skwitował to tylko krótkim komentarzem.
-
Żołnierzu, posadź łaskawie swój tyłek na ławce. Nie przyjechałeś tutaj na podryw i wolałbym, aby nic nie rozpraszało uwagi mojego mechanika.
-
Jenkins, kiedy wepchnęli Ci ten kij w dupę? W czasie awansu na kaprala czy miałeś go tam już wcześniej? – Zripostował go jeden z bliźniaków, na co nawet kroganin zarechotał krótko. Joshua zmrużył oczy i coś w jego spojrzeniu chyba sprawiło, że bliźniacy postanowili się opanować i nagle oboje podziwiali sufit. Vic usadziła się jakoś przypadkiem między jednym z bliźniaków i kroganinem. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że była teraz jedynym co dzieliło wściekłego jaszczura od źródła jego frustracji. Sheila usiadła najbliżej kokpitu pilota, gdzie swobodnie mogła przyglądać się widoczkom przez całkiem szeroki wizjer a także zaawansowanej technologii salarianskiej w postaci takiej ilości przełączników i guziczków niewiadomego działania, że aż mogła rozboleć do tego głowa. Dobrze, że nie ona została oddelegowana jako pilot, bo mogłaby mieć lekkie problemy z właściwym lotem. Na przeciwko niej siedziała ta badaczka asari oraz salarianin, który jako jedyny podchodził do otoczenia masyzny dość neutralnie. No tak, pewnie latał podobnymi maszynami, jako, że to byłą konstrukcja jego ludzi.
-
Chciałbym uprzedzić aby nie pić wody z jeziora i nie próbować tych dużych owoców, które widziałem gdzieniegdzie na ziemi. Ich skłąd spowodowałby ciężkie zatrucie i śmierć w męczarniach w wyniku krwotoku wewnętrznego. – Rzucił ciekawostką, nim ponownie zamilkł z wzrokiem wbitym w odczyty na omni-kluczu.
W międzyczasie Dalia stała sobie nad jeziorem, przyglądając się swojemu odbiciu z fascynacją. Trzeba było przyznać że wianuszek prezentował się całkiem nieźle, nie licząc faktu, że maska a’la asari niszczyła uroczy efekt, sprawiając, ze wyglądała nieco jak android, który wymarzył sobie, że będzie piękny, ale nie wyszło. W pewnym momencie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-
Profesor Antonov, wszyscy czekają już tylko na Panią. Jeśli skończyła się pani podziwiać, to proszę udać się do promu. – Za nią stał ten młody dowódca. Widziała uniesione brwi za wizjerem jego hełmu. Kiedy obróciła się, okazało się, że faktycznie, wszyscy już znajdują się w środku. Wszyscy zerkali już tylko na nią. Ale przecież miała te cholerne dziesięć minut! Po wejściu do maszyny, jako ostatni wskoczył kapral Jenkins, siadając pod drzwiami promu. Maszyna byłą teoretycznie przeznaczona dla piętnastu osób ale obecność kroganina sprawiała, że i tak było im dość ciasno. Dowódca zastukał w ścianę.
-
Dobra, Bando, ruszaj. Koordynaty masz wgrane. – I maszyną szarpnęło. Kilkukrotnie zakołysała się na bok, ruszając raz do przodu,raz do tyłu. W pewnym momencie o mały włos nie zrobiła obrotu dookoła osi. Jenkins, jako jedyny nieusadzony przyrżnął głową w metal. Zasyczał zniecierpliwiony, zmiął w ustach przekleństwo i dał Nadii czas by przyzwyczaiła się do czułości maszyny. Dwie minuty później już zgrabnie lecieli do wyznaczonego celu.
Widoczki za ‘oknem’ nie zmieniały się specjalnie. Przy pewnej prędkości obraz purpury zlewał się momentami w jedno, ale im dalej lecieli, tym krzewy stawały się gęstsze i wyższe., gdzieniegdzie pojawiały się już niewielkie kępki drzew. Kiedy Sheila i Vic zatrzymały wzrok na jednym z ładniejszych drzew, które sprawiało wrażenie oplecionego setkami delikatnych wici, pokrytych kwiatami, miały wrażenie, jakby te się poruszyły. Zaraz jednak minęli ten widoczek. Jakieś dwadzieścia minut zajęło im dolecenie do miejsca docelowego. Drzwi promu otworzyły się a im ukazała się niewielka polanka na skraju nietypowego lasu. Sama polana pokryta była trawą o nietypowym niebieskawym odcieniu, przerywana gdzieniegdzie dziki kwiatami o pięknych, rozłożystych płatkach. Jakieś dwieście metrów od nich, znajdował się dość gęsty las wypełniony bladym, fioletowawym światłem. Trudno było wyjaśnić to zjawisko, bo światło nie powinno tam docierać przez gęsto posplatane gałęzie wysokicg drzew. Jenkins przyglądał się okolicy uważnie. Las znajdował się na północ, z zachodu, wschodu i południa otoczeni byli przez rozciągające się równiny.
-
Dobra, bliźniacy, bieżcie się do rozkładania namiotów. Ja i dwie osoby rozejrzymy się po okolicy, czy nie ma tu jakiegoś bardziej osłoniętego miejsca do budowania obozu. Ktoś chętny? – Zaproponował, oglądając się na towarzystwo w promie. Nathaniel i Theodore wyskoczyli od razu, z specjalnej kieszeni sporawego promu wyciągając sprzęt i materiały. Teraz już było jasne, czemu przestrzeń pasażerska była tak niewielka. Prom służył głównie do przewozu sprzętu.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąKolejność: Obojętna. Czas macie do 20.09, godzina 19.00