Cokolwiek zawierał tajemniczy datapad, trup najwyraźniej nie chciał się z nim rozstać. Dopiero silne szarpnięcie spowodowało, że uwolnił go ze swojego uścisku, nadłamując przy okazji kawałek i tak już zniszczonej matrycy. Nacisnąwszy przycisk wybudzający, oczom Hawk okazał się rząd przypadkowych znaków świadczący o znacznym uszczerbku jego systemu. Wśród długiej listy rozmów tekstowych jedna, najnowsza wydawała się być we względnie zrozumiałym stanie. Przynajmniej na tyle, że niektóre słowa były NAWET czytelne.
- Beatrice Reynolds: Osoby, ^$%^#%**^%*&(((^ należy niezwłocznie przenieść do pomieszcz$$#@ n$%^6e… Nie możemy sobie pozwolić na zbyt duże straty cywilne. Strzelajcie tylko do wyją$^%* kłopotliwych je%#@$%$... System ca$%^#$$#^$^ br%&^!%&* przed wirusami, liczymy, że #%$$#^&*(#$% ^%#$^%$#
Coleman Ja%^$^^#$&* Sytuacja się skomplikowała. Ktoś $&%^%@%@ pró^^^*&^(% $^%#@#%... Zabijają bez %#@#$#@ &&%#$%... Potrzebne nam wsparcie, #^$%^@ Cerberus chc%^%$^ ocalić jakąkolwiek jedn$&^@@$@$& NATYCHMIAST!
Bea$%^$ &&*^nolds: Wsparcie w drodze. Zad&%^&^%#$ to, by oca@%ło co najmn#%$%@# !@#00 LUDZI. Iluzja nie za to tyle wam p#$%%^& $#$!@$ie $!@raz ulegli byle śm^#$%@&^
Cole^#$$$ Jackson: $!##@$@#$&$byt dużo, nie d#$@y rady dłu@#$$ #$^@@@$^$%$%&* $^%@#&& TO JAK$@#$%^ $%^^PRZONE POJEBY######################################
Jakkolwiek to brzmiało: Jackson skończył swój żywot w dość nędzny, ale za to bardzo spektakularny sposób. Komunikacja z Wraithem, jak też z prywatnymi komunikatorami była dosłownie martwa i taka wciąż pozostawała. Ciche uderzenie, zupełnie jakby coś spadło z pewnej wysokości na podłogę, doszło z korytarza na wprost, do którego prowadził także ślad z krwi, i jakim zdecydowali się podążyć, oświetlając sobie drogę dość nikłym jak na przepastne tunele Dżakarty światłem. Co jak co, ale pomimo mozaiki z krwi, flaków, włosów i odciętych członków zdobiącej podłogę, statek faktycznie wydawał się bogatym miejscem i nie próbował tego ukrywać. Jego wnętrze było zupełnie inne od tych, które spotykało się w jednostkach służbowych; silnie przywodziło na myśl Ziemię i jej ludzką kulturę. Drewniane, proste panele urzekały z boków - ścian - i dołu - podłóg. Co kilka minut natrafiało się na bogate, skórzane fotele na korytarzu, które dosunięte były do małych stolików kawowych, a nad nimi usytuowane były nowoczesne w wyrazie kinkiety, które jednak próżno próbować włączyć.
Ślad, jakim podążali z kroku na krok wydawał się coraz wątlejszy, aż w końcu zniknął, by dosłownie kilka stąpnięć dalej ustąpić miejsca wielkiej, bordowej plamie wypływającej zza zamkniętych drzwi. Ktoś o dobrym słuchu, nasłuchując u progu drzwi ledwo mógł usłyszeć wolny, zachrypnięty i niezwykle ciężki oddech dobiegający zza nich. Przygotowawszy się wcześniej, postanowili jednym, porządnym kopnięciem wyważyć dzielącą ich płytę.
Krwawa łaźnia. Tak najprościej i chyba najbardziej obrazowo można ująć to, co tam zastali. Przerywane, co chwilę urywane w dopełniającym obrazu bzyczeniu przewodów oświetlenie pokoju ukazywało to, czego raczej nikt nie chciałby zobaczyć. Znów powrócił ten mlaszczący odgłos - krwi na podłodze było tyle, że samych paneli w ogóle nie było widać. Kilka ciał - najprawdopodobniej cztery, choć przez rozczłonkowanie trudno było ostatecznie stwierdzić - leżało, mieli wrażenie, że dosłownie po trochu w każdym kącie tego małego pomieszczenia. Jedno z nich siedziało na krześle odsuniętym nieco od czteroosobowego, prostokątnego stołu, również pozbawione nóg - choć bardziej ucięte niż oderwane i to w okolicy mniej więcej połowy uda, a z rozszarpanych kawałków nogawek bezwolnie sączył się na ziemię czerwony płyn ustrojowy. Jego głowa, choć twarz z grubsza nietknięta prócz wielkich, karminowych plam, pozostawała odchylona do tyłu, a w jej lewym oczodole tkwiła - zdaje się - ucięta w ostry trójkąt i wbita, plastikowa karta identyfikacyjna. Co dziwne, coraz wolniejszy, ciężki oddech wydobywał się z ust tego, wydawało się na pierwszy rzut oka, niby martwego mężczyzny. Otwarte, przekrwione oko sugerowało, że oddychał już automatycznie, niewiele w ogóle wiedząc o tym, co dzieje się wokół i raczej jakiekolwiek próby porozumienia się z nim spełzłyby na niczym; był podobnego stanu jak więdnąca roślina. Dopiero teraz zorientowali się, że jedna ze ścian pokoju usiana jest najróżniejszego rodzaju terminalami i konsolami WI. Jeden z nich wydawał się być aktywny, ale już z daleka można było ujrzeć, że dostęp do niego wymaga hasła bądź przyłożenia identyfikatora do czytnika.
Hasłem nie dysponowali...