~ Revax ~
W miarę posuwania się ciaśniejszym, niż zwykle korytarzem, odgłosy walki stopniowo nawiedzały uszy turianina coraz mniej, aż w końcu zanikły ustępując względnej ciszy; zapewne znaczyło to, że oddalił się od grupy na dość znaczną odległość przez te kilka minut. Co jakiś czas można było usłyszeć głośniejszy wystrzał, ale mężczyzna nie przykładał do tego zbytniej uwagi. Teraz liczyło się tylko odblokowanie tych cholernych drzwi i zgarnięcie wszystkiego, co mogłoby wydawać się wartościowe. Jak najszybciej, bo tlen w tej chwili był na wagę złota.
Minąwszy kilka par wejść do innych, bliżej nieznanych pomieszczeń, w końcu natknął się na uszkodzone, rozwarte fizycznie automatyczne drzwi do pokoju, którego oznaczenie widniało zaraz obok na szklanej tablicy informacyjnej:
[206] Główne Biuro Ochrony, Klejnot Dżakarty
Fakt rozwartego wejścia w sumie cieszył, jak też mógł niepokoić. Mimo tego, turianin postanowił nadać ruchom szybkości i jednym ślizgiem pokonać ostatni kawałek odległości dzielący go od celu. Wyglądało na to, że w żadnym z bocznych korytarzy odchodzących od drzwi nic się nie czaiło, więc wszedł pospiesznie do środka. Jeden, wielki bałagan jaki zastał na miejscu był nie do ogarnięcia na szybko. Sterty walających się po podłodze terminali, krzeseł, datapadów, połamany stół, odłamki rozbitego szkła; było naprawdę trudno cokolwiek tutaj znaleźć. Na całe szczęście, za systemy zarządzania drzwiami odpowiadał jeden, duży, stojący terminal, wyglądający na z grubsza nienaruszony.
Komputer wyświetlał kilka ważnych informacji, które swój priorytet wyrażały poprzez miganie – m.in. o uszkodzonych filtrach powietrza i jego stale ubywającej ilości. Niestety, gdy Revax tylko do niego podszedł i nacisnął jeden z holograficznych klawiszy, ten natychmiast odmówił współpracy:
Nieautoryzowany użytkownik. Odmowa dostępu.
Turianin wywnioskował, że w system musiała zostać wprowadzona dość poważna infekcja, która blokuje dostęp w sieci, jaką połączone są wszystkie kluczowe terminale. Mógłby na pewno szybko złamać szyfr, gdyby posiadał podstawę kodowania, jakiś wzór, na jakim wirus został oparty. Śmierdziało robotą Cerberusa, a przecież nie mają czasu by szukać ludzi z nimi współpracujących!
Jak na złość, w tym samym momencie, gdy mężczyzna obmyślał jak wedrzeć się do systemu i zniszczyć blokadę, ponad jego głową świsnęło kilka wystrzelonych w jego kierunku naboi pistoletowych. Kilkoro niedobitków Hekatomby nadal wałęsało się po korytarzach. Odruchowo skrył się za połamanym stołem leżącym na podłodze. Wyjrzawszy nieznacznie, zauważył co najmniej trzech kultystów ściśniętych w ciasnym korytarzu. Znów świst, pocisk odbił się rykoszetem od stołu kilka centymetrów od jego oka.
~ Hawk, Boom i Scorpion ~
Z minuty na minutę sytuacja robiła się coraz bardziej nieciekawa. Zostało ich póki co tylko trzech na polu bitwy. Trzech na trzy wielkie, potężne monstra.
Pocisk rzezi posłany w głowę jednego z wrogów, skutecznie odwrócił ich uwagę od turianina, a dodatkowo sprawił, że jeden z monstrów zaskakująco szybko padł. Niestety, teraz skupili się oni na kobiecie. Nagle, zdawałoby się, że zupełnie znikąd, przed nią wyrósł jeden z szaleńców, traktując ją silnymi ciosami z pięści wzbogaconymi biotyką. Dostała trzy razy z prawego sierpowego, gdy tracąc równowagę i niefortunnie wypuszczając karabin z ręki, opadła z hukiem na pobliską ścianę, nabijając sobie przy tym pewnego guza na prawym ramieniu. Fanatyk nie planował kończyć; natychmiast ruszył ku niej żarząc się niebieską poświatą i przygotowując się na solidnego kopa z rozmachu.
Boom w tym samym czasie, kończąc osłonę kolegi, przeładował i zdjął następnego żołnierza. Ból w ramieniu nie dawał za wygraną, jego nakłute przed momentem mięśnie poczęły odmawiać współpracy. Karabin nagle stał się bardzo ciężki, zbyt ciężki by podtrzymywać go lewą ręką.
Znów ten dudniący, metaliczny dźwięk odchodzący od jednej ze ścian. Kolejny zamach olbrzyma z łańcuchem; zdołał dosięgnąć tym razem Scorpiona. Na szczęście (istnieje w ogóle w takiej sytuacji jakiekolwiek „szczęście”?) nie końcówką, a samymi ogniwami, toteż przez chwilę oddział dostał piękny pokaz fruwającego po pomieszczeniu drella. Żebra po jakich dostał, bolały jak przysłowiowy skurwysyn – mogło to znaczyć, że coś niedobrego się z nimi stało prócz zwykłego obicia. Mimo tego, wylądował w dość komfortowym dla siebie miejscu, bo na stosie ułożonym z kilku martwych ciał pasażerów, całkiem blisko schodów prowadzących na otwarte piętro. Co więcej, wrogowie przez chwilę zdawali się nie zwracać na niego uwagi.
W pomieszczeniu, jak i zapewne całym statku rozległ się niepokojący alarm. Mogli się domyśleć, że Revax dotarł już do biura ochrony i zajmuje się zabezpieczeniami.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 25 listopada br.
Zostały wam tutaj do pokonania dwa olbrzymy i jeden żołnierz, oczywiście nie licząc Revaksa. Jednocześnie chcę nadmienić: nie ignorujcie ważnych punktów taktycznych. Schody mogliście wykorzystać już dawno temu. Olbrzymy są powolne, długo zajęłoby im wchodzenie nań. Zyskalibyście trochę czasu dla siebie i pewnie nie byłoby tyle obrażeń.