Walcząc z ogarniającym go obrzydzeniem i odruchami, Peter zbliżył się do upiornej konstrukcji. Aby nie zrzucić całego cennego zapasu "żywności" vorcha, musiał ostrożnie - kontrolując głównie przełyk, gotowy w każdej chwili pokazać mu ostatni z jego posiłków - przenieść blachę, na której złożono mięso. Gdy opuścił ją na skrzynię leżącą obok, ze szczytu stosu stoczyła się batariańska głowa, która wylądowała mężczyźnie na bucie. Trzy z czterech oczodołów było puste, a zamglone spojrzenie samotnego oka spoczęło na bliżej niezidentyfikowanym punkcie sufitu. King poczuł jak robi mu się słabo, a nogi miękną od tego obrzydliwego widoku.
Po odsłonięciu poszukiwanego ładunku, na jaw wyszła niepokojąca prawda - wbrew oczekiwaniom, pod blatem czekały tylko cztery skrzynie z pięciu, jakie mieli stąd podjąć. Nawet kolejne oględziny upapranego krwią pomieszczenia magazynowego nie pozwoliły zlokalizować zaginionego pojemnika. O ile przewrotnie nie włożono jej do innego, większego kontenera, paczka musiała zostać przez kogoś zabrana. Pytanie o to, czy nie była to sprawka nowych mieszkańców poziomu cisnęło się może na usta, ale czy nie było zbyt niebezpieczne, by je zadać?
Peter postanowił sprawdzić jak kłopotliwe skrzynie mogą być w transporcie. Gdy złapał za jedną z nich okazało się, że ładunek jest stosunkowo lekki - zdecydowanie zbyt lekki, by w środku spodziewać się metali lub jakiegoś płynu. O wiele prawdopodobniejsze wydawały się jakieś pyły, mieszanki, materiały kompozytowe, elektronika bądź inny sprzęt. Kolejną dobrą wiadomością był fakt, że najmniejsze ściany każdego pojemnika opatrzono uchwytem. Na wyposażeniu znajdował się także wysokiej klasy zamek cyfrowy, który z jednej strony wykluczał przetrzebienie zawartości przez vorcha, z drugiej uniemożliwiał najemnikom sprawdzenie z czym dokładnie paradować będą po Omedze. Chcąc uniknąć skrajnej paradności poruszania się z zakrwawionymi zbiornikami pod pachą, mogli owinąć je w strzępy ubrudzonej - ale nie we krwi - płachty, leżącej przed progiem.