Statner przyglądał się Charlesowi, gdy ten mówił. Nadal nie pokazywał po sobie żadnych emocji. Pewnie nie słyszał niczego, o czym by nie wiedział, ale nie zamierzał mu przerywać. Nie wydawał się jednak za bardzo przerażony, bo to jednak on w tym momencie miał więcej haków na Strikera, niż tamten na niego. Co by nie mówić, podał mu tylko swoje nazwisko, które dodatkowo nie musiało być prawdziwe, choć pewnie było. Wiedział też, jak nazywa się jego sekretarka, asystentka, czy jakkolwiek nazwać kobietę, która pisała do niego w święta. Nie mogło się to równać ze znajomością całego życia Charlesa, jaką jednak posiadał Ben.
Odezwał się dopiero w momencie, gdy usłyszał, jakie stawia mu się żądania. Uśmiechnął się nawet znów.
- Jestem w stanie spełnić trzy z czterech pańskich życzeń.
Zaciągnął się papierosem, dopiero drugi raz. Tak jakby momentami zapominał o tym, że trzyma go w dłoni. Stuknął nim o popielniczkę, tym razem zostawiając duży odłamek popiołu gdzieś pomiędzy niedopałkami. Potem odchrząknął i napił się wody.
- Stała stawka i koniec szczegółowego obserwowania pańskiego życia doskonale złączy się w całość. Chętnie przeznaczę kredyty, które dotąd przeznaczałem na opłacenie informatora, na pańskie wynagrodzenie. Myślę, że nawet dla mnie będzie to bardziej opłacalne. Oferuję więc zatem dziesięć tysięcy za misję. Uśredniając, w zależności od subiektywnej trudności. W życie prywatne również nie będziemy ingerować, dopóki nasza współpraca będzie iść zgodnie z planem. Ostatnie żądanie jest jednak nie do spełnienia - pokręcił powoli głową, pochylając się lekko w stronę Charlesa, a w jego spojrzeniu po raz pierwszy pojawił się cień irytacji. - Nie będę nikogo wysyłał na misje samobójcze, bo zbyt dużo mnie to kosztuje. Nie będę wysyłał w celach, które są nie do osiągnięcia. Ale zamierzam stworzyć grupę, która będzie funkcjonować jak dobrze naoliwiona maszyna. To nie pan decyduje o tym, co ma sens, a co nie. Ja jestem ręką, a wy jesteście narzędziem, które ma działać tak, jak należy. Ja daję wytyczne, pan się do nich stosuje, w zamian za dziesięć tysięcy na rękę i zostawienie w spokoju pańskiego życia prywatnego. Po kilku dniach dla mnie będzie mógł pan wracać do swojej pięknej kobiety, sławnej siostry, czy gdzie tam sobie pan życzy, do momentu, w którym ktoś odezwie się do pana ponownie. Z mojej strony to tyle.
Oparł się ponownie wygodnie, krzywiąc się z jakiegoś powodu i gasząc papierosa, którego wypalił zaledwie do połowy.