Wyświetl wiadomość pozafabularną
Zostawiając za sobą zapyziałą dziurę, którą Mudd zwykł nazywać swoim małym królestwem, Gedeon skierował się do doków. Przygotowania nie zajęły mu długo, oczekiwanie na pojawienie się "sponsora" już tak. Minęła grubo ponad godzina, nim volus przytaszczył swoje walcowate jestestwo na górne poziomy. O dziwo nie pojawił się sam. W skład jego orszaku wchodziła dwójka ochroniarzy, których dostrzegł jako pierwszych - Wufei Chang i Corax. Bez dwóch zdań dwójka najbardziej niezrównoważonych najemników jakich widziała Omega. Azjatę powszechnie nazywało się Mnichem. Idealnie wygolona głowa, od stóp po ramiona pokryty tatuażami z chińskimi smokami, lubił ogień, a może po prostu zapach palonego mięsa? Trudno było ocenić sądząc po tym jak zazwyczaj przebiegały jego zlecenia. Miał też fiksację na punkcie broni białej, choć nie tak wielką jak jego turiański towarzysz. Corax po prostu lubił dźgać, ciąć, podrzynać gardła i inne tym podobne aktywności wymagające użycia poczciwej brzytwy. Jeśli naprawdę kogoś nie lubiłeś, dzwoniłeś właśnie do niego. Nieszczęśnik kończył z dobrą setką chirurgicznych nacięć i nigdy nie umierał wcześniej niż przed zadaniem ostatniego z nich. Przy całej swojej wiedzy i ekspertyzie mógł równie dobrze zostać wysoko postawionym agentem hierarchii, ale niestety na drodze stanęły mu liczne problemy natury psychologicznej. Wystarczy wspomnieć, że w przeszłości zdarzyło mu się oskórować pewną nieszczęsną asari, tylko po to by następnie powiesić ją używając jej własnej skóry przed jednym z barów w dystrykcie Kima.
Gedeon miał mieszane uczucia. Nie wiedział co strzeliło im do łbów żeby współpracować z Muddem, ale nie ulegało wątpliwości, że na pewno nie wynajmowałby ich tylko dla ochrony. Jego uwagę szybko odwróciła jednak ruchoma platforma, która podążała w ślad za trójką. Leżało na niej coś, co Sulh rozpoznał od razu. Urządzenie zwane Batariańskim Jeżem nie było częstym widokiem i na pewno sprzętem, które zdobyć łatwo. Zadziwiająco prosta konstrukcja. To w zasadzie kapsuła ratunkowa do której jakiś szaleniec przyspawał silniki manewrowe oraz cztery potężne ramiona zakończone sporej wielkości wiertłami. Mechanizm był prosty, zespół abordażowy wchodził na pokład i był wystrzeliwany w kierunku celu. Kiedy docierał na miejsce Jeż przytwierdzał się do poszycia okrętu i wykorzystując dodatkowe ostrza w centralnej części, wycinał sobie drogę na pokład. Problem polegał na tym, że gównem za cholerę nie dało się sterować. Będąc w środku stawałeś się więc bajecznie łatwym celem dla systemów obronnych. W tym wypadku sprzęt mógł jednak okazać się istnym błogosławieństwem. Platforma którą miał zaatakować była otoczona przez gęsty pas meteorytów, który utworzył się na skutek rozłupywania większych ciał niebieskich podczas prac wydobywczych. Przy odrobinie szczęścia istniała więc szansa na przedarcie się pozostając jednocześnie niezauważonym. Przy oszczędnym korzystaniu z napędu, gospodarze mogli wziąć ich po prostu za kolejną dryfującą w przestrzeni skałę.
-
Tak, tak, jak mówiłem mam tu jeszcze kilka długów do ściągnięcia - Mudd badawczo przyjrzał się Gedeonowi, następnie przenosząc spojrzenie na jego okręt, by ponownie wrócić do najemnika. -
Zdobyłem obiecane ładunki wybuchowe, udało mi się nawet załatwić to cacko i kilka rąk do pomocy.
Tu skinął głową wpierw na mnicha, a później turianina. Obaj po prostu badawczo przyglądali się Sulhowi, po czym Corax zdecydował się odezwać.
-
Za ile wyruszamy? - Obwieszony ostrzami mieszkaniec Palavenu zdawał się w ogóle nie brać pod uwagę, że Gedeon mógł nie być fanem zabierania nieoczekiwanych pasażerów. Jego niewielkie, żółte oczy uważnie lustrowały za to jego postać. Mimowolnie plecy Tau przeszło to niezbyt komfortowe mrowienie. Dziwne uczucie kiedy tak uważnie przygląda ci się osoba bez wątpienia podświadomie dostrzegając miejsca gdzie można umieścić kawałek hartowanej stali, by wywołać możliwie jak największe i zdecydowanie najdłużej trwające cierpienia. Wufei póki co milczał, bardziej skupiony na analizowaniu przy pomocy omni-klucza konstrukcyjnego ustrojstwa, które przytargali ze sobą do doków. Dopiero po chwili sam postanowił włączyć się do rozmowy.
-
Kapsuła zdaje się być gotowa, to nasz środek transportu?
Azjata odwrócił się i dokładnie obejrzał okręt należący do Tau, kiwając przy okazji z uznaniem głową. Póki co widocznie nie miał zamiaru wyrażać swojej opinii słowami. Zamiast niego do głosu doszedł Mudd, który jak to on w obliczu szansy na spory zarobek, wyraźnie się niecierpliwił.
-
W pojeździe znajduje się wszystko o co prosiłeś - zmienił nieco temat, by po chwili z lekkim zmieszaniem dodać. -
Prawie wszystko ... niestety nie udało mi się dostać żadnych modyfikacji do broni, które nie wyglądałyby jakby miały się za chwilę rozlecieć. Wolałem nie ryzykować, sam rozumiesz, to zbyt ważne zlecenie.
Po tym jak volus wreszcie zamilknął, zapanowała dość niezręczna cisza. Gedeon musiał przyznać, że został trochę zaskoczony tym swoistym rozmachem z jakim Mudd podszedł do sprawy. Z drugiej strony nie był do końca przekonany co do wizji współpracy z dwoma najemnikami. To nie on im płacił, robił to volus i Sulh nie był na tyle głupi by zacząć się łudzić, że nie mieli się go pozbyć w sekundę po tym jak ostatni z piratów pożegna się z życiem. Z drugiej jednak strony mogli okazać się przydatni, choćby na początku. No i cholera wie jak zareaguje Mudd na ewentualną odmowę Gedeona.